10 lutego 2018

413. Clinique - krem, serum, maseczka + balsam do ust



W okresie przedświątecznym marka Clinique miała w swojej ofercie zestaw produktów do twarzy, w skład którego wchodził krem do twarzy, maseczka na noc, serum i balsam do ust. Cenowo zestaw wychodził bardzo fajnie, ponieważ za sam krem, który się w nim znajdował, zapłacić trzeba 119 zł, a tymczasem koszt zestawu to 125 zł. Niestety, zestaw nie jest już dostępny, jednak produkty, które wchodziły w jego skład, jak najbardziej. Tak więc zapraszam was na małe posumowanie co się sprawdziło, a co nie.


Krem Moisture surge intense skin fortifying hydrator ma konsystencję lekkiego kremu-żelu, i już samo to sprawia, że uwielbiam go używać. Ładnie się wchłania i nawilża w stopniu zadowalającym. Nie zapycha skóry, nie obciąża jej. Nie natłuszcza, czego bardzo nie lubię, a tylko reguluje ilość wody w skórze. Stosuję go na noc i nie co dzień. Czasami zamiast niego nakładam maseczkę na noc, albo tylko tonik i pozwalam skórze odpocząć. A mimo to nawilżenie utrzymuje się na tym samym poziomie. Sporą rolę odgrywa też esencja z kwasem, o której ostatnio pisałam. W duecie z kremem zapewniają mi nawilżoną skórę, z której pozbyłam się suchych skórek. U mnie takim najgorszym miejscem jest nos - niby to tam zaskórniki pojawiają się najszybciej, ale suche skórki również. I naprawdę ciężko jest mi to miejsce dobrze nawilżyć a jednocześnie nie zapchać porów. Krem Clinique jest lekki, więc niczego nie zapycha, a jednak wykonuje kawał bardzo dobrej roboty.

Słoiczek, w którym znajduje się krem, jest wykonany z twardego plastiku imitującego mrożone szkło, a jego zawartość dodatkowo zabezpieczona jest plastikową nakładką. Zapach kremu nie należy do najładniejszych, i to jedyny minut tego kosmetyku. Krótko mówiąc, zapach jest okropny. Mocny, lekko kwaśny, kojarzy mi się z jakimiś chemikaliami. Na szczęście szybko się ulatnia i nie przeszkadza.  Wydajność kremu na duży plus, w ciągu dwóch miesięcy zdążyłam zużyć ok. 1/5 opakowania.


Moisture surge hydrating supercharged concentrate ma żelową postać, która w kontakcie ze skórą zamienia się w wodę. Błyskawicznie się wchłania, od razu można nałożyć krem. W zestawie znalazła się miniaturka 15 ml (pełnowymiarowe opakowanie 48 ml kosztuje 119 zł.), i jeszcze nie udało mi się jej zużyć. Na początku sięgałam po serum regularnie, ale ponieważ nie widziałam, żeby dawało silniejsze nawilżenie niż sam krem, zaczęłam o nim zapominać. Można go stosować zamiast kremu, ale jako dodatek w zasadzie nie robi różnicy. W przeciwieństwie do kremu jest bezzapachowe.


Moisture surge overnight mask to zdecydowana perełka, która znalazła się w ulubieńcach roku. Rewelacyjnie nawilżająca maseczka na noc. Wygląda jak krem, zachowuje się jak krem, ale efekt po niej jest o niebo lepszy. Po umyciu twarzy następnego dnia rano skóra jest tak mięciutka, jakbym dopiero co posmarowała ją kremem. Miękka, gładka, delikatnie napięta. Efekt ten stopniowo zanika, ale przez pierwsze dwa dni jest bardzo dobrze zauważalny. Maseczka nie zapycha i nie podrażnia, nawet jeśli nałożę ją blisko oczu. Ona również jest bez zapachu. Za pełnowymiarowe opakowanie 100 ml zapłacić trzeba 129 zł. Zdecydowanie warto. Zwłaszcza, że maseczkę używa się rzadziej niż krem, wystarczy więc na bardzo długo, a zużyć ją należy w ciągu 24 miesięcy od otwarcia.  


