28 kwietnia 2016

187. Nowości kwietnia

Dopiero co pisałam posty podsumowujące marzec, a tu już kolejny miesiąc minął i zabieram się za wspominanie kwietnia. Ten miesiąc okazał się bogatszy w zakupy niekosmetyczne. Obkupiłam się głównie w C&A podczas promocji -20% na wszystko, dotarły też do mnie wszystkie przesyłki z Chin.

Kiedyś zawsze wahałam się: pisać post z nowościami czy nie? Czyta to ktoś czy nie? No bo co kogoś może obchodzić co sobie w tym miesiącu kupiłam? Po statystykach widzę jednak, że kogoś to obchodzi. Po sobie zresztą też. Kiedy w wolnej chwili przeglądam na telefonie listę nowych publikacji, na posty z nowościami muszę sobie zerknąć od razu. A może jest coś co ja znam, albo chcę kupić a tu za chwilę okaże się, że akurat jest na to fajna promocja. W ten sposób manifestuje się nasz ekshibicjonizm i podglądactwo.


Na początku miesiąca było zamówienie z Avon. Mgiełka do ciała o zapachu Ultra Sexy Pink. W rozdaniu na blogu DziwnejJa wygrałam kiedyś perfumy o tym zapachu. Bardzo mi się podobały. Mgiełka pachnie identycznie i jak na mgiełkę jest całkiem trwała. Peeling gommage interesował odkąd pojawił się w katalogu. Maseczki i masła do ciała Planet Spa lubię, mam nadzieję, że peeling też będzie fajny. Kolejne na zdjęciu to peeling i krem do stóp. Pora przestawić się zużywania nielubianych kremów i balsamów na stopach, a dać im trochę prawdziwej, dla nich przeznaczonej pielęgnacji. Ogromna butla żelu pod prysznic Sensual Mystique używana jest w domu jako mydło do rąk. Razem z mamą i siostrą uwielbiamy ten zapach.

Świeżo odebrane zamówieni z Douglas. Żel Norel z kwasem migdałowym tak bardzo mi się podobał, że postanowiłam nie zmieniać go na nic innego. Skusiłam się też na multiwitaminowy rozjaśniający krem pod oczy Norel. Do zamówienia dołączone były próbki dwóch kremów i perfum. Próbka Orientana przyplątała się tu, ale była z innego sklepu.


W kwietniu udało mi się zakwalifikować do testowania nowego dezodorantu Nivea.  Jego recenzję znaleźć możecie tutaj.


Nowy lakier Semilac w kolorze Biscuit pokazywałam na paznokciach tutaj.  O okropnym żelu do mycia twarz Cien z Lidla pisałam tutaj. Moja opinia o nim się nie zmieniła - dalej odradzam, jego konsystencja to klej nie żel. Szampon Yves Rocher podczas zakupów dostała moja siostra i podarowała go mnie. Od ponad roku używam prawie tylko tych szamponów, a wersja z nagietkiem ma według mnie najładniejszy zapach.


Zakupy na triny.pl Po raz pierwszy zdarzyło mi się, żeby przesyłka była uszkodzona :( Mimo że woda różana była bardzo dobrze zabezpieczona, na poczcie udało im się rozwalić dno, w miejscu, gdzie szkło jest najgrubsze. Kontakt ze sklepem był bezproblemowy, szybko dostałam drugą paczkę z nieuszkodzonym towarem.
Tym razem zamówiłam prawdziwą wodę różaną, nie podrabianą jak ta. Kolejne opakowanie glinki oraz naturalne mydło z glinką. To mydełko już poszło w ruch, jest naprawdę fajne. Myję nim twarz i czuję, że oczyszcza ją w stu procentach.

Mój najcenniejszy nabytek, pierwsze prawdziwe perfumy w moim życiu. Sępiłam i sępiłam, dwa razy nacięłam się na odpowiedniki, aż w końcu pomyślałam dość, po 23 latach mogę sobie chyba kupić coś naprawdę luksusowego. No i mam, Lancome La Nuit Tresor. Mocny, słodko-kadzidlany zapach. Nie każdemu by się spodobał, ale ja go po prostu kocham. Ten zapach jest wart każdej wydanej na niego złotówki.

 Na wyprzedaży w Home&You kupiłam dwa zapachy w aerozolu do wnętrz: lawenda i dzika orchidea. Mam w domu brzoskwinię, która naprawdę długo utrzymuje się w powietrzu. Dwa nowe zapachy znikają praktycznie od razu. Nawet w mojej mini-mini łazience. Przybyły mi też trzy nowe woski. Chyba zrobię jakiś zbiorczy post na temat wosków, bo kilka zapachów ostatnio wypróbowałam.

Nowości książkowych u mnie ostatnio raczej mało. Przestawiłam się na bibliotekę. Hotel Pekin kupiłam ze względu na zawrotną cenę, ale fabuła też wydaje się ciekawa. Odyseja Homera to klasyka, której w całości jeszcze nie czytałam. Kupiłam ją na straganie z używanymi książkami w Katowicach. Czasami prawdziwe perełki można tam znaleźć za grosze. Moja siostra upolowała tak raz podręcznik do medycyny, którego nie można znaleźć nigdzie. A już na pewno nie za 12 zł.

