27 lutego 2016

160. Zimowy Konkurs na Krańcu Tęczy - wyniki

Właśnie miałam zabrać się za pisanie kolejnego posta, kiedy przypomniałam sobie o moim konkursie. Czy on się aby nie skończył? Ano jasne, że się skończył i to kilka dni temu. Tak się ostatnio skupiłam na nauce, że laptopa włączałam tylko po to, żeby robić kolejne testy. 

Żeby nie trzymać Was dłużej w niepewności, szybciutko podaję wyniki. Zwycięzcą zostaje...





Gratuluję i już wysyłam wiadomość :)

23 lutego 2016

159. Seboravit, odżywka do włosów tłustych

Moje włosy zawsze szybko się przetłuszczały. Nakładanie odżywek często kończyło się przyklapem, a myć nadal muszę je codziennie. Przyzwyczaiłam się do tego, ale nie znaczy to, że nie próbuję od czasu do czasu kosmetyków do włosów przetłuszczających się. Szampony niezwykle rzadko dają jakiś efekt. Jakiś czas temu znalazłam w sklepie internetowym odżywkę Seboravit do włosów tłustych.


Odżywka okazała się właściwie wcierką. Jej aplikacja nie należy do najłatwiejszych (przynajmniej dla mnie). Większość dostaje się na włosy, nie na skórę, i to tylko punktowo. A i tak całość śmierdzi strasznie. Kojarzycie szampony z czarną rzepą? Kiedyś u mnie w łazience zawsze stała butelka takiego szamponu, więc jego okropny zapach jest mi dobrze znany. Ta odżywka pachnie identycznie. Na szczęście na drugi dzień rano nic już nie czuć.


Zalecenia:
- włosy tłuste i przetłuszczające się
- tłusta skóra głowy
- łupież i świąd skóry spowodowany łojotokiem

Sposób użycia: niewielką ilość odżywki wmasować w wilgotną lub suchą skórę głowy. Nie spłukiwać. Stosować co drugi dzień. Przed użyciem wstrząsnąć. 

SKŁAD
AQUA, ALCOHOL DENAT, RAPHANUS SATIVUS ROOT EXTRACT, PEG-40 HYDROGENATED CASTOR OIL, PANTHENOL, ARCTIUM LAPPA ROOT EXTRACT, ACORUS CALAMUS ROOT EXTRACT, CITRIC ACID, PARFUM, HEXYL CINNAMAL, BUTHYLPHENYL METHYLPROPIONAL, CITRONELLOL.   


Odżywka znajduje się w ciężkiej, szklanej  butelce zakręcanej korkiem. Pojemność odżywki to 100 ml, a jej koszt to 7,50 na stronie Farmony (lub ezebra). Wydajność jest bardzo dobra, ponieważ na skórę aplikujemy bardzo niewielką ilość. Inaczej wszystko nam spłynie. Stosuję ją od dwóch miesięcy mniej lub bardziej regularnie, zawsze jednak co najmniej dwa/trzy razy w tygodniu, a zużyłam troszkę ponad połowę.


Do stosowania tej odżywki podeszłam z zapałem i przez pierwsze trzy tygodnie używałam jej dokładnie co dwa dni. Podczas aplikacji zachowywała się jak woda, skóra głowy ani mnie nie piekła, ani nie swędziała. Nie było też niestety żadnych efektów w kwestii przetłuszczania się włosów. Pozostało ono takie same i ta odżywka nic nie zmieniła. Jeśli zdarzyło mi się mieć jakąś rankę lub strupka, strasznie wtedy wyszczypał zawarty w składzie alkohol. Nie przesuszył on jednak skóry głowy na tyle, żebym nabawiła się łupieżu. Koniec końców odżywko-wcierka okazała się zupełnie obojętna dla mojej skóry głowy. A szkoda, bo czytałam, że u niektórych dziewczyn się sprawdziła. Resztę zużyję, pamiętając o systematyczności. Być może jest to tego rodzaju kosmetyk, który działa dopiero po kilkumiesięcznej kuracji. 


Przypominam o trwającym na blogu konkursie
http://kraniec-teczy.blogspot.com/2016/01/154-zimowy-konkurs-na-krancu-teczy.html


 

19 lutego 2016

158. Norel Dr Wilsz, Żel oczyszczający z kwasem migdałowym

Niektóre blogerki mają prawdziwy dar przekonywania. Ile razy zdarzyło Wam się, że po przeczytaniu jednej recenzji wiedziałyście, że to kosmetyk dla Was? Że to produkt absolutnie wspaniały, który rozwiąże Wasze wszystkie problemy i który po prostu pokochacie. 
Mnie coś takiego zdarza się rzadko, nie mniej zdarza się. Zazwyczaj porównuję opinie i nie napalam się tak bardzo. W przypadku tego żelu było jednak zupełnie odwrotnie - wszystko w nim miało być wspaniałe i nawet nie dopuszczałam myśli, że może być inaczej.


