28 lutego 2015

075. Książkowe Wyzwanie - luty

Nie mogę uwierzyć, że to już koniec kolejnego miesiąca. Już dawno nie zdarzyło mi się, żeby cztery tygodnie tak szybko mi zleciały. Gdzie? Kiedy?
Pora podsumować, co też udało mi się w tym miesiącu przeczytać.




6. BOŚNIA I HERCEGOWINA


Mesa Selimović - Derwisz i śmierć

Na początku myślałam, że nie dam rady przeczytać tej książki. Pierwsze sto stron to prawie same przemyślenia głównego bohatera, derwisza (muzułmański zakonnik). I to takie przemyślenia, że momentami sama już nie wiedziałam o co mu właściwie chodziło. Z czasem jednak historia stała się bardziej klarowna, i wiecie co? Ostatnie 150 stron po prostu pochłonęłam i żałowałam, że książka już się skończyła. 
Derwisz i śmierć to książka w największej mierze o ludzkich słabościach, egoizmie i zwyczajnym tchórzostwie. Ale napisana w taki sposób, że do końca nie wiadomo, czy derwisz jednak zrobi tak, jak nakazuje moralność, czy tak, żeby ratować własną skórę. Nie czyta się tego lekko, ale na pewno z przyjemnością.


7. BUŁGARIA


Bogomił Rajnow - Czarne łabędzie

Opowieść o baletnicy, która, na skutek choroby koleżanki, dostaje jej (główną) rolę w przedstawieniu. Mnóstwo retrospekcji i przemyśleń. Do najlepszych bym jej nie zaliczyła, nie jest też jednak najgorsza. Po prostu średnia. Szybko się ją czyta (jest cieniutka), i szybko się o niej zapomina.


8. CZECHY


Jachym Topol - Strefa cyrkowa

Historia zaczyna się w sierocińcu dla chłopców prowadzonym przez siostry zakonne. Główny bohater mieszka tam ze swoim młodszym bratem, i nie ma pojęcia o niczym. Jego świat ogranicza się do domu Domu i drogi do kościoła, którą co tydzień prowadzą chłopców siostry. Wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy w Czechach wybucha wojna, komuniści wypędzają siostry a wychowanków sierocińca zaczynają szkolić na żołnierzy. 

Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza, to totalny chaos. Czytając to uświadomiłam sobie, jak bardzo lubię mój poukładany świat, to że każdy sweter musi wisieć na swoim wieszaku, pudelka z herbatą muszą być poukładane w ustalonej kolejności, w zależności od tego, które lubię bardziej a które mniej, a z ustawienia książek na półce można by się alfabetu uczyć. Wrażenie totalnego chaosu w książce pogarsza jeszcze fakt, że wszystko pisane jest z punktu widzenia dziecka, które "wie, ile zje".

Przyjemność z czytania pojawia się dopiero w drugiej części książki. Ilja wreszcie dojrzewa, zaczyna interesować się światem. I idzie na wojnę. Co rozdział zmienia strony, ale w ten sposób udaje mu się utrzymać przy życiu aż do końca książki.

Nic porywającego, ale gdyby wyciąć pierwszą część, byłaby to całkiem dobra opowieść o wojnie z punktu widzenia pojedynczej jednostki z prowincji.

9. DANIA


Anne Fortier - Julia

Och, moja perełka. Autorka duńska, ale akcja książki toczy się w Stanach Zjednoczonych i we Włoszech, w Sienie. Julie, główna bohaterka, leci do Włoch znaleźć skarb, który ponoć zostawiła jej tam dawno temu zmarła matka. W skrytce w banku znajduje jednak tylko jakieś stare dokumenty. Listy i coś, co wygląda na wcześniejsze niż Szekspirowska wersje Romea i Julii.

Książka jest po prostu cudowna, każdy znajdzie w niej coś dla siebie. To przede wszystkim kryminał, ale z wątkiem romantycznym, a także sporą dawką historii. Są tam retrospekcje aż z XIV w, w których opowiedziana została historia kochanków, którzy byli pierwowzorem Romea i Julii. I powiem Wam, że ta wersja podoba mi się bardziej niż Szekspira. Jest bardziej realistyczna a jednocześnie bardziej smutna. Autorkę wpisuję na listę, aby o niej nie zapomnieć i sprawdzić, czy i inne jej książki są tak samo dobre. 