Moje chińskie nabytki. Podkładki pod kubek - wcześniej nie dbałam o takie rzeczy. Ale odkąd wymieniłam  u mnie w pokoju stolik na biały, podkładki stały się koniecznością. Błękitny zegarek ma cudną tarczę i idealny na lato kolor paska. Niestety, jakość samego paska jest trochę kiepska. Przy częstszym noszeniu raz dwa zacznie się rozklejać. Foliowe szablony do wzorków czekają aż zrobię sobie przerwę od hybryd, a papiloty aż je rozpracuję. 


Poszewek na poduszki nigdy za wiele. Do mojej mini kolekcji dołączyły tym razem fioletowe. Na aukcji wylicytowałam girlandę świecących róż. Jak w końcu przestanę zapominać o bateriach wypróbuję, czy faktycznie świecą. Ale wyglądają ślicznie nawet bez tego. Do zdjęć je zdjęłam, ale normalnie wiszą dookoła lustra razem z lampkami choinkowymi.

I to tyle moich nowości. Co Wam takiego fajnego wpadło w łapki w tym miesiącu?

27 kwietnia 2016

186. Nivea, Dezodorant Protect&Care

Jakiś czas temu udało mi się zakwalifikować na stronie Ofeminin do testowania nowego dezodorantu Nivea. Nigdy nie mam w takich akcjach szczęścia, do tej pory zakwalifikowałam się tylko raz, też w kampanii Nivea.
Po prawie dwóch tygodniach testowania, pora na małe podsumowanie.


Zawiera cenne składniki i unikalny zapach Kremu NIVEA.
48h ochrona antyperspirantu i delikatna pielęgnacja od NIVEA.
Przebadany dermatologicznie.
Nie zawiera alkoholu.

SKŁAD

BUTANE, ISOBUTANE, PROPANE, CYCLOMETHICONE, ALUMINUM CHLOROHYDRATE, ISOPROPYL PALMITATE, PARFUM, GLYCERIN, PANTHENOL, OCTYLDODECANOL, PERSEA GRATISSIMA OIL, GLYCYRRHIZA GLABRA ROOT EXTRACT, SODIUM ASCORBYL PHOSPHATE, DISTEARDIMONIUM HECTORITE, DIMETHICONE, PROPYLENE CARBONATE, DIMETHICONOL, AQUA, LIMONENE, GERANIOL, BENZYL ALCOHOL, CITRONELLOL, LINALOOL, BUTHYLPHENYL METHYLPROPIONAL, ALPHA-ISOMETHYL IONONE, CITRAL.  


Nie będę rozwodziła się na temat opakowania, bo akurat w przypadku dezodorantów nie ma za bardzo o czym mówić. Atomizer posiada pierścień blokujący.



Od kilku lat używam blokera, więc przywykłam już do myśli, że dezodoranty to tak naprawdę ładny zapach a nie prawdziwa ochrona przed poceniem. A już na pewno nie w czasie ciepłego czy nerwowego dnia. Nivea jednak mnie zaskoczyła. Albo już tak dawno nie sięgałam po nowości w antyperspirantach, albo ten konkretny to jakieś olśnienie - chronił naprawdę dobrze. Nawet w cieplejsze dnia, nawet pod kurtką z eco skóry, który nie przepuszcza ani odrobiny powietrza. Wytrzymał nawet stres, duży stres. Kilka dni temu jakimś cudem zapomniałam o egzaminie. Kiedy koleżanka przypomniała mi o nim w drodze z przystanku, myślałam, że dostanę zawału. Ale się nie spociłam! :) Dezodorant poległ tylko na siłowni, ale podczas ćwiczeń dobrze jest się akurat trochę spocić.

Czy dezodorant jest więc bez wad? Ma jedną małą. Nie wiem od czego to zależy, ale czasami strasznie się osypuje, tuż po aplikacji. Jeśli w tym czasie mamy już na sobie np. top, wszystko ląduje na ubraniu i trudno jest to otrzepać. Poza tym dezodorant nie podrażnia skóry nawet tuż po depilacji i bardzo ładnie pachnie kremem Nivea. 

Jeśli chcecie poczytać opinie innych dziewczyn na temat dezodorantu Nivea, zapraszam tutaj.

24 kwietnia 2016

185. Cien, Delikatny żel-klej do mycia twarzy

W tym miesiącu poczyniłam nieplanowany zakup perfum, który trochę nadwyrężył moje fundusze. Czując z tego powodu lekkie wyrzuty sumienia, postanowiłam zaoszczędzić na innym produkcie, i zamiast kupić żel do twarzy za 40 zł, kupiłam za 5 zł. Przecież to, że kosztuje tak mało nie znaczy, że jest do niczego. Ktoś w końcu dopuścił go do sprzedaży. Jaki okazał się żel Cien? Zapraszam na recenzję.


Delikatny żel do mycia twarzy. Zastosowanie: Nakładać codziennie rano i wieczorem na wilgotną twarz, szyję oraz dekolt. Po umyciu spłukać żel ciepłą wodą. 

