30 marca 2015

085. Rozdanie na Krańcu Tęczy

Ale ze mnie zła blogerka. Zapomniałam o urodzinach bloga. Dokładnie 8 marca 2014 roku na Krańcu Tęczy opublikowany został pierwszy post. "Ale ten czas zleciał" jest frazesem oklepanym, ale w tej sytuacji pasuje idealnie. te dwanaście miesięcy minęło nie wiadomo kiedy. I znów człowiek o rok starszy.

Dla tych z Was, dzięki którym ten blog nie umarł śmiercią naturalną i nie poszedł w zapomnienie, mam wiosenne rozdanie. Mam nadzieję, że nagrody Wam się spodobają, i chętnie się zgłosicie. Nie ma wiele warunków do spełnienia. Szczegóły poniżej.


Do wygrania:
- Avon, żel pod prysznic
- The Body Shop, odżywka do włosów bananowa
- Natural Extracts, peeling do stóp
- Yves Rocher, krem do rąk
- Bania Agafii, maseczka do twarzy oczyszczająca
- WoodWick, wosk zapachowy
- Rimmel, lakier do paznokci (White Hot Love)
- próbki

Wszystkie nagrody są nowe i nieużywane. 

Aby zgłosić się wystarczy:
- być publicznym obserwatorem bloga (warunek konieczny)
- zostawić pod tym postem zgłoszenie (warunek konieczny)
Dodatkowo można zwiększyć swoje szanse:
- dodając banner na swoim blogu (+1 los)
- obserwatorzy sprzed rozdania otrzymują dodatkowy los
- jeśli w rozdaniu wezmą udział najaktywniejsi komentatorzy, również otrzymają dodatkowy los



Wzór zgłoszenia:
Obserwuję jako: 
Banner: Tak/Nie (adres bloga)
Obserwator sprzed rozdania: Tak/Nie
Najaktywniejszy komentator: Tak/Nie
Mail: 

Zgłaszać się można do 18.04.2015. Zgłoszenia anonimków nie będą brane pod uwagę :) Pamiętajcie, żeby się zalogować na swoje konto.





Regulamin:
1. Organizatorem oraz sponsorem konkursu jest autorka bloga.
2. Zgłaszać się można do 18.04.2015 pod tym postem (zgłoszenia pozostawione w innym miejscu nie będą brane pod uwagę).
3. Ogłoszenie wyników nastąpi do 5 dni po zakończeniu zbierania zgłoszeń.
4. Zwycięzcą zostać może tylko jedna osoba.
5. Po ogłoszeniu wyników do zwycięzcy wysłany zostanie mail z wiadomością. Na dane do wysyłki czekam 3  dni, po tym terminie, jeśli nie otrzymam odpowiedzi, losowanie zostanie powtórzone.
6. Nagroda wysyłana jest na terenie Polski.
7. Pod uwagę brane będą tylko te zgłoszenia, które spełnią warunki obowiązkowe. Zgłoszenia od osób anonimowych (niezalogowanych na konto blogger) nie będą brane pod uwagę.
8. Osoby, które zaobserwują blog tylko na czas rozdania, nie będą mogły brać udziału w następnych konkursach organizowanych na blogu.
9. Zastrzegam sobie prawo, do ewentualnej zmiany regulaminu.
10. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

23 marca 2015

084. Yves Rocher, Krem do rąk czarne owoce

Jeszcze do niedawna problem suchych dłoni zupełnie mnie nie dotyczył. W ogóle nie używałam kremów do rąk, nie miałam pojęcia co to szorstkie dłonie, ściągnięta czy pękająca skóra. Tego lata jednak moje dłonie nagle zaczęły się buntować. Może po prostu się starzeją i w ten sposób domagają się uwagi? Teraz w mojej torebce obowiązkowo musi być krem do rąk, a mnie już nawet nie trzeba przypominać o jego stosowaniu. Najbardziej wysuszoną mam skórę na kostkach i między palcami. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Z silnymi detergentami  mam bardzo rzadki kontakt. Zimą stale chodziłam w rękawiczkach, nie wystawiałam ich więc na zimny wiatr. Robię im peelingi i maski (może niezbyt regularne, to prawda), i nic. Moja mama i siostra zawsze miały takie suche dłonie, i teraz chyba i u mnie ta rodzinna cecha się odezwała.