26 lutego 2015

074. Alterra, szampon z kofeiną

Zima tak strasznie mi się już znudziła, że powoli zaczynam planować lato. Do łask wracają też u mnie świeże, cytrusowe zapachy. Coś czuję, że niedługo wybiorę się po jakieś nowe woski. Żeby przyspieszyć zmianę pór roku :)
Szampon Alterry zapachowo idealnie wpasowuje się w te zapachowe klimaty, aż mi szkoda, że już się skończył.



Alterra, Szampon Biotyna & Kofeina

Co mówi producent?

Do włosów osłabionych i przerzedzających się. Dostarcza włosom energii i odżywia od nasady aż po końce. Kosmetyki naturalne Alterra z guaraną BIO> 
Szampon kofeinowy Alterra został wyprodukowany ze starannie wybranych owoców najwyższej jakości. Kombinacja wartościowych substancji czynnych, w skład której wchodzą prowitamina B5 i biotyna pielęgnuje i  wzmacnia włosy, które stają się sprężyste i piękne. Pobudzające działanie kofeiny i nasion guarany BIO sprawia, że włosy uzyskują od nasady aż po końce więcej witalności i objętości, a także stają się wyczuwalnie odporniejsze na czynniki zewnętrzne. 

* Nie zawiera syntetycznych barwników, aromatów i substancji konserwujących.
* Nie zawiera również silikonów, parafiny i innych produktów na bazie olejów mineralnych.
* Zawiera łagodne związki powierzchniowo czynne i substancje aktywnie myjące, które pochodzą z surowców roślinnych
* Jego tolerancja przez skórę jest potwierdzona dermatologicznie

Produkt odpowiedni dla wegan.



Co widać gołym okiem?

Zgrabna, raczej nieduża biała buteleczka z czerwoną zakrętką. Nie widać ile szamponu zostało w środku. Czerwoną zakrętkę można ściągnąć i wydobyć szampon do końca.

Konsystencja szamponu przypomina żel. Jest jasnożółty, a pachnie grejpfrutem. Jeśli wiec ktoś spodziewałby się kawy, srodze by się zawiódł.



Pojemność
200 ml

Cena
ok. 9 zł,

Dostępność
Rossmann


Skład

Aqua, Sodium Coco-Sulfate, Glycerin, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Lauryol Sarcosine, Caffeine, Xanthan Gum, Hydoxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Glucose Glutamate, Alcohol*, Coffea Arabica Bean Extract*, Panthenyl Ethyl Ether, Pnthenol, Paullinia Cupana Extract*, Biotin, Parfum**, Limonene**, Linalool**.
* Surowce pochodzące z uprawy kontrolowanej biologicznie.
** Naturalne olejki eteryczne.



Moja opinia

Szampon jak najbardziej mi się podobał. Świetnie się pienił, ślicznie, orzeźwiająco pachniał i na długo starczył. Nie spowodował u mnie łupieżu ani podrażnienia. Plątał trochę włosy, ale dramatu nie było. Nawet jeśli nie użyłam odzywki nie miałam większych problemów z rozczesaniem włosów. Wzmocnienia włosów nie zauważyłam, zaobserwowałam za to nieznaczny blask i lekko zwiększoną objętość - włosy były po prostu dobrze domyte, ale nie wysuszone. 



22 lutego 2015

073. Sobotnie zakupy w Pepco i Biedronce, czyli moje niekosmetyczne nowości

Jak humorki Wam dopisują w ten niedzielny wieczór? U mnie jakoś tak radośnie. Może to przez tę wiosnę, którą już czuć w powietrzu? Wybrałam się wczoraj z siostrą do Pepco po spodnie na wf. Tak, na magisterce znowu mamy wf. Właściwie to nawet mnie to cieszy. Zapisałam się na siatkówkę i nie mogę doczekać się pierwszych zajęć. Już dwa lata nie grałam w taką normalną siatkówkę, na sali i z siatką.
Pepco to naprawdę fajny sklep, cieszę się, że mam go w pobliżu. Odkąd na blogu Madziakowo zobaczyłam śliczne słoiczki, wiedziałam, że muszę się po takie wybrać. Identycznych oczywiście nie było, ale kupiłam sobie taki.