Ostatni w zestawie był Chubby stick moisturizing lip colour balm w kolorze 06 woppin' watermelon. Ten pielęgnacyjny sztyft zawiera masło shea i mango. Jest niesamowicie wygodny w użyciu, usta pomalować nim można nawet bez lusterka. Nie lepi się jak błyszczyk, ale delikatnie odżywia i chroni usta. Sztyft jest wysuwany, nie trzeba więc kłopotać się struganiem kredki. Dość szybko się zużywa, tym bardziej, że żebym poczuła, że usta faktycznie pokryte są konkretną nawilżającą warstwą, muszę kilkanaście razy przejechać pomadką po nich. Kredka jest bezzapachowa.


Do wyboru mamy 19 odcieni. Woppin' watermelon to delikatny róż, który na ustach jest bardzo delikatny i naturalny. Jeśli nałożymy go więcej, jest lepiej widoczny i bardziej się błyszczy, wtedy usta wyglądają, jakbyśmy nałożyły na nie błyszczyk. W wersji oszczędniejszej to naturalny błysk i lekki kolorek, który jednak zawsze nam się na kubku odbije. Pełnowymiarowa pomadka ma 3g i kosztuje 79 zł. Czy warto? Tak, jeśli ktoś lubi używać takich delikatnych kolorów i dla niego to jest standardowa kolorowa pomadka. Jeśli jednak ma to być przede wszystkim balsam nawilżający, są lepsze. Usta po nim są miękkie i nie przesuszają się, jednak na już lekko przesuszone nie zdziała nic. Stosowałam w czasie choroby i zdecydowanie balsam nie dał rady.  




Fajnie jest móc przetestować produkty w mniejszych wersjach i wyrobić sobie o nich zdanie, nie wydając przy tym za dużo pieniędzy. Na zdjęciu powyżej widać jeszcze miniaturkę żelu do mycia twarzy, którą dostałam do zakupów, i o której dopiero zdjęcie mi przypomniało. Zaniosłam do łazienki i zapomniałam, tak więc zdania na razie nie mam. Z czterech produktów wchodzących w skład zestawu największe wrażenie zrobiła na mnie maseczka na noc, i ją bardzo wam polecam. Bardzo przyjemny okazał się również krem, i gdyby tylko pachniał różami, albo czymkolwiek innym ale jednak ładnym, byłby ideałem. Serum nie zdziałało nic, zużyję więc do końca i zapomnę. Balsam w sztyfcie to fajny kosmetyk do torebki, który zadba o usta i nada im delikatnego kolorku, dla mnie jednak nie wart swojej ceny. Gdyby jednak wchodził w skład jakiegoś innego zestawu albo był na promocji, jak najbardziej godny uwagi.

Znacie któryś z powyższych kosmetyków? A może macie innego ulubieńca spośród oferty marki?



7 komentarzy:

  1. Znam tą markę, ale niestety nie pamiętam abym cokolwiek testowała. Chyba skutecznie odstraszała mnie cena :) muszę przyznać, że świetnie udało ci się z tym zakupem, zaoszczędziłaś sporo pieniędzy! za taką kwotę to aż przyjemnie było testować :) niestety o kosmetykach się nie wypowiem, bo ich nie znam :)
    Pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Maseczka na noc bardzo mnie zaciekawiła! Miałam okazję wypróbować kilka kosmetyków Clinique i większość z nich bardzo lubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam te marke, a sam krem mnie bardzo zainteresował. Ciekawe jak wychodzi cenowo, będę musiała sprawdzić. Na siche usta polecam tylko i wyłącznie Bebe. Mi pomaga, a pracuję w zimnie i z moich warg czasami platami skora potrafi odchodzić.

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedys mialam faze na clinique ale jak zaczelam zamawiac ich produkty to bylo coraz gorzej takze juz nic nie chce z tej firmy no moze poza kremem pod oczy:P

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam kiedyś miniaturkę tego kremu, miło ją wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że nie można zamówić już takiego zestawu :(

    OdpowiedzUsuń

1. Nie toleruję wymieniania się obserwacjami. Jeśli mój blog Ci się podoba - zaobserwuj. Jeśli spodoba mi się Twój - zrobię to samo.
2. Komentarze zawierające tylko zaproszenia na blogi będą ignorowane. Na całą resztę na pewno odpowiem na Waszych blogach.