Dziś chciałabym Wam przedstawić krem, który od jakiegoś czasu gości w mojej torebce. Jest to miniaturka, którą dostałam jako gratis do zakupów.


Co mówi producent?

Skład

AQUA, METHYLPROPANEDIOL, GLYCERIN, GLYCERYL STEARATE CITRATE, ISOPROPYL PALMITATE, CAPRYLIC TRIGLYCERIDE, STEARYL ALCOHOL, CETYL ALCOHOL, CENTAUREA CYANUS FLOWER WATER, DIMETHICONE, PRUNUS AMYGDALUS DULCIS OIL, PHENOXYETHANOL, PARFUM, CARBOMER, SODIUM HYDROXIDE, TETRASODIUM EDTA, LIMONENE, SODIUM BENZOATE, POTASSIUM SORBATE, CITRIC ACID

Co widać gołym okiem?

Próbka ma pojemność 30ml, czyli tyle, ile niektóre pełnowymiarowe kremy do rąk. Tubka jest miękka i bardzo poręczna, idealna do torebki. Krem ma rzadką konsystencję i mocny, słodko-kwaśny zapach, charakterystyczny dla całej zimowej linii Czarne Owoce. 

Moja opinia

Bardzo podoba mi się zapach tego kremu. Jest on mocny i dość długo wyczuwalny na dłoniach. Łatwo się wchłania i nie zostawia nieprzyjemnej tłustej powłoczki. Działanie określiłabym jako poprawne. Bezpośrednio po nasmarowaniu nim dłonie są miękkie i gładkie, efekt ten utrzymuje się jednak zaledwie 2-3 godziny. Nie jest to więc krem, który nasze dłonie zregeneruje. Dobry do torebki, do szybkiego poratowania. 





21 marca 2015

083. Czekoladowy deser w pucharku

Wolny weekend, piękne słoneczko. Ach, aż chce się żyć. Wiecie na co mam największą ochotę? Na pracę w ogródku. Uwielbiam kopać w ziemi, siać i patrzeć później, co też mi tam wyrasta. Pamiętam, że kiedy dawno temu, kiedy z bloku mieliśmy przeprowadzić się do kamienicy, ja i siostra strasznie się buntowałyśmy i narzekałyśmy. Ja automatycznie przestałam, kiedy dowiedziałam się, że będziemy mieli ogródek. Dla mnie to największa radocha móc upaprać się ziemią i dłubać tam sobie i dłubać.

W Waszych miastach też są organizowane jarmarki świąteczne? W moim był przed Bożym Narodzeniem. Na Wielkanoc zorganizowali taki w Katowicach.


Oprócz wielgachnych pisanek na, nazwijmy to szubienicy, dyndają jeszcze dwa barany. Nie powiem, ciekawa ozdoba. Trochę przerażająca, ale intrygująca. Niestety w samych budkach nic interesującego w sumie nie ma. Trochę pisanek, wędliny oraz mnóstwo innych drobiazgów w ogóle ze świętami nie powiązanych.

Siedząc w pracy wpadłam na pomysł szybkiego i prostego deseru. Budyń czekoladowy, bita śmietana i pokruszona czekolada. Pychota. Najlepiej smakuje chłodzony przez całą noc w lodówce.


Taki post o niczym. Zabieram się za pisanie czegoś porządnego, bo w przyszłym tygodniu nie znajdę chyba ani odrobiny czasu na bloga.

19 marca 2015

082. Avon, pierniczkowy płyn do kąpieli.

O zimie większość z nas już nie pamięta, jesteśmy już w temacie wiosny i zbliżających się świąt, a mnie ciągle o mroźnych wieczorach przypomina stojący na łazienkowej półce ciasteczkowy płyn do kąpieli. Miał być typowym umilaczem, dającym piękny zapach i mnóstwo piany. Czy właśnie taki się okazał?