Uwielbiam różne zapachy do domu. Olejki, kadzidełka, świece, a ostatnio woski. Nie miałam jeszcze dyfuzora z patyczkami, postanowiłam więc kupić na próbę. Za zapach lawendowy zapłaciłam 7 zł. Niestety, to chyba za mało. Albo mam za duży pokój. Żeby coś poczuć, trzeba się pochylić na patyczkami. Spróbuję przenieść je do mojej malutkiej łazienki, może tam patyczki dadzą radę



W drodze powrotnej zahaczyłam jeszcze o Biedronkę, bo mojej siostrze zachciało się lodów. Zobaczyłam tam świetną doniczkę, która idealnie pasuje mi do pokoju. Kwiatek w środku był mi w sumie zbędny, no ale jak komplet to komplet :) Zapłaciłam za niego 15 zł.







21 lutego 2015

072. Matowa i błyszcząca czerń na paznokciach

Efekt matu na paznokciach spotkałam po raz pierwszy, kiedy przypadkowo kupiłam matowy lakier Wibo. Nie doczytałam, że to będzie taki efekt, i później w domu trochę się zdziwiłam. Od tego czasu nabrałam ochoty na inne matowe kolorki, aż w końcu kupiłam matowy top Golden Rose,

Za pierwszym razem nałożyłam go na jasnoróżowy lakier. Wyglądało to ładnie, ale nie jakoś odkrywczo. Później w internecie obejrzałam zdjęcia matowej czerni i dałam się jej oczarować. Czarne paznokcie uwielbiam, a matowe, według mnie, wyglądają bardziej elegancko.

Napatrzyłam się na to cudo


i nie mogłam przestać o nim myśleć. Żadna jednak ze mnie artystka i wzorków na paznokciach to ja malować nie umiem zupełnie. Na szczęście moja siostra lubi takie zabawy i chce jej się nawet kilkadziesiąt minut ślęczeć nad czyimiś paznokciami. Oto efekty jej pracy. Niestety, dzienne światło udało mi się złapać dopiero po dwóch dniach noszenia koloru, więc i końcówki porządnie już zdarte.




Wzór niestety nie był zbyt widoczny, trzeba było szukać odpowiedniego kąta, żeby zobaczyć różnicę pomiędzy błyszczącym wzorkiem a matowym tłem. Ale ogólnie połączenie matu i blasku mi się podoba i pewnie coś jeszcze będę w tym kierunku próbowała.




12 lutego 2015

071. Pamięć absolutna




Filmy, w których jest dużo uciekania i strzelania, nie należą do najczęściej przeze mnie oglądanych czy też dobrze wspominanych. Jednak Pamięć absolutna z pewnością stanowi wyjątek.
Krótko, o czym jest film:

Przyszłość. Po wojnie (chyba chemicznej? grunt, że zostało po niej wielkie skażenie) do zamieszkania nadają się tylko dwa obszary: Zjednoczona Federacja Brytanii (Wielka Brytania) oraz Kolonia (Australia). Kolonia jest prawdziwą kolonią, eksploatowaną przez Federację. Robotnicy z Kolonii codziennie przybywają do Federacji za pomocą Spadacza (coś typu metro pędzące przez całe wnętrze ziemi w czasie 17 minut), by pracować w fabrykach,
Główny bohater, Douglas Quaid, robotnik z Kolonii, czuje, że jego życie jest monotonne i czegoś w nim brakuje. Zachęcony wszechobecnymi reklamami Total Recall, wybiera się tam, by dać sobie wszczepić dowolnie przez niego wybrane wspomnienie (żeby sobie urozmaicić życie). Decyduje się, że w sztucznym wspomnieniu chce być szpiegiem. Przed zabiegiem, zostaje poddany rutynowemu testowi by sprawdzić, czy sztuczne wspomnienie nie pokryje się z jakimś prawdziwym, bo to po prostu usmaży mu mózg. No i wtedy okazuje się, że Douglas, w tej roli Colin Farrell, naprawdę jest szpiegiem.

Resztę można sobie dopowiedzieć. Jest zły rząd Federacji, jest Ruch Oporu, inwazja na Kolonię, armia robotów (w końcu to przyszłość), wściekła fałszywa żonka (Kate Beckinsale zagrała po prostu fenomenalnie, wspaniała złośnica) i zakochani w sobie obrońcy uciśnionych,

W filmie są elementy oklepane, ale jest też sporo wątków naprawdę godnych uwagi. Gra aktorska na wysokim poziomie (no ale jak Colin Farrell mógł zagrać źle?), do tego porządnie zrobione efekty specjalne i sceny walk, w których aktorzy wyglądają, jakby tańczyli, tak to wszystko pięknie zsynchronizowane jest.

