Kogo z nas nie kuszą nowości? I to jeszcze takie, które od razu stają się hitem, a coraz więcej dziewczyn nazywa je swoimi ulubieńcami i deklaruje, że już nie wyobrażają sobie bez nich życia. Takim wielkim objawieniem były już ładnych kilkanaście miesięcy temu olejki do demakijażu. Trend, który dotarł do nas z Korei, prawdziwa rewolucja w oczyszczaniu twarzy. Olejek rozpuszcza resztki makijażu oraz zanieczyszczenia, a dodatkowo łagodnie pielęgnuje skórę. Wyciąga brud z porów i pozostawia jest czyste i odblokowane, gotowe na kolejne etapy pielęgnacji. Marki kosmetyczne, również i polskie, prześcigają się w tworzeniu kolejnych olejków do demakijażu, a te, kiedyś trudno dostępne, dziś dostaniemy już w każdej drogerii.
Mimo że koreańska pielęgnacja mnie zainteresowała, nigdy nie wpadłam w szał "10 krokowej pielęgnacji". Jak na blogerkę urodową to kiepskie podejście, ale mając jeden żel i jeden krem do twarzy też dałabym radę. Ilość kosmetyków stosowanych na skórę twarzy staram się redukować, więc wprowadzanie kolejnego etapu, demakijażu olejkiem, nie wydawało mi się dobrym pomysłem. A jednak ten olejek gdzieś mi tam z tyłu głowy siedział i co jakiś czas o sobie przypominał. Kiedy więc szukając prezentu dla przyjaciółki w sklepie z naturalnymi kosmetykami zobaczyłam kremowy balsam myjący Natural Secrets, postanowiłam dać mu szansę i na własnej skórze wypróbować tego osławionego demakijażu.
Natural Secrets to polska marka produkująca naturalne kosmetyki, produkowane z czystych maseł, olei oraz wyciągów z roślin. Nie zawierają tłuszczów zwierzęcych ani nie są na zwierzętach testowane. Kosmetyki te są produkowane ręcznie, ręcznie jest też wypisana waga kosmetyku oraz data, do której należy go zużyć. Dla mnie brzmi świetnie. A oto co producent pisze o kremowym balsamie myjącym z nagietkiem, pomarańczą i rokitnikiem.
Delikatny olejek do demakijażu twarzy i oczu został stworzony z myślą o pielęgnacji cery suchej i wrażliwej. Skutecznie usuwa makijaż (również wodoodporny) jednocześnie pielęgnując skórę. Kompozycja olejów sprawia, że produkt działa odżywczo, nawilżająco i regenerująco, a skóra po jego użyciu pozostaje gładka i oczyszczona.
SKŁAD
MANGIFERA INDICA (MANGO) SEED BUTTER, BUTYROSPERMUM PARKII, GRAPE SEED OIL, OLEA EUROPAEA FRUIT OIL, BUXUS CHINENSIS JOJOBA OIL, OLEA EUROPAEA CALENDULA, HIPPOPHAE RHAMNOIDES, CITRUS NOBILIS PEEL OIL, CITRUS GRANDIS OIL, ROSMARINUS OFFICINALIS OIL.
W składzie całe bogactwo natury: olejki, olejki i jeszcze raz olejki. Żeby uzyskać konsystencję ciekłą olejki trzeba chwilkę ogrzać. Zdecydowanie jednak nie trwa to tyle co w przypadku oleju kokosowego czy masła shea. Tu wystarczy dotknąć palcem i już się topi. Balsam pachnie kwaśno, ale to raczej kwaskowatość niedojrzałych owoców niż pomarańczy. Na twarzy zapach nie pozostaje po zmyciu. Doceniam, że nie dodano żadnego sztucznego polepszacza aromatu.
Pierwsze użycie i pierwszy efekt wow - olejki naprawdę idealnie usuwają zanieczyszczenia. Próbowałam nawet bez wcześniejszego użycia płynu micelarnego i efekt był ten sam. Olejki zmyły podkład, cienie oraz tusz. Schody zaczęły się dopiero wtedy, kiedy próbowałam zmyć olejki. Używam mocno oczyszczającego żelu do cery tłustej, a i tak musiałam myć twarz dwa razy. I nawet wtedy na skórze pozostawała lekko tłustawa warstewka. Oczywiście, był to efekt masażu olejkami. Taka ilość musiała choć trochę podziałać i ją natłuścić. Po całym demakijażu i myciu nie czułam nieprzyjemnego ściągnięcia, ale strasznie denerwowało mnie to, że skóra w dotyku jest lekko lepka. To był jeden z dowodów na to, że balsam faktycznie jest do skóry suchej i wrażliwej, a nie mieszanej. Mimo że makijaż zmywał świetnie, okazał się za ciężki dla mnie i najzwyczajniej w świecie mnie zapchał. Koniec końców okazał się więc źle dla mnie dobrany. Trochę też w moich oczach stracił demakijaż olejkami i raczej nieprędko znowu się na coś takiego skuszę. Marce jednak na pewno dam jeszcze szansę, tym razem bardziej sugerując się tym, co o produkcie pisze producent. Minusem wspólnym wszystkim tak naturalnym kosmetykom jest krótka data ważności. Na zużycie tego balsamu miałam nieco ponad dwa miesiące, a wydajność jego była ogromną. Ale kupowałam go w sklepiku stacjonarnym, więc nie wiadomo ile tam stał.
Czy polecam myjący balsam Natural Secrets? Tak, ale tylko posiadaczkom cery suchej. Jeśli olejki już na trwałe zagościły w waszej pielęgnacji, dajcie szanse i tej mieszance. Mnie z olejami jakoś nie po drodze. Mimo że resztki makijażu rozpuszczają świetnie, to jednak skóra nie wydaje mi się czystsza.
Nie miałam produktów tej marki. Mam cerę mieszaną, więc nie wiem czy byśmy się dogadali.
OdpowiedzUsuńMoże jakiś inny olej? Konopny jest np. bardzo lekki i dobry dla skóry mieszanej :). Albo mieszanka jak do OCM z dodatkiem rycynowego :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy produkt :) Szkoda, że nie dla mnie. Mam cerę mieszaną, więc chyba muszę rozejrzeć się za czymś innym :) obecnie makijaż zmywam kremem :) ta konsystencja bardzo do mnie przemawia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko myszko :*
Ciekawi mnie
OdpowiedzUsuńwyglada kuszaco choc nie jest dla mojej skory z tego co widze
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę markę :)
OdpowiedzUsuńW sklepie marki Natural Secrets jest też balsam micelarny, z dodatkiem emulgatora. Tzn. po dodaniu wody tworzy się lekka emulsja, całkowicie zmywalna woda. Sama zbieram się do niego od kilku dni :)
OdpowiedzUsuńNie korzystałam z niej jeszcze, tak jak Łukasz nie widziałam tej marki do tej pory (może jestem ślepa)
OdpowiedzUsuńSukienki i nie tylko
Pierwszy raz spotykam się z tym produktem
OdpowiedzUsuńja jestem posiadaczką cery mieszanej więc balsam nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńa ja miałam ich balsam ziołowy i świetnie mi się sprawdził , choć rzeczywiście do jego zmycia musiałam użyć delikatnej pianki myjącej, w ogóle mi to nie przeszkadzało (może używasz go za dużo?) . teraz mam ich wersję micelarną z emulgatorem i tez jest świetny choć moja tłusta cera chyba i tak bardziej polubiła ten ziołowy ;)
OdpowiedzUsuń