Płyn pochodzi z edycji świątecznej, która pojawiła się w Avon przed Bożym Narodzeniem. Ma pojemność 500 ml, kosztował ok. 10 zł. W opakowaniu pachnie cudownie - świątecznymi pierniczkami. Teraz tego zapachu raczej nikt by nie wybrał, ale przypomnijcie sobie szał grudniowy, kiedy wszystko co cynamonowe automatycznie zwracało naszą uwagę. 

Płyn daje całkiem sporo piany, która nie znika od razu po wejściu do wanny ale towarzyszy nam przez całą kąpiel. Trochę to denerwujące, bo później trzeba męczyć się z jej spłukiwaniem, ale lepsze to niż kilkuminutowy efekt pierzyny. Zapach podczas kąpieli zupełnie niewyczuwalny. Próbowałam lać płynu naprawdę dużo (na zdjęciu poniżej macie ubytek płynu po dwóch kąpielach), i dalej nic nie czułam, mimo że odległość od nosa do wody była naprawdę mała. 

Resztę płynu postanowiłam zużyć na kąpiele samych stóp. Podczas stania na przystankach wieczorami stopy strasznie mi marzną. Pierwsze więc co robię po powrocie do domu, to moczę je w gorącej wodzie, wtedy od razu robi mi się cieplej, nie tylko w stopy. O dziwo, wtedy zapach rozchodzi się po całej łazience. Może jednak do wanny faktycznie dawałam go za mało, albo mój nos  w okresie świąt był już uodporniony na zapach pierniczków.

Płyn nie spowodował u mnie przesuszenia skóry, swędzenia czy podrażnień. Nie barwił wody ani jej nie tłuścił. 


Czy u Was też panuje taki szał na Quizwanie? Ja totalnie uzależniłam się od tej gry, wszędzie szukam WiFi do którego mogłabym się podpiąć. Jeśliby ktoś chciał zmierzyć się ze mną, mój nick to Iris2.



16 marca 2015

081. Zniewolony, Pompeje

Pierwszy film obejrzałam już baaardzo dawno temu,  dziś znalazłam jego recenzję w wersjach roboczych. Drugi widziałam kilka dni temu, w ramach wieczornego zrelaksowania się. Obydwa filmy miały być filmami zdecydowanie nie lekkimi, raczej smutnymi i przede wszystkim prawdziwymi. Jakie jednak się okazały?



Solomon jest wolnym mieszkańcem Nowego Jorku. W skutek intrygi uknutej przez dwóch oszustów, zostaje sprzedany jako niewolnik i wywieziony na południe kraju, do pracy na plantacjach. Film jest oparty na faktach, i opowiada historię 12-letniej niewoli Solomona Northupa.
Kiedy tylko obejrzałam zwiastun tego filmu wiedziałam, że na pewno mi się spodoba. Oczekiwałam od niego naprawdę silnych emocji, wiadomo przecież, że właśnie tak są nacechowane wszystkie opowieści o niewolnikach pracujących na plantacjach. Niestety, na tym filmie zawiodłam się.
Historia porwania i niewolniczej pracy na pewno była straszna, mam jednak wrażenie, że reżyser nie do końca poradził sobie z przedstawieniem jej. Tematyka ciekawa, ale film mnie po prostu nudził i ledwo wytrwałam do końca. Brakło mi w nim mocnych scen, które na długo zapadłyby w pamięć. Nie podobało mi się też silne rozgraniczenie pomiędzy Solomonem i resztą niewolników. Główny bohater podkreślał, że jest wolny, że został porwany i nie jest tak naprawdę niewolnikiem. A reszta niewolników, to przepraszam bardzo, skąd się wzięła? Czy oni też nie byli, przynajmniej większość z nich, albo z ich przodków, wolnymi ludźmi? Jeśli Solomon uważał się za lepszego od nich, a ich za podludzi, to w sumie bardzo dobrze, że dane mu było zasmakować ich losu.
Podsumowując, tematyka zdecydowanie warta uwagi, sam film już niekoniecznie. Jeśli poleciłabym go komuś obejrzeć to tylko po to, by zapoznał się z prawdziwą historią Solomona Northupa. 