Jeśli ktoś nie ogląda takich filmów za często, Pamięć absolutna nie wyda mu się oklepana ani nudna. Dobry film na leniwy wieczór. Jeśli niekoniecznie chce nam się wyjść choćby na spacer, można chociaż popatrzeć jak inni biegają i się męczą.





Ktoś widział? Ma zamiar obejrzeć? Koniecznie dajcie znać, czy po ostatniej scenie też wydaje Wam się, że Total Recall coś spieprzyli i Douglas cały czas siedzi u nich na tym przerażającym krześle :)

10 lutego 2015

070. Yves Rocher, Mleczko do ciała o zapachu bzu

Miałam pokazać Wam, co nosiłam dzisiaj na paznokciach, ale nie zdążyłam zrobić zdjęć w świetle dziennym. W sztucznym nic nie wygląda ładnie, więc dzisiaj sobie już odpuszczę. 

Widzę, że strasznie mi już się chce wiosny, bo ciągnie mnie stale do kwiatów. Kilka dni temu kupiłam sobie śliczne bladofioletowe tulipany, które przez cały dzień przestawiałam z miejsca na miejsce, żeby tylko ciągle je widzieć. Dziś byłam w Auchan i dosłownie dostałam oczopląsu. Tyle kwiatów! Kupiłam sobie malutkie krokusiki (też jasno fioletowe), za całe 2,20. Szkoda, że taka kwiatowa akcja nie może trwać w sklepie cały rok, bo ceny są naprawdę niskie, a wybór ogromny.

Dzisiejsza recenzja mieści się poniekąd w kwiatowym temacie. Serdecznie na nią zapraszam.


Yves Rocher, mleczko do ciała o zapachu bzu


Co mówi producent?


Co widać gołym okiem?

Kolorem przewodnim jest fiolet, który kojarzyć ma się z bzem. Samo mleczko jest jaśniejsze, niż to widać na zdjęciu. To biel o delikatnym odcieniu fioletu, Konsystencja jak na mleczko jest całkiem gęsta, i chwała mu za to, bo mnie nawet gęsty krem potrafi spłynąć z dłoni. 
Buteleczka przezroczysta, otwieranie na klik.


Pojemność
200 ml

Cena
29 zł, często objęte promocją nawet o 50% taniej

Dostępność
Yves Rocher


Skład

AQUA, METHYLPROPANEDIOL, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, UREA, MYRISTYL MYRISTATE, DIMETHICONE, GLYCERYL STEARATE, PEG-100 STEARATE, CENTAUREA CYANUS FLOWER WATER, BRASSICA CAMPESTRIS SEED OIL, SESAMUM INDICUM SEED OIL, STEARIC ACID, PHENOXYETHANOL, ATEARYL ALCOHOL, CETYL ALCOHOL, PARFUM, TOCOPHERYL ACETATE, ALLANTOIN, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, TETRASODIUM EDTA, SODIUM HYDROXIDE, SODIUM BENZOATE, POTASSIUM SORBATE



Kolejny produkt Yves Rocher wart uwagi. Mleczko bardzo dobrze rozsmarowuje się po skórze, szybko też się wchłania, nie pozostawiając tłustej warstwy. Choć w produktach do ciała nie unikam zbytnio parafiny, doceniam, źe w tym mleczku jej nie ma. Nawilża całkiem porządnie. Stosuję je wieczorem, a następnego dnia rano skóra dalej jest mięciutka, po prostu czuć, że nawilżona.
Jedyne, co mi nie odpowiada w tym mleczku, to jego zapach. Moja mama twierdzi, że to idealne odwzorowanie zapachu bzu, a ona "wychowała się praktycznie pod krzakiem bzu, więc wie lepiej". Dla mnie to jakaś średniej jakości imitacja zapachu. Nie czuć w nim chemii i właściwie jest bardzo przyjemny, ale dla mnie po prostu bez pachnie troszkę inaczej, a to głównie ze względu na zapach kupiłam to mleczko. Dlatego też, jeśli macie możliwość, wąchajcie testery. Jeśli zapach będzie Wam odpowiadał, polecam wypróbować, bo działanie ma naprawdę bardzo dobre. Warto też poczekać na promocję, bo lepiej zapłacić za nie 15, niż 30 zł.