SKŁAD

AQUA (woda), DECYL GLUCOSIDE (łagodna substancja myjąca), SODIUM COCOAMPHOACETATE (bardzo delikatna substancja myjąca, pozyskiwana z kokosa), GLYCERIN (gliceryna), COCAMIDOPROPYL BETAINE (substancja myjąca, pianotwórcza), ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER (wygładza i zmękcza, twaorzy film ochronny), PROPYLENE GLYCOL (składnik konsystencjotwórczy), PHENOXYETHANOL (konserwant), SODIUM CHLORIDE (składnik konsystencjotwórczy), PARFUM (aromat), SALICYLIC ACID (kwas salicylowy, działa antybakteryjnie), ETHYLHEXYLGLYCERIN (konserwant), SODIUM HYDROXIDE (regulator ph), AVENA STRIGOSA SEED EXTRACT (olej z owsa szorstkiego - działanie przeciwgrzybiczne), LECITHIN (składnik nawilżający), SODIUM BENZOTRIAZOLYL BUTYLPHENOL SULFONATE (pochładnia UV ?), TRISODIUM ETHYLENEDIAMINE DISUCCINATE (substancja chelatująca, czyli mająca zdolność do chemicznego wiązania się z innymi substancjami i tworzenie z nimi nowych związków), POTASSIUM SORBATE (konserwant), CITRIC ACID (konserwant), CI 16035 (barwnik), CI 42090 (barwnik). 


Plastikowa tuba utrzymana jest w biało niebieskiej kolorystyce. Kojarzy mi się trochę z produktami do mycia twarzy marki Nivea, których używałam bardzo dawno temu, jeszcze za czasów szkolnych. Zamykanie trzyma trochę słabo, w podróż więc bym tego żelu nie zabierała. Może się okazać, że zaleje całą kosmetyczkę.  

Żel ma pojemność 150 ml i kupimy go w cenie 5 zł. w każdym Lidlu.


Żel jest przezroczysty, widać w nim małe pęcherzyki powietrza. Zapach jest bardzo delikatny, typowo mydlany.


Żel byłby całkiem przyjemny, gdyby nie jego okropna konsystencja. Jest tak gęsty, że z trudem rozprowadza się po twarzy. Przypomina mi jakiś gęsty klej. Nie pieni się właściwie w ogóle. Nie da się go też do końca zmyć z twarzy, na skórze zawsze zostaje taka cieniutka powłoczka. Czuć to nawet na dłoniach - na delikatnych opuszkach palców jest najbardziej wyczuwalna.
  Żel jest bardzo delikatny, skóra po nim nie jest ściągnięta. Używałam go dwa tygodnie raz dziennie, na zmianę z czymś innym,i przez ten nie zapchał porów. Nie zmienia to jednak faktu, że używanie go jest bardzo nieprzyjemne. 
Nie wyrzucę go, bo całkiem dobrze czyści pędzle. Do twarzy jednak go nie polecam. W sklepie widziałam wersję z peelingiem, może ona ma lepszą konsystencję. Ta nie myje, a marze się na twarzy i nie da się do końca zmyć. Zdecydowanie odradzam.

21 kwietnia 2016

184. Bania Agafii, Cedrowy peeling do ciała

Zapach "leśny" to jeden z moich ulubionych zapachów w kosmetykach. Uwielbiam zapachy drzew iglastych. Skropienie poduszki olejkiem świerkowym pozwala mi się wieczorem wyciszyć i szybciej zasnąć. A we śnie przenoszę się do lasów z mojego dzieciństwa, gdzie chodziłam na spacery, zbierałam grzyby i jagody, albo szukałam zająców. 

Wśród rosyjskich kosmetyków można znaleźć całkiem sporo takich naturalnych leśnych zapaszków. Pisałam już kiedyś o peelingu odchudzającym (tutaj), który pachniał lasem. Bania Agafii posiada jeszcze dwa peelingi, które wpisują się w tę gamę zapachową: cedrowy i jałowcowy. Dziś kilka słów o pierwszym. 


Scrub do ciała przeznaczony do pielęgnacji suchej skóry. Zawiera w składzie wosk jodły pospolitej, dzięki czemu niezawodnie chroni przed odwodnieniem. 

Scrub do ciała
CEDROWY
Odżywczy peeling na bazie olejku i łupiny cedru idealnie dba o suchą skórę. Delikatnie oczyszcza, dopełniająco odżywia i chroni skórę przed odwodnieniem i występowaniem zmian związanych z wiekiem. Zmiękcza i wygładza, czyniąc skórę delikatną i aksamitną.
Olej sosny syberyjskiej (cedru syberyjskiego) – źródło podstawowych witamin młodości E i F, zapewnia głębokie nawilżenie i zregenerowanie skóry.
Sproszkowana łupina orzechów cedrowych delikatnie złuszcza zrogowaciałe komórki.
Wosk jodły pospolitej (naturalny wosk) niezawodnie chroni skórę przed odwodnieniem.
Organiczny ekstrakt jałowca wykazuje regenerujące i tonizujące działanie na skórę.

Zawiera w 100% naturalne składniki.