Starożytność to zdecydowanie moja ulubiona epoka, a Pompeje to jeden z lepszych motywów, jakie spotkać można w filmach czy książkach. Widziałam i czytałam o tym już sporo, a dalej nie mam dość. Film miał mnie zachwycić efektami specjalnymi, fabułą i obsadą aktorską. Czy tak się stało? Zdecydowanie nie.
Zacznijmy od aktorów. Emily zagrała bardzo dobrze, ale Kit...Mam wrażenie, że wchodząc na plan (nie ważne, czy to Pompeje czy Gra o tron), wkłada jedną i tę samą maskę. Chmurne, trochę smutne spojrzenie spod grzywy ciemnych loków. Zero emocji. Nie ważne czy mówi "zabiję cię" czy "kocham cię".
Efekty specjalne - zrobione bardzo dobrze, nie przypomina to gry komputerowej ALE kto wpadł na durny pomysł, by zniszczyć Pompeje ognistymi kulami? Po samym plakacie widać, że reżyser postawił na ogień. A przecież to zupełnie nie tak było. Pliniusz Młodszy  raz tylko wspomina o ognistych błyskach. Wezuwiusz najpierw wyrzucił żużel, a później dym i popiół. I cała zagłada trwała dwa lub trzy dni (zalezy od kiedy liczyć), a nie kilka godzin, jak w filmie. To strasznie mi się nie spodobało. Reżyser na siłę chciał mieć ogromną katastrofę, której nikt nie przeżył. Postanowił więc nie wspominać o tym, że spora część mieszkańców miasta zdołała się uratować.
A jak z fabułą? Ta też mnie nie zaskoczyła. Gladiator zakochuje się z wzajemnością w bogatej dziewczynie, ucieka z areny, kiedy amfiteatr wali się w skutek trzęsienia ziemi. Reszta filmu to ucieczka przed senatorem no i ogniem. Jak dla mnie, za dużo tej ucieczki. Gdyby podliczyć wszystkie sceny, w których Milo i Cassia uciekali konno, byłoby to dobre 10 minut. 
Żeby jednak nie było, że film jest absolutnie nie do obejrzenia, powiem, że sceny walk były bardzo udane. No i te nieszczęsne efekty specjalne też wypadły całkiem zgrabnie, mimo że nie na miejscu.


Widziałyście któryś z filmów? Lubicie którąś tematykę? A może zna ktoś ciekawy film o Pompejach, w których jest popiół, a nie ogień?


15 marca 2015

080. Avon, Jedwabisty mus do ciała z masłem shea i czekoladową truflą

Jak się człowiek porządnie wyśpi, to wszystko od razu wydaje się lepsze. Taki mam dzisiaj leniwy dzień, a jutro szykuje się ciąg dalszy, bo właśnie uświadomiłam sobie, że nie mam po co jechać na uczelnię. Żyć, nie umierać. Ja, zazwyczaj taka leniwa w kwestii pielęgnacji włosów, postanowiłam im dzisiaj zrobić prawdziwą niedzielę i je naolejowałam. Włosów jednak fotografować nie potrafię, więc nie o niedzieli do włosów będę dzisiaj pisała, a o pewnym apetycznym masełku do ciała.


Co mówi producent?
W zasadzie to nie mówi nic...

Co widać gołym okiem?
Plastikowe opakowanie, dolna część przezroczysta. Całość zabezpieczona mocno przyklejoną folią. Masełko ma kolor brązowy z przebłyskiem złota. Konsystencja typowego masełka - ani rzadka, ani gęsta, dobrze się rozprowadza po skórze. Zapach? Cudowny, to zdecydowanie niedopowiedzenie. To autentyczna czekolada. Zapach bardzo mocny, długo utrzymuje się na ciele. Nie wyczuwam w nim żadnej sztuczności.


Pojemność
200 ml

Cena
Ok. 20 zł, Ja kupiłam w promocji za 12.