A Wy lubicie zapach bzu? Znalazłyście może kosmetyk, który idealnie odzwierciedla ten zapach?





9 lutego 2015

069. Joanna, truskawkowe mydło w płynie

Większość z Was narzeka, że z ledwością się ze wszystkim wyrabia, bo ciągle na wszystko brakuje czasu. Powiem Wam, że nuda jest gorsza, o wiele. Dwa tygodnie wolnego od studiów, przy jednoczesnym braku pracy, to stanowczo za dużo. Większość znajomych ciągle jeszcze zmaga się z sesją, a moje psy nie chcą wychodzić z domu w śnieżycę. Całe szczęście, zaopatrzyłam się w książki w bibliotece, więc może z nudów nie umrę. Aż mi się przypominają wakacje na wsi, gdzie a) nie było żadnych zajęć b) jeśli już były, to mnie i tak nie wolno było tego robić (np. chodzić samej nad rzekę). 
Dla gimnazjalistki to naprawdę nie było wymarzone miejsce na wakacje.
Ok, to się trochę wyżaliłam, jak to bardzo potrzebuję konkretnego zajęcia, teraz pora na właściwy temat posta.


Joanna, truskawkowe mydło w płynie


Co mówi producent?

Soczyście owocowe mydło w płynie zapewni Twoim dłoniom wyjątkowe uczucie odświeżenia. Delikatnie pachnąca piana i nawilżający ekstrakt z truskawki uprzyjemnią Ci pielęgnację rąk każdego dnia.

Co widać gołym okiem?

Jest to opakowanie uzupełniające, należy więc przelać go do pustego opakowania po mydle z dozownikiem. Mydło jest koloru czerwono-pomarańczowego, niezbyt rzadkie, nie ucieka z dłoni. Dobrze się pieni.

Pojemność
300 ml

Cena
ok. 4 zł.

Dostępność
drogerie i supermarkety, swoje mydło kupiłam w Auchan

Skład
AQUA, SODIUM LAURETH SULFATE, SODIUM CHLORIDE, COCAMIDOPROPYL BETAINE, GLYCERETH-2 COCOATE, POLYQUATERNIUM-7, PANTHENOL, FRAGARIA CHILOENSIS FRUIT EXTRACT, PROPYLENE GLYCOL, CITRIC ACID, DISODIUM EDTA, PARFUM, DMDM HYDANTOIN, METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE, METHYLISOTHIAZOLINONE, CI:16255.


Moja opinie

Mydło bardzo dobrze się pieni i dobrze myje (testowałam na dłoni umazanej podkładem i cieniami, wszystko pięknie schodzi). O żadnym nawilżeniu nawet mowy nie ma, ale tego w sumie nawet się nie spodziewałam. Na wysuszenie moich dłoni wpływa wiele czynników (jak choćby szampony, zmywanie naczyń czy niska temperatura), i to mydło z pewnością jest również jednym z nich. Nie jest to jednak dramatyczny skutek uboczny, posmarowanie dłoni kremem od razu pomaga. Nie mogę więc zarzucić temu mydłu, że robi krzywdę (przynajmniej nie większą niż większość mydeł). Producent obiecuje zapach truskawki. No cóż, dla mnie truskawka to to na pewno nie jest. Już prędzej winogrono. Ale też nie takie prawdziwe winogrono, tylko aromat winogrona, który z prawdziwym zapachem owocu ma mało wspólnego, ale i tak wszyscy kojarzą go właśnie za nim. Kojarzy ktoś może jeszcze zapachowe kolorowe cienkopisy? Dawno temu, jeszcze w podstawówce, miałam takie. I fioletowy właśnie pachniał identycznie jak to mydło. Jest to zapach przyjemny, nie czuć w nim chemii, ale jeśli ktoś spodziewa się truskawki, to się zawiedzie.




Na koniec jeszcze mały spamik. Znajoma bierze udział w konkursie, w którym do wygrania jest kurs trenera personalnego. Żeby pomóc Paulinie wygrać, wystarczy dać lajka pod zdjęciem konkursowym. 