SPOSÓB UŻYCIA: Nanieść niewielką ilość scruba na wilgotną skórę lekkimi masującymi ruchami, zmyć wodą. 


SKŁAD

AQUA (woda), LAURYL GLUCOSIDE (substancja myjąca), ACRYLATES/VINYL NEODECANOATE CROSSPOLYMER (pojęcia nie mam co to, oświeci mnie ktoś?), POTASSIUM HYDROXIDE (stabilizator emulsji), PINUS SIBIRICA SHELL POWDER (rozdrobnione skorupki orzeszków cedrowych), PINUS SIBIRICA SEED OIL (olej z sosny syberyjskiej), ORGANIC JUNIPERUS COMMUNIS EXTRACT (ekstrakt z jałowca pospolitego), POLYETHYLENE (substancja stosowana jako ścierniwo), ABIES ALBA LEAF WAX (wosk z jodły syberyjskiej), BENZYL ALCOHOL (konserwant), BENZOIC ACID (konserwant), GLYCERIN (gliceryna), SORBIC ACID (konserwant), CITRIC ACID (konserwant), CHLOROPHYLLIN-COPPER COMPLEX (barwnik otrzymywany z pokrzywy), CARAMEL (karmel, naturalny barwnik). 


Peeling znajduje się w plastikowym opakowaniu z czarną nakrętką. Pod nią znajduje się jeszcze dodatkowe zabezpieczenie. Trochę zabawy pod prysznicem z dostaniem się do peelingu jest, zawsze jednak można to dodatkowe zabezpieczenie wyrzucić. Nakrętka odkręca się dobrze, nigdy nie miałam z nią problemów. 

Pojemność peelingu to 300 ml, więc naprawdę sporo. Jego cena to ok. 15 zł., a znaleźć go można np. na triny.pl


Peeling ma naprawdę niespotykaną konsystencję. Inaczej niż glutem tego nazwać nie mogę. Rozprowadzanie go po skórze przypomina trochę rozprowadzanie masła lub balsamu, peeling jednak nie trzyma się tak dobrze skóry i zdarza mu się spaść (i zmarnować). Pachnie pięknie lasem. Czy to cedr pewności nie mam, dla mnie to choinka, ale taka żywa, ciągle jeszcze rosnąca w lesie.


Peeling w kontakcie z wodą zamienia się w kremową piankę. Za bardzo się nie umyjemy, ale peeling wtedy lepiej trzyma się skóry. Drobinek peelingujących jest nie za dużo, nie zrobimy więc sobie porządnego ścierania starego naskórka. Peeling zdziera delikatnie, przyjemnie masuje, a zawarty w nim olej z sosny syberyjskiej widocznie nawilża skórę. Po kąpieli zawsze używam balsamu albo masła, w połączeniu z tym peelingiem można jednak postawić na słabszy nawilżacz.
Zapach peelingu bardzo uprzyjemnia kąpiel. Humor psuje natomiast widok wanny po kąpieli - peeling pozostawia brązowe plamy. Trzeba też dokładnie spłukać wszystkie drobinki z ciała. Kilka razy zdarzyło mi się zostawić ich trochę na ramionach i pobrudził mi później białą koszulę. 

Peeling używało mi się bardzo przyjemnie. Miał bardzo fajną konsystencję, zadowalający był też poziom ścierania, skóra po nim była bardzo gładka, mimo że podczas wykonywania peelingu absolutnie nie czuć mocnego tarcia. Zapach to kolejny wielki plus. Jeśli jednak miałabym wskazać, który z dwóch leśnych peelingów Banii Agafii jest lepszy, postawiłabym jednak na odchudzający. Tamten zapach wygrywa.




18 kwietnia 2016

183. Ziaja, płyn dwufazowy do demakijażu oczu i ust, seria Kozie Mleko

Moje oczy są bardzo przewrażliwione, czasami myślę, że są nawet wredne i robią mi to specjalnie. Słońce - one łzawią. Wiatr - łzawią. Zmiana temperatury - jeszcze więcej łez. I jak tu się pomalować, skoro wszystko spłynie ze łzami? To chyba musi być jakaś alergia, bo najgorzej jest wiosną. Kiedy tylko wyjdę na zewnątrz w oku zaczyna mnie dziwnie kręcić i zaczyna się. 

Dlatego też tuszy muszę używać albo wodoodpornych, albo naprawdę mocnych. Jakiś czas temu pisałam o tuszu Big & Daring Volume od Avon. Mimo że nie wodoodporny, jest naprawdę trwały i właściwie nie do zdarcia. Dlatego też do jego zmycia potrzebuję płynu dwufazowego, zwykły micel nawet go rozmazać nie potrafi. Zazwyczaj kupuję klasyczny dwufazowy płyn do demakijażu oczu z Ziaju (wersja niebieska), ostatnio jednak skusiłam się na wypróbowanie innego, z serii kozie mleko.


Delikatny, kosmetyczny płyn do demakijażu oczu i ust oraz do pielęgnacji i wzmacniania rzęs. Usuwa wodoodporny, intensywny, nawet teatralny makijaż. Nadaje się dla osób noszących szkła kontaktowe. Bezzapachowy i nie zawiera barwników.