Dostępność
Avon

Skład
AQUA, STEARIC ACID, GLYCERIN, BUTYLENE GLYCOL, MACADAMIA TERNIFOLIA SEED OIL, PHENOXYETHANOL, SESAMUM INDICUM SEED OIL, PARFUM, TRIETHANOLAMINE, DIMETHICONE, HYDROGENATED POLYISOBUTENE, PEG-8, METHYLPARABEN, GLYCERYL STEARATE SE, ETHYLPARABEN, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, PROPYLENE GLYCOL, ALCOHOL DENAT, TETRASODIUM EDTA, GLYCERYL ACRYLATEA/ACRYLIC ACID COPOLYMER, BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA) BUTTER, THEOBROMA CACAO (COCOA) EXTRACT, TUBER MAGNATUM EXTRACT, CI19140. CI 17200, CI 42090

Na składach ni w ząb się nie znam, ale wydaje mi się, że coś tu jest nie tak. Niby na samej górze gliceryna i olej makadamia, ale zaraz później aromat i parabeny. Masło shea, które jest w nazwie musu, na samiutkim końcu składu.



Moja opinia
Poznałam całkiem sporo kosmetyków z Avonu i z większością jest tak, że ładnie wyglądają i pachną, ale prawie w ogóle nie działają. Majątku nie kosztują, więc ogromnego rozczarowania nie ma, jednak fajnie byłoby, gdyby jednak coś zdziałać potrafiły.
Mus ten kupiłam ze względu na zapach. Po wywąchaniu katalogu wiedziałam oczywiście, że to nie będzie ten sam zapach, no ale czekolada to czekolada - mieć muszę. Zapach okazał się cudowny - mocny, czekoladowy, bez sztucznych nut. Konsystencja bardzo dobra, mus wspaniale rozprowadza się po skórze, i bardzo szybko się wchłania. Dla mnie jest to bardzo ważne, bo nigdy nie czekam z ubraniem się w piżamę, aż balsam się wchłonie, jeśli trwa to długo. 
Jak jest jednak z nawilżeniem? Przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Chciałam pięknego zapachu, a dodatkowo otrzymałam najdłuższy efekt nawilżonej skóry, jaki do tej pory udało mi się uzyskać. Mus nie zostawia lepkiej warstwy, a mimo to czuć, że skóra jest nawilżona. Nie ma na niej tego poślizgu co na suchej. Efekt ten utrzymuje się przez cały następny dzień. Skóra jest mięciutka, jakby bardziej sprężysta i pachnie czekoladą. Mus z czekoladową truflą i masłem shea (hm, powiedzmy, że ono tam jest) został moim ulubieńcem.
A teraz wyobraźcie sobie moją rozpacz, kiedy w dwóch następnych katalogach go już nie widziałam.


Na blogu ciągle gości zima. Chciałam dziś siąść i jakiś kolorowy wiosenny szablon zrobić, a tu komputer odmówi posłuszeństwa i się włączyć nie chciał. A tam photoshop, wszystkie czcionki i kody do szablonów :( Mam nadzieję, że jednak ożyje.


12 marca 2015

079. Inspiracje - parapety.

Mam prawdziwą manię na punkcie parapetów. Dają ogromne pole do popisu, wystarczy wysilić trochę wyobraźnię, ewentualnie przekopać internet. Moje okna, niestety, usytuowane są tuż obok drzwi wejściowych. A że mieszkam w kamienicy, i to na parterze, sporo osób mi się pod nimi kręci. Na szczęście tylko inni mieszkańcy, nie ma tam żadnego chodnika, ale mimo wszystko potrafi mnie to wnerwić. Muszę też pamiętać, że cokolwiek na parapecie postawię, widzieć będą to wszyscy, bo rolet przez cały dzień nie mogę mieć opuszczonych.

Moim największym parapetowym marzeniem jest szerokie siedzisko i stos poduszek. Żebym mogła siedzieć sobie tam wieczorem, czytać książki, pisać albo po prostu gapić się na gwiazdy z kubkiem ciepłej herbaty w dłoniach. Do tej mojej obsesji z pewności przyczyniła się amerykańska popkultura, a już z pewnością pokoje bohaterek dwóch seriali, które oglądam.





Taki parapet siedzisko to oczywiście większe przedsięwzięcie, nie wystarczy kupić kilku dodatków jak w przypadku innych aranżacji. Ja pod oknem mam kaloryfer, więc o wieczornym przesiadywaniu na takim parapecie mogę zapomnieć.

Co jeszcze kreatywnego można zrobić z parapetem? Można oczywiście zamienić go w mini ogród.