---->>>>zdjęcie konkursowe <<<---

Lajkować można do godziny 20.00 (9 luty). Każdy lajk się liczy :)




8 lutego 2015

068. Tygodniowe inspiracje

Mania do gromadzenia ładnych zdjęć znalezionych w internecie została mi jeszcze z czasów, kiedy robiłam szablony i dosłownie każdy obrazek potrafiłam gdzieś tam do nagłówka wcisnąć. Ciągle też przekopywałam internety w ich poszukiwaniu. Lubię przeglądać strony typu stylowi.pl i po prostu oglądać sobie wszystkie te ładne zdjęcia. Często jednak po takim tylko przeglądaniu na dysku przybywa mi takich znalezisk, od których trudno mi oderwać wzrok.

Pomyślałam sobie, że co mają tak sobie tylko leżeć. Jako że niedziela jest dniem odpoczynku, nie będzie dzisiaj czytania, tylko oglądanie inspiracji.








Zdjęcia pochodzą ze stron: stylowi.pl oraz zszywka.pl


Powiem Wam, że czarne paznokcie zainspirowały mnie na tyle, że jutro spróbuję takie sobie zrobić. 









6 lutego 2015

067. Affinity Bay, lawendowy krem do rąk

TK Maxx odkryłam po raz pierwszy, kiedy dwa miesiące temu odwiedziłam moją przyjaciółkę w Toruniu. Z ubrań nic nie wpadło mi w oczy, ale zachwycił mnie dział z kosmetykami. Bałagan był tam okropny, wszystko pomieszane, cześć opakowań porozwalanych. Ale mieli tam naprawdę piękne mydełka i balsamy, marek, których do tej pory nie spotkałam. Ponieważ jednak miejsca w walizce nie miałam już wcale, a nie uśmiechało mi się wracanie przez pół Polski z dodatkowymi siatkami, zdecydowałam się tylko na jeden mały drobiazg.



Affinity Bay, lawendowy krem do rąk





Co widać gołym okiem?

Tubka kremu zapakowana jest w śliczny, fioletowy kartonik o nietypowym kształcie (jego dolna i górna podstawa to romby, nie kwadraty czy prostokąty). Na kartoniku namalowane są kolibry, ważki, klatki i kwiaty, a srebrne napisy są wytłaczane. Mnie opakowanie bardzo się podoba, jest naprawdę śliczne, i na pewno wymyślę mu jakieś zastosowanie. Kartonik jest po prostu za ładny, żeby go wyrzucać.
Sama tubka jest w jasno beżowym kolorze, ozdobiona fioletowymi napisami i obrazkiem lawendy. Jej rozmiar jest mały, bardzo poręczny. Zamykanie standardowe, na klik.

Pojemność
50 ml

Cena
10 zł.

Dostępność
TK Maxx, eBay (tu cena waha się od 5 do 10 euro)

Skład

AQUA, GLYCERYL STEARATE, CETEARYL ALCOHOL, ISOPROPYL, PALMITATE, STEARIC ACID, GLYCERIN, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, BETAINE, UREA, POTASSIUM LACTATE, SODIUM POLYGLUTAMATE, HYDROLYZEDSCLEROTIUMGUM, PARFUM, DIMETHICONE, SORBITOL, HONEY EXTRACT, TOCOPHERYLACETATE, LAVANDULA ANGUSTIFOLIA OIL EXTRACT, TETRASODIUM EDTA, PHENOXYETHANOL, ETHYLHEXYLGLYCERIN, IMIDAZOLIDINYL UREA, TRIETHANOLAMINE, POTASSIUM SORBATE, SODIUM BENZOATE, PEG 40 HYDROGENATED CASTOR OIL, LINALOOL, COUMARIN, GERANIOL, LIMONENE, EUGENOL, CI 42090, CI 17200.