Faza wodna zawiera proteiny mleczne - substancję, która wzmacnia i odświeża delikatną skórę wokół oczu.

Faza olejowa złożona z lekkich emolientów, najefektywniejszych przy demakijażu. Zmiękcza naskórek i zapobiega napinaniu skóry w trakcie aplikacji. Zawiera witaminę E i olej rycynowy - odżywki wzmacniające rzęsy.


SKŁAD

AQUA (woda), CYCLOPENTASILOXANE (silikon, który wyparowuje z miejsca aplikacji, emolient), ISOHEXADECANE (emolient, pełni funkcję m.in. zmiękczającą), HEXYL LAURATE (emolient zmiękczający), TOCOPHERYL ACETATE (ester kwasu octowego i witaminy E, pełni funkcję przeciwstarzeniową), RICINUS COMMUNIS (CASTOR) SEED OIL (olej rycynowy), PROPYLENE GLYCOL (humektant, substancja konsystencjotwórcza), GOAT MILK EXTRACT (kozie mleko), SODIUM CHLORIDE (substancja konsystencjotwórcza, może wysuszać skórę lub ją podrażniać), SODIUM BENZOATE, 2-BROMO-2-NITROPROPANE-1,3-DIOL (konserwant).




Buteleczka, w której znajduje się płyn, jest bardzo mała i poręczna. Mieści w sobie 120 ml produktu. Biorąc pod uwagę to, że stosuje się go tylko do demakijażu oczu i ust, pojemność ta wystarcza na całkiem długo, u mnie jest to ok. 5 do 6 tygodni. 

Szeroki korek jest odkręcany, trzyma się całkiem dobrze i nic nie wycieka. Otwieranie nie sprawia problemu nawet gdy mamy mokre dłonie. Szata graficzna jest biało szara - charakterystyczna dla tej serii kosmetyków Ziaji.  

Płyn jest bezbarwny. W opakowaniu można wyczuć delikatny, trochę kwaśny zapach, ale równie dobrze może być to zapach opakowania. Na płatku kosmetycznym i na samej skórze płynu zupełnie nie czuć. Płyn dostępny w sklepach Ziaja. Ja kupowałam go w pakiecie z kremem, ale obstawiam że więcej niż 6 zł nie kosztuje. W drogeriach tej serii nie widziałam.


Największą zaletą tego płynu jest prawie całkowity brak tłustego filmu. W wersji niebieskiej uczucie sklejenia rzęs (a nawet powiek) jest bardzo mocne, tutaj tego nie czuć. Po zmyciu makijażu nie czuję, żeby moje oczy były brudne. 
Jak sobie radzi ze zmywaniem? Z cieniami i kredkami do oczu - bardzo dobrze. Jedno, dwa pociągnięcia i nie ma po nich śladu. Ładnie je zbiera, a nie tylko rozmazuje z powiek na policzki. Z tuszem jest już gorzej. Nie rozpuszcza go tak dobrze jak wersja niebieska, ale też nie jest dla niego zupełnie obojętny. Potrzebuje tylko więcej czasu. Ja zazwyczaj tusz zmywam z grubsza, dotąd, aż rzęsy nie przestaną wyglądać na umalowane. Później i tak traktuje je jeszcze żelem lub mleczkiem do mycia twarzy, a to co wtedy odbije się na dolnej powiece zmywam płynem micelarnym. Kilka razy jednak posiedziałam z tym płynem trochę dłużej, namaczając rzęsy, i wtedy tuszu pozbyłam się w całości. Po umyciu twarzy żelem nie było żadnej pandy. 

Podgląd na działanie, efekt jednego pociągnięcia. Od góry: szminka, kredka do oczu, cień, tusz.

Płyn polecam wszystkim tym, dla których zwykły płyn micelarny do demakijażu oczu jest za słaby, a w dwufazowce denerwuje tłustość. Tu mamy większą skuteczność niż w micelach, i brak niemiłego filmu na oczach.

17 kwietnia 2016

182. Avon, podrabiana woda różana

Tak piękne dziś słońce świeci, że postanowiłam wykorzystać je do zrobienia zdjęć na zapas. Pogoda jednak u mnie zdradliwa: gorące słońce a za chwilę chmury i zimny wiatr. Już podczas ostatniego dużego ocieplenia lekko się przeziębiłam, dlatego dziś mam pod ręką koc. 

Dziś parę słów o pewnym kosmetyku, który ostatnio służył mi do tonizowania twarzy każdego ranka, oraz czasami w ciągu dnia do odświeżenia. Mowa o wodzie różanej z Avon, która jednak wodą różaną do końca nie jest.


Woda różana do twarzy oczyszcza skórę jaj tonik przynosząc jej odświeżenie i orzeźwienie. Nie zawiera alkoholu. 

Wszystkie te informacje, oraz skład, znaleźć można po odklejeniu etykietki z tyłu buteleczki. Ma ona dwie warstwy, czyli odkleja się ja dwa razy.