Tak jak kolorowe kwiaty kocham, zielonych po prostu nie znoszę. Gdybym mogła, pozbyłabym się ich wszystkich z mieszkania. Co to za kwiat, który nie kwitnie? Latem oczywiście zdobyć kwiaty jest łatwiej, bo wystarczy przejść się na spacer i nazbierać dowolnego kwitnącego zielska - darmowy bukiet gotowy. Zimą jednak też nie musimy się wykosztowywać, takie supermarkety jak Lidl czy Biedronka prawie cały czas mają w ofercie kolorowe bukiety w atrakcyjnych cenach. 


Kolejnym pomysłem na parapet mogą być świeczki. Świeczki duże, świeczniki, latarenki. Do wyboru do koloru. Zapalone wieczorem dają wprost magiczny efekt. 



Jeśli zaczyna brakować nam już miejsca w biblioteczce, na na parapecie możemy ustawić też książki. Z pewnością wygodne rozwiązanie,




A jeśli ktoś ma w nadmiarze kotów...

można i tak :)




Najciekawsze aranżacje to oczywiście połączenie różnych elementów. Niekoniecznie w tych samych kolorach, niekoniecznie pasujących do siebie na pierwszy rzut oka. Grunt to żeby całość cieszyła oko, przede wszystkim nasze. Moje oczy najbardziej cieszą się na widok kwiatów i świec.

A oto mój parapet, na którym ciągle coś przestawiam i dostawiam.


Ostatni zielony nudziarz, jaki ostał się na moim parapecie. Na dodatek w zielonej doniczce (na zdjęciu jakoś tak wyblakła), która nijak nie pasuje ani do koloru ścian, ani do niczego innego w moim pokoju.



Taką oto buteleczkę kupiłam w Pepco za 3zł. Chyba jest jakaś magiczna, bo zapewniła kwiatkowi prawdziwą nieśmiertelność,


Ten oto piękniś ma już dwa tygodnie. Nie wygląda, prawda?

9 marca 2015

078. Garnier, odżywka z olejkiem awokado i masłem karite

Czy w Was też pozytywne opinie i zachwyty innych nad jakimś kosmetykiem napełniają nadzieją i myślami: oto ideał, u mnie też na pewno spisze się cudownie? Ja czasami ulegam takim myślom i kupując dany kosmetyk, i nawet do głowy mi nie przychodzi, że może akurat u mnie tak super nie będzie. No i czasami później doznaję ogromnego zawodu. Jak to było w przypadku odżywki Garniera? Zapraszam na recenzję.


Co mówi producent?

Co widać gołym okiem?
Opakowanie jest w ładnym, żółto brązowym kolorze. Podoba mi się też wytłoczony przy zamykaniu listek. Minusów ma jednak więcej niż plusów. Plastik, z którego wykonane jest opakowanie, jest wyjątkowo twardy, i nawet kiedy w środku jest mnóstwo odżywki, trzeba się trochę nasiłować. Problematyczne jest też otwieranie. Jest ono bardzo wąskie i otwierać je trzeba jednym palcem. Przy dłuższych paznokciach może to być problemem. Nie wiem czy to tylko moje opakowanie miało takie defekt, ale brzegi otwierania są ostre i kilka razy się nimi po prostu pokaleczyłam.

Sama odżywka jest koloru żółtego i naprawdę pięknie, trochę słodko, pachnie.

Pojemność
200 ml

Cena
ok. 7 zł.

Dostępność
drogerie, pewnie też niektóre hipermarkety

Skład


Moja opinia

Dla mnie ta odżywka to totalną porażka. W momencie aplikacji byłam zachwycona. Podobała mi się konsystencja i piękny zapach. Jednak po wysuszeniu włosów nie zobaczyłam żadnych efektów. Po kilku użyciach włosy były w zauważalnie gorszym stanie. Suche, spuszone. Odstawiłam odżywkę i wszystko minęło. Sięgnęłam po nią kilka dni później i znowu, już za pierwszym razem, gigantyczny przesusz. Tak więc, nie wszystko co wydaje się dobre w internecie, musi być dobre dla mnie. 