Moja opinia
Zapach zdecydowała o tym, że krem kupiłam, i zapach sprawił, że krem pokochałam. Przepiękny, cudowny zapach lawendy. Wystarcza odrobina kremu by nasmarować całe dłonie i przez długi czas cieszyć się intensywnym zapachem lawendy. Krem ma raczej rzadką konsystencję, dzięki temu wspaniale rozprowadza się po skórze. Szybko się wchłania i pozostawia dłonie gładkie i mięciutkie, jednak bez nieprzyjemnej tłustej warstwy. Nawilżenie nie jest jednak bardzo mocne i zdecydowanie nie utrzymuje się dłużej. To raczej krem do poratowania w ciągu dnia, kiedy zależy nam na jak najszybszym wchłonięciu, by móc wrócić do przerwanych obowiązków. Dla osób z niewymagającą skórą będzie wystarczający, dla mnie jednak okazał się za słaby w pojedynkę. Szczególnie z silnie przesuszającą się skórą pomiędzy palcami. Choć ładuję go tam całkiem sporo, delikatna skóra już pod trzech, czterech godzinach znowu robi się bardzo sucha. Dlatego na noc nakładam pokaźną dawkę kremu z mocznikiem, który wspomaga lawendowego cudaka. Ale to juź temat na inną recenzję.
Krem bardzo przypadł mi do gustu ze względu na swój zapach i szybkość wchłaniania się. Jeśli spotkam go jeszcze kiedyś (okazało się, że w mieście obok też mam TK Maxx :p ), na pewno kupię ponownie. Latem być może okaże się wystarczający i moim dłoniom wystarczy.



5 lutego 2015

066. Książkowe Wyzwanie - styczeń

Jak już pisałam na początku roku, wymyśliłam dla siebie pewne książkowe wyzwanie. Czytanie książek to coś, co absolutnie kocham. A że do tej pory ograniczałam się do amerykańskiej i angielskiej fantastyki, horrorów Stephena Kinga oraz powieści o starożytnym Rzymie i Grecji, nie dawałam sobie szansy odkryć wielu wspaniałych autorów, pochodzących z mniejszych państw. Postanowiłam to zmienić. Na rok 2015 zaplanowałam czytanie książek z każdego europejskiego kraju po kolei (kraje ułożone alfabetycznie). Jako że pierwszy miesiąc roku już się skończył, czas na małe posumowanie, co też takiego przeczytałam w ramach wyzwania.




1. ALBANIA


Ismail Kadare - Córka Agamemnona.

Do tego autora raczej nie powrócę. Fabuła skupia się na przemyśleniach głównego bohatera odnośnie poświęcenia swojej ukochanej i jego podobieństwa do historii Ifigenii (tytułowej córki Agamemnona). Akcji właściwie nie ma. Dokładniejsza recenzja tutaj


2. ANDORA

Niestety nie udało mi się znaleźć żadnej książki reprezentującej tej kraj. Zna ktoś?

3. AUSTRIA


Michael Wallner - Kwiecień w paryżu

Choć to typowy romans, książka bardzo mi się podobała. Jej akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej, w okupowanym przez Niemców Paryżu. Jeśli ktoś lubi klimaty zakazanej miłości, polecam.

4. BELGIA


Amelie Nothomb - Peplum

Mimo że książeczka jest cieniutka, czytałam ją długo i z wielką męką. Ale jak wyzwanie to wyzwanie. Książka jest o autorce (nie lubię, kiedy ludzie piszą książki o sobie samych), która zostaje porwana przez naukowców z przyszłości, ponieważ odkryła, że to oni (ci naukowcy z przeszłości), przenieśli się w przeszłość i spowodowali wybuch Wezuwiusza, który zasypał Pompeje popiołem. Już brzmi strasznie, prawda? Cała książka to jeden długaśny dialog pomiędzy autorką a naukowcem, w którym autorka cały czas stara przedstawić się jako cudowna pisarka i jedyna inteligentna, która odkryła wielki spisek. Szczerze, to nawet nie wiem jak książka się kończyła. Czytałam i zaraz zapominałam. Nie polecam. 
Właśnie wyobraziłam sobie, że w kilkugodzinną podróż pociągiem wyruszam z tą tylko książką w formie rozrywki. Najgorsza podróż w życiu.


5. BIAŁORUŚ


Natalka Babina - Miasto ryb.

Przy tej książce naprawdę można i popłakać i się pośmiać. Akcja pędzi na łeb na szyję, pojawia się sporo postaci (jedna bardziej kolorowa od drugiej). Historia naprawdę oryginalna. Jest tam poszukiwani skarbu, mafia, całkiem sporo polityki, trochę bijatyk i nawet kilka morderstw. Książka naprawdę wciąga. Polecam.