 SKŁAD

AQUA (woda), GLYCERIN (gliceryna), SODIUM CITRATE (stabilizator emulsji i regulator ph), PEG-40 HYDROGENATED CASTOR OIL (pochodna oleju rycynowego, substancja konsystencjotwórcza), PPG-26-BUTETH-26 (składnik nawilżający oraz konsystencjotwórczy), SODIUM EDTA (konserwant i substancja konsystencjotwórcza), IMIDAZOLIDINYL UREA (konserwant), METHYLPARABEN (konserwant), CITRIC ACID (konserwant), ROSA CENTIFOLIA FLOWER WATER (woda różana), PARFUM (aromat)

Nawet jak na Avon, skład jest koszmarny. Wodę różaną mamy na samym końcu, pewnie w tej samej ilości co aromat. Poza tym praktycznie same konserwanty.



Kosmetyk będę dalej nazywała umownie tonikiem, bo bliżej mu do tego niż do wody różanej. Znajduje się one w poręcznej, raczej małe buteleczce. Szata graficzna bardzo przyjemna. Pojedyncza grafika różowej róży kojarzy się przyjemnie i dla mnie raczej naturalnie. Skoro na opakowaniu nie ma nic innego, to w środku również nie powinno być, taka moja logika.

Pojemność toniku wynosi 150 ml. Jest wydajny i z pewnością wystarczy na długo. Jego cena nie przekracza 10 zł.


Tonik jest bezbarwny i pachnie różą. Nie jest to jakiś bardzo mocny aromat róży, wręcz przeciwnie. Jest na tyle delikatny, że w buteleczce nie czuć go w ogóle. Po przetarciu namoczonym płatkiem twarzy czuć ten zapach raczej słabo, jakby dochodził on z daleka, na przykład przywiał go wiatr z odległego ogrodu.  

W kwestii samego działania toniku, nie mam się w sumie do czego przyczepić. Nie śmierdzi alkoholem, nie szczypie, nie powoduje zaczerwienienia. Po umyciu twarzy żelem przecieram ją tym tonikiem i nie czuję ściągnięcia. Nie jest to efekt długotrwały, bo jeśli  za długo zwlekam z nałożeniem kremu, czuję, że moja cera zaczyna się napinać i po prostu wołać o nawilżenie. 
Tonik w żaden sposób nie pogorszył stanu mojej cery, ale też i nie polepszył, jest więc dla niej obojętny. W tej chwili. Bo patrząc na skład zaczynam rozmyślać o tym, jak te wszystkie konserwanty wpływają na moją cerę długoterminowo. Jeszcze do niedawna nie patrzyłam na składy w ogóle. Obserwowałam efekty i tylko to się dla mnie liczyło. Teraz jednak czytam wszystkie informacje i biorę je pod uwagę decydując, czy będę danego kosmetyku używała czy też nie. Z Avonem jest ten problem, że w katalogu nie znajdziemy składu. Mogłabym oczywiście poszukać go w internecie, ale czasami decyzję podejmuję szybko i bez większego zastanowienia. Moja twarz to taka część ciała, w pielęgnację której muszę włożyć najwięcej pracy. Nie opiera się ona tylko na naturalnych składnikach, ale takiego składu to ja na twarzy jednak nie chcę. Może i nie ma widocznych złych efektów, ja jednak boję się, że za kilka lat coś tam może wypłynąć. Dlatego też tonik/wodę różaną odstawiam, i zaczynam szukać czegoś, czemu będę mogła zaufać.




16 kwietnia 2016

181. Filet z kurczaka z jabłkami

Dawno już na blogu nie pojawił się żaden przepis. Ostatnio naszło mnie na gotowanie, i kilka ciekawych obiadów zrobiłam. U mnie w domu gotowaniem zajmuje się mama, bo moja kuchnia jest "za wymyślna, za droga, a i tak nikt się tym nie naje". To fakt, ja chciałabym gotować i jeść zupełnie inaczej. Żadnych kotletów, ziemniaków i rosołu. Tym razem jednak wzięłam pod uwagę gust pozostałych domowników i gotowałam z książki kucharskiej "Kuchnia Polska" autorstwa Małgorzaty Caprari. Dla mnie to danie to ciekawe połączenie smaków, bo jak często jada się mięso w towarzystwie owoców?

SKŁADNIKI
- filety z kurczaka/indyka - ja użyłam 2 dużych i każdy rozkroiłam na pół
- 1 kostka rosołowa rozpuszczona w szklance wrzątku
- dwa duże jabłka - tu można dać dowolną ilość, bo jabłka to osobna potrawa na talerzu
- cytryny
- majeranek, sól, cukier, mąka

PRZYGOTOWANIE

1. Lekko rozbite filety natarłam majerankiem i sokiem z cytryny (w przepisie była jeszcze sól, o której zapomniałam, śmiało można ją jednak pominąć, dla mnie sól to samo zło i często zdarza mi się o niej "zapomnieć"). Następnie włożyłam je do woreczków foliowych i na około godzinę włożyłam do lodówki.

2.  W tym czasie umyłam i obrałam jabłka. Skórki zostawiłam. Jabłka pokroiłam na ósemki i pozbyłam się pestek, następnie dość obficie skropiłam je sokiem z cytryny.