Delikatny żel do głębokiego oczyszczania każdego rodzaju cery. Pozostawia skórę idealnie czystą, gładką i świeżą. Zawiera antybakteryjny i normalizujący kwas migdałowy (6%) oraz łagodzące ekstrakty z astragalusa i lukrecji. 


SKŁAD

AQUA, PROPYLENE GLYCOL, COCAMIDOPROPYL BETAINE, MANDELIC ACID, COCO GLUCOSIDE, PANTHENOL, GLYCYRRHIZA GLABRA ROOT EXTRACT, ASTRAGALUS MEMBRANACEUS ROOT EXTRACT, HYDROXYETHYLCELLULOSE, PHENOXYETHANOL, ETHYLHEXYLGLYCERIN, PARFUM.  


Opakowanie żelu nie wyróżnia się spośród innych. Nic wymyślnego. Podoba mi się, że jest naprawdę porządnie zrobione. Dozownik ma funkcję blokady, która naprawdę działa. Butelkę można przechowywać w dowolnej pozycji, a i tak nic z niej nie wycieknie. Prawdziwa wygoda.

Pojemność żelu to 200 ml, i dostępny jest on w Douglasie w cenie 39 zł.


Zapach żelu, niestety, do najprzyjemniejszych nie należy. Dla mnie pachnie trochę jak lekarstwo, a trochę jak środek dezynfekujący. Nieprzyjemnie kojarzy mi się ze szpitalem. Ale ponieważ zapach to kwestia indywidualna, komuś innemu może podpasować. 
 Żel bardzo ładnie się pieni, wystarczy dosłownie odrobina. Ja do umycia twarzy i szyi wykorzystuję trzy niezbyt duże pompki. Po myciu czuć delikatne ściągnięcie, jednak jak na produkt zawierający w składzie kwas, przesuszenie jest minimalne.  

Żel spełnił wszystkie moje oczekiwania. Jest silny i delikatny zarazem. Po umyciu nim skóra jest bardzo gładka i miękka, jakbym zafundowała jej peeling i maseczkę w jednym. Systematyczne używanie oczyszcza pory i zapobiega powstawaniu zaskórników, a także w widoczny sposób zmniejsza ilość wyprysków. W 100% ich nie likwiduje, ale pomaga nad nimi zapanować. Wszystko też goi się ładniej i szybciej. Moja skóra się nie przesuszyła, nie zauważyłam żadnych suchych skórek, mimo że ostatnio bardzo rzadko używam peelingu. 
Podsumowując, żel jest świetnym rozwiązaniem dla problematycznej cery, bo działa mocno, a jednocześnie delikatnie.



Przypominam o trwającym na blogu konkursie
http://kraniec-teczy.blogspot.com/2016/01/154-zimowy-konkurs-na-krancu-teczy.html



 



17 lutego 2016

157. Nowości grudzień/styczeń.

Sesja egzaminacyjna oraz ciężki okres w pracy zupełnie pozbawiły mnie sił. Będąc w domu miałam siłę tylko na czytanie książek i oglądanie seriali. Na Waszych blogach mam jeszcze większe zaległości niż na moim własnym. Dziś, zaglądając na blogerra, uświadomiłam sobie ile to już czasu minęło. I że naprawdę mi tego brakowało. 

Dziś lekki post z nowościami z końcówki grudnia i stycznia. W lutym, póki co, kupiłam tylko pastę do zębów i kredkę do oczu :) Przybyło za to nowych ubrań i torebek, więc tak czy inaczej nic mi się przyoszczędzić nie udało.


W moich trudach o naturalne fale postanowiłam wspomóc  się lotionem Joanny do układania włosów. Pachnie ładnie, włosy faktycznie są po nim bardziej podatne na układanie (loczki po warkoczykach były bardziej widoczne), bardzo jednak skleja włosy. 

Lakier Palette jak to lakier, rzadko go używam, bo rzadko cokolwiek udaje mi się na włosach wyczarować, żeby to utrwalić. Lakierów jednak bardzo nie lubię. Po spryskaniu nimi włosów czuję się, jakbym miała na głowie hełm.