I to tyle z książek przeczytanych w styczniu. Doszła do tego sesja, więc przez ponad tydzień nawet nie brałam żadnej książki do ręki. W lutym mam zamiar czytać częściej i dłużej, nie wiem jednak jak przełoży się to na ilość książek, bo trzy dni temu z biblioteki przytachałam następne, i połowa z nich to straszne grubasy.





3 lutego 2015

065. Projekt denko - styczeń

Po nowościach pora na zużycia. Jak na mnie poszło całkiem nieźle. W tym denku znajduje się jeden kosmetyk, który został moim hitem,


1. Ziaja, Mleczko do ciała kozie mleko - przyjemnie pachniało i dobrze nawilżało. Pomimo że było dosyć tłuste, całkiem szybko się wchłaniało. (Recenzja). Kupię ponownie.

2. Orifflame, krem do twarzy aloesowy - Naprawdę bardzo dobry krem. Ma same plusy: ślicznie pachnie, szybko się wchłania, dobrze nawilża, nadaje się również pod makijaż. Dostałam do na urodziny, sama raczej rzadko mam okazję zamówić coś z Orifflame. Jeśli jeszcze kiedyś wpadnie mi w ręce katalog, z pewnością kupię ponownie.


3. Nivea, kremowy żel pod prysznic - Bardzo fajny żel o przyjemnej konsystencji i zapachu. (Recenzja).  Kupię ponownie.

4. Isana, żel pod prysznic o zapachu owoców marakui - Żele Isany nie bardzo mi podpasowały, Średnie zapachy, raczej kiepska jakość. Cena bardzo niska, ale za te same pieniądze w Lidlu mogę kupić o wiele lepszy żel. Nie kupię ponownie.

5. Yves Rocher, żel pod prysznic owoc granatu - słodko pachniał i świetnie się pienił. Bardzo wydajny. Kupię ponownie.


6. Joanna, szampon do włosów z biosiarką i bursztynem - Mały ale wydajny. Bardzo mocno oczyszczał zarówno włosy jak i skórę głowy. Włosy po myciu aż skrzypiały. Kupię ponownie.

7. Dove, odżywka do włosów damage solutions - odżywka idealna. Włosy były po niej niesamowicie miękkie i błyszczące, a do tego pięknie pachniały. Dla mnie ta odżywka jest hitem. Zdecydowanie kupię ponownie.



Wypalony do końca wosk Yankee Candle Midnight Jasmine - piękny zapach maciejki. Sięgnęłam do sporego zbioru próbek. Kuracja łagodząca ładnie pachnie i dobrze się wchłania, działania nie zdążyłam zauważyć. Krem z bio olejkiem z awokado to jakaś totalna pomyłka - jakbym się wyjątkowo gęstą maską wysmarowała. To wina parafiny na samej górze składu. Od razu zmyłam z twarzy.

Miałyście coś? Znacie? 

2 lutego 2015

064. Nowości - grudzień i styczeń

Nareszcie mogę to napisać: sesja za mną. Wszystkie egzaminy zdane, teraz dwa tygodnie odpoczynku. Ostatni tydzień był naprawdę ciężki. Cztery egzaminy w pięć dni. Nie miałam nawet czasu, żeby na facebooka zajrzeć, a co dopiero notkę na bloga napisać. Na Waszych blogach też mi się uzbierało mnóstwo zaległości, ale teraz będę wszystko nadrabiać.

Koniec miesiąca oznacza podsumowania. Jako pierwsze podsumowanie nowości. Część kupiona pod koniec grudnia, ale że w grudniu nie było posta z nowościami, pokazuję je teraz.


Żele z Avonu uwielbiam. Różowy już w użytku, pachnie po prostu cudownie. Mus do ciała o zapachu trufli czekoladowej - czaiłam się na niego już od dawna, ale dopiero w ostatnim katalogu był w sporej promocji. Pędzelek do robienia wzorków na paznokciach jest właściwie dla mojej siostry (dla mnie to już za bardzo skomplikowane), ale z pewnością pokażę na blogu co można nim wyczarować. 


Nareszcie zawitałam do Golden Rose, Kupiłam w nim matowy top coat - piękny efekt matu, bardzo szybko schnie. Brązowo-złota kredka będzie świetnym dodatkiem do makijażu oczu w moich ulubionych brązowych kolorach. Dwa lakiery Glamour były po 2 zł. sztuka, jak więc mogłam nie wziąć? Oprócz tych dwóch kolorów była jeszcze niezbyt zachęcająca