3. Filety obtoczyłam w dwóch łyżkach mąki i lekko obsmażyłam na trzech łyżkach margaryny. Sugerowałam się przepisem, ale margaryna nie wpływa na smak mięsa, można więc użyć dowolnego tłuszczu.

4. Skórki z jabłek ułożyłam na dnie rondelka, posypałam majerankiem a następnie ułożyłam na tym mięso. Całość jeszcze raz zsypałam majerankiem i zalałam kostką rosołową rozpuszczoną w szklance wrzątku. Dusiłam do miękkości, aż skórki z jabłek się przypaliły, i to bardzo. Na drugi raz będę musiała użyć garnka z trochę grubszym spodem.

5. Na tłuszcz pozostały z mięsa wrzuciłam jabłka, zsypałam je majerankiem i skropiłam sokiem z cytryny, a następnie udusiłam aż zrobiły się mięciutkie jak z kompotu. Przy mieszaniu trzeba uważać, żeby nie rozpadły się na kawałki.  

6. Mięso i jabłka podałam z białym ryżem.




Jabłka były przepyszne. Mogłabym je zjeść z samym tylko ryżem i byłabym zadowolona. Domownikom też one najbardziej smakowały. 



14 kwietnia 2016

180. Garnier, Płyn micelarny 3w1 do skóry normalnej i mieszanej

Demakijaż to mój pierwszy krok w wieczornej pielęgnacji, a czasem popołudniowej, bo zmywam makijaż kiedy wiem, że tego dnia nie będę już wychodziła z domu. Jakiś czas temu podczas zakupów w Drogerii Polskiej zobaczyłam wielką butlę płynu micelarnego Garnier. Wersja różowa jest bardzo wychwalana. Ja nie miałam jeszcze okazji jej używać, ale postanowiłam wypróbować wersję zieloną - do skóry mieszanej i normalnej.


Czy płyn micelarny 3w1 Garnier do skóry normalnej i mieszanej jest stworzony dla mnie?
Tak, jeśli szukasz skutecznego i łagodnego uniwersalnego produktu do demakijażu, który jednocześnie usuwa makijaż i oczyszcza oraz przywraca równowagę skóry.

Czym się wyróżnia?
Płyn Micelarny 3w1 to prosty sposób, by usunąć makijaż i oczyścić całą twarz (w tym oczy i usta) - w jednym geście i bez pocierania. Nie wymaga spłukiwania.

Jak działa?
Garnier po raz pierwszy wprowadza technologię miceli w uniwersalnym płynie oczyszczającym dla skóry normalnej i mieszanej. Nie musisz trzeć, by pozbyć się zanieczyszczeń i makijażu - micele wiążą je niczym magnes. Odświeżająca i bezzapachowa formuła o działaniu regulującym usuwa nadmiar sebum i zapewnia uczucie orzeźwienia, nie wysuszając skóry. Bez parabenów. Płyn Micelarny 3w1 dostępny jest w opakowaniu o dużej pojemności 400 ml, które wystarczy na 200 zastosowań (na waciku).

Efekt: oczyszczona i odświeżona skóra. Bez pocierania. 

NASZA FILOZOFIA GARNIER SKIN NATURALS
* Pierwszeństwo dla składników pochodzenia naturalnego pozyskiwanych dzięki metodom, które pozwalają zachować ich jakość i czystość.
* Kosmetyki testowane dermatologicznie.
* Produkty o udowodnionej skuteczności. 


SKŁAD

AQUA, HEXYLENE GLYCOL (substancja konsystencjotwórcza), GLYCERIN (substancja nawilżająca, chroni przed wysychaniem kosmetyku), ALCOHOL DENAT (etanol, konserwant), POLOXAMER 184 (łagodna substancja myjąca), POLYAMINOPROPYL BIGUANIDE (konserwant), DISODIUM COCOAMPHODIACETATE (łagodna substancja myjąca), DISODIUM EDTA (konserwant, substancja konsystencjotwórcza) (B172462/1).


Przezroczysta butelka ma bardzo wygodne zamykanie. Trzyma naprawdę mocno i nie ma obaw, że płyn się wyleje, nawet jeśli niekoniecznie stoi sobie prosto na półce. Szata graficzna jest prosta i przyjemna dla oka, wszystkie informacje o produkcie znajdują się na etykiecie z tyłu butelki.

Płyn micelarny wygląda jak woda, nie ma żadnego koloru. Co do zapachu, to niekoniecznie jest go pozbawiony. W prawdzie nie ma w nim żadnych aromatów, ale płyn i tak pachnie trochę kwaskowato. I, niestety, czuć w nim alkohol. Szczególnie na początku używania go czuć go było bardzo mocno. Teraz jakby mniej, albo się po prostu przyzwyczaiłam, dalej jednak jest.


Oprócz nieprzyjemnego smrodku alkoholu, nie mam właściwie nic do zarzucenia temu płynowi. Podkład, puder i róż zmywa poprawnie. Szminkę, cień do powiek i kredkę również, gorzej idzie mu z tuszem. Używam teraz wyjątkowo mocnego tuszu, więc do jego zmycia używam zazwyczaj płynu dufazowego.  Płyn nie szczypie w oczy, aczkolwiek staram się zbytnio nie nasączać nim płatka, więc bezpośrednio do oka nic mi jeszcze nie wpłynęło. Ten alkohol w składzie mógłby jednak zaszczypać. Twarz po przemyciu nim w pierwszej kilkuminutowej chwili jest trochę lepka. Nie jest ściągnięta ani podrażniona, jeśli więc makijaż zmywam po południu, spokojnie mogę wytrzymać do wieczornego mycia jej i nawilżenia. 



Płyn standardowo kosztuje ok. 15zł., spotkać go można we wszystkich drogeriach, często również na promocji. Płyn bardzo opłaca się kupić, ponieważ pojemność 400 ml wystarcza na bardzo długo. Używam go już ponad dwa tygodnie i zużycie jest naprawdę minimalne.  

Pokażę jeszcze jak radzi sobie po jednym pociągnięciu płatkiem. Od lewej: tusz, rozświetlacz, brązer (a może bronzer? oświećcie mnie, bo już zgłupiałam, która forma jest poprawna), róż, podkład, szminka. Na zdjęciu widać, że jedno pociągnięcie nie oczyszcza skóry w 100%, potrzeba dwóch albo nawet trzech.




 Kupujecie micele drogeryjne, czy stawiacie na lepsze, może naturalne składy?
 Koniecznie dajcie znać.
 

10 kwietnia 2016

179. Avon, płyn do kąpieli o zapachu płatków róży

Mam w domu dobrodziejstwo, jakim niewątpliwie jest wanna, ale powiem wam, że bardzo rzadko zażywam w niej kąpieli. Zdecydowanie wolę prysznic, ponieważ jest przede wszystkim szybszy. Żeby więc produkty do kąpieli (sole i płyny) nie stały sobie w łazience kilka lat, zużywam je do kąpieli stóp. To bardzo lubię i praktykuję kilka razy w tygodniu. Ostatnio używam płynu do kąpieli marki Avon o zapachu płatków róży.


Płyn umieszczony jest w charakterystycznej dla marki butli z przezroczystego tworzywa.  Dzięki pofalowanym brzegom dobrze leży nawet w mokrej dłoni i się z niej nie wyślizguje. W aktualnym katalogu płyn ten dostępny jest w pojemności 500 ml za 9,99 zł. Płyn jest bardzo wydajny, ponieważ pieni się rewelacyjnie i naprawdę nie potrzeba go dużo.


SKŁAD

AQUA, SODIUM LAURETH SULFATE, COCAMIDOPROPYL BETAINE, COCAMIDE MEA, GLYCERIN, PARFUM, ACRYLATES COPOLYMER, GLYCOL DISTEARATE, CITRIC ACID, DISODIUM EDTA, SODIUM CHLORIDE, SODIUM HYDROXIDE, METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE, METHYLISOTHIAZOLINONE. 


Płyn ten pojawił się kilka katalogów wstecz jako nowość. Bardzo lubię zapach róży, postanowiłam więc wypróbować go. Niestety, z przykrością stwierdziłam, że obok róży to on nawet nie stał. Nie wyczuwam w nim ani odrobiny zapachu róży. Dla mnie pachnie on po prostu mydlanie. To ładny zapach, delikatny i taki czysty. Ale na pewno nie różany.
Z kwestii technicznych: piany robi naprawdę mnóstwo, pachnie też całkiem mocno, nie barwi wody. 

Płyny do kąpieli Avon lubię i z pewnością jeszcze nie raz kupię, ale do tej wersji nie wrócę. 



8 kwietnia 2016

178. Semilac 032 Biscuit, Neo Nail 3784,1 Shade Plum

Dziś szybki wpis paznokciowy. Do pokazania wam mam tym razem manicure hybrydowy. Na jutro zaplanowałam sobie prace w ogrodzie, a że nie znoszę pracować w rękawicach, paznokcie będą w ruinie.

Do wykonania manicure użyte zostały: baza i top Neo Nail, lakier Neo Nail kolor Shade Plum, lakier Semilac kolor Biscuit, ozdoby do paznokci Avon.


Paznokcie robiła moja siostra, ale pomyślałam, że pokażę wam efekt. Biscuit to chyba najczęściej zachwalany kolor Semilac- jaśniutki róż. Do dobrego krycia potrzebne były trzy cienkie warstwy. Przy dwóch płytka paznokcia odrobinę przebijała. 
Shade Plum to baaardzo ciemny fiolet, nieznacznie połyskujący brokatem. Na pierwszy rzut oka wygląda jak czarny, jedynie w naturalnym dziennym świetle widać jego prawdziwą naturę. Bardzo lubię ciemne kolory, niestety na takich bardziej widać odrost. Moje paznokcie rosną bardzo szybko (jak na złość, bo nie lubię długich i nigdy nie zapuszczam), i po tygodniu odrost jest już naprawdę duży, co zresztą widać na zdjęciach. Widać na nich również efekt mojej strachliwej natury - żadnego usuwania skórek, co to to nie, żadnej krwi.






Hybrydy służą moim paznokciom, już się nie łamią i nie rozdwajają. Tak więc i mnie lada chwila dopadnie semilacowe szaleństwo.