Szampon Yves Rocher już kiedyś miałam, bardzo fajny, mimo że nic nadzwyczajnego nie robił. Szampon piwny Barwy miał nadawać włosom blask, niestety tego nie robi. Świetnie za to je oczyszcza, stosuję więc co któreś mycie do dokładniejszego oczyszczenia skóry głowy.

Bananowa maska Kallos nawet jako odżywka spisuje się bardzo dobrze. Zapach jednak na włosach zupełnie nie pozostaje. Albo moje włosy są jakieś dziwne, albo ta wersja tak ma.

Jednym z pierwszych kosmetyków w moim życiu był tonik ogórkowy Ziaja. Jego zapach przypomina mi tamte odległe czasy. Działa bardzo dobrze, świetnie odświeża. Woda różana kupiona w okazyjnej cenie, jeszcze nie wypróbowana. Z Avonu zamówiłam sobie również plastry oczyszczające na nos. Z żalem jednak przyznaję, że nie działają zupełnie. Kolejnymi wypróbowanymi  plastrami oczyszczającymi były plastry z Douglasa. Tu już widać działanie, chociaż cudów nie ma się co spodziewać.


Moje pierwsze masło do ciała The Body Shop. Nareszcie wiem, czym się wszystkie jego fanki tak zachwycają. Zapach uzależnia. Szkoda tylko, że za tę przyjemność trzeba dużo zapłacić, nawet na promocji. Masła z Avonu też ładnie pachną, a kosztują już dużo mniej. Wersja z perłami pachnie delikatnymi kwiatami, czeka sobie w zapasach. 
Mydło do rąk Boutique to taka moja przedświąteczna fanaberia, która miała pięknie orientalnie pachnieć, a w ostateczności okazała się małym bubelkiem. Zapach jest zwyczajny i na dłoniach zupełnie niewyczuwalny. Jedyna zaleta to mega wydajność. 
Nawilżane chusteczki z Biedronki to jedyne, jakie mój nos toleruje. Ani żadne inne zapachowe chusteczki, ani tym bardziej żele antybakteryjne, nie mogą być przeze mnie używane. Każdy zapach jest dla mnie obrzydliwy, kiedy czuję go na moich dłoniach, i w efekcie dłonie są wtedy dla mnie jeszcze bardziej brudne. Te chusteczki pachną miętą i jako jedyne mi pasują.  


W styczniu przyszła też pora na zakup nowego opakowania pudru ryżowego Paese. Poprzednie wystarczyło mi na rok, i w tym czasie nie używałam żadnego innego pudru. To mój absolutny ulubieniec. Świetnie wygląda nie twarzy, nie muszę się bać, że źle dobiorę kolor, i długo matowi moją tłustą cerę.  A do tego jest niesamowicie wydajny. Czego chcieć więcej? Do pudru dostałam gratis cień do powiek w bardzo jaśniutkim matowym kolorze, który widoczny jest tylko solo. 

Kolejne dwa nabytki z Avonu okazały się wielkimi hitami. Mowa o bazie pod cienie oraz wysuszaczu lakieru. Ich działanie jest niesamowite. Biorąc pod uwagę jeszcze ich ceny, są to prawdziwe perełki.

Paletka cieni NYX Love in Rio w kolorze En Fuego zauroczyła mnie pięknym bordowym kolorem. Na powiece wygląda on zupełnie inaczej, jest dużo ciemniejszy. Bardzo jednak mi się te kolory podobają i ostatnio często ich używam. Trwałość jest bardzo dobra, a w połączeniu z bazą wręcz rewelacyjna.


Na stronie Farmony znalazłam duże obniżki. Kupiłam dwa mini peelingi do ciała (koszt ok. 2 zł. za buteleczkę), mgiełkę do włosów skrzyp polny, której ciągle zapominam używać, punktowe serum na wypryski (dzieła niezbyt mocno, ale działa), drenujący peeling antycellulitowy oraz krem dla mamy. Do zamówienia dostałam całe mnóstwo próbek i gratisów, aż sama byłam zaskoczona. To co widać na górze zdjęcia to aż cztery podwójne saszetki maseczki do twarzy (kategoria wiekowa mojej mamy) oraz dwie tubki kremu pod oczy (również nie mój wiek).  Przyjemny gest ze strony sklepu.


W grudniu udało mi się wygrać książkę na blogu Książkoholiczka94 . Lekka, przyjemna historia, w której wszystko kończy się dobrzy. Nie odmużdża :)




Przypominam o trwającym na blogu konkursie.
http://kraniec-teczy.blogspot.com/2016/01/154-zimowy-konkurs-na-krancu-teczy.html