6 marca 2015

077. Dziewczęcy manicure z białymi kwiatuszkami

Dla wszystkich tych, którzy nie mogą pochwalić się wybitnymi zdolnościami w kwestii ozdabiania paznokci, ratunkiem są naklejki. Pamiętam, że jeszcze w gimnazjum często ozdabiałam tak swoje poobgryzane paznokcie, później jakoś o tym zapomniałam i stawiałam raczej na jeden kolor.
Niedawno, przeglądając kuferek mojej siostry, znalazłam arkusik naklejek - delikatnych białych kwiatuszków. Oto, jak prezentowały się na paznokciach.




Użyte lakiery:
- Wibo Extreme Nails, nr 539
- GoldenRose, nr 79

Białe kwiatuszki i dwa odcienie różu wyglądają według mnie bardzo słodko i dziewczęco. Naklejki dobrze przylegały do płytki paznokcia i wytrzymały aż do zmywania, a nie używałam na nich żadnego topu. 

Jak Wam się podobają?



5 marca 2015

076. Projekt denko - luty



Z prawie tygodniowym poślizgiem, jest wreszcie denko. Pamiętacie, jak jeszcze niedawno pisałam, że doskwiera mi nuda i nie mogę sobie żadnego zajęcia.znaleźć? Teraz ledwo pamiętam, jak to jest cały dzień chodzić sobie w starych dresach po domu, nieumalowana i nie mająca zupełnie żadnej rzeczy pilnie do zrobienia. Znalazłam pracę - żadna wymarzona ani mega rozwijająca, zwykła praca dodatkowa dla studentki. teraz próbuję ją pogodzić z zajęciami i jeszcze jedną dodatkową pracą. Ale powiem Wam, że coraz lepiej mi to idzie. Dzisiaj zdążyłam nawet na zakupy pójść i obiad ugotować. A teraz, po długiej (jak dla mnie za długiej) przerwie, piszę wreszcie notkę.


1. Alterra, szampon do włosów z kofeiną - przyjemny szampon o świeżym grejpfrutowym zapachu. Recenzja. Chętnie kupię ponownie.

2. Garnier, odżywka awokado i masło karite - ta odżywka to jedna wielka katastrofa, przynajmniej na moich włosach. Po raz pierwszy spotkałam się z efektem przesuszenia po użyciu odżywki (po samym szamponie były w o wiele lepszym stanie). Mojej siostrze również nie pasowała, leci więc do kosza. Nie kupię ponownie.


3. BeBeauty, płyn micelarny - sprawdza się przy zmywaniu zwykłego, nie wodoodpornego makijażu. Jak dla mnie bardzo dobry, na razie nie planuję go zmieniać. Kupię ponownie,

4. Flos-Lek, żel ze świetlikiem lekarskim i herbatą - zmarszczek ani cieni pod oczami nie mam, potrzebowałam więc tylko dobrego nawilżenia. Żel faktycznie to robił, że żeby jakoś super mocno, to powiedzieć nie można. Do tego był zupełnie niewydajny. Starczył mi na jakieś 1,5 nieregularnego stosowania. Raczej nie kupię ponownie, skupię się szukaniu czegoś mocniejszego.


5. Joanna, truskawkowe mydło do rąk - przyjemny zapach, ale niestety wysuszało dłonie. Nie kupię ponownie.

6. Avon, żel pod prysznic jaśmin i róża - mój ideał. Żel ten kupowałam dawno temu, później go wycofali, teraz wrócił w całkiem innej szacie graficznej i w innej kolorystyce (przedtem był czerwony). Ale się zdziwiłam, kiedy odebrałam zamówienie i okazało się, że to TEN zapach. Z pewnością kupię ponownie.


Próbka kremu Barwy podobała mi się, zastanawiam się nad kupnem pełnowymiarowego kremu. Zmywacz Sensique gości u mnie już dobrych kilka lat. Wosk Lilac Petals to najprawdziwszy, trochę słodki bez. Idealny zapach do palenia w ciągu dnia, kiedy słońce pięknie świeci, ale na prawdziwy kwitnący krzak bzu jeszcze jest za wcześnie.


W lutym denko strasznie małe, ale kilka rzeczy błyska już do mnie dnem, w przyszłym miesiącu będzie pewnie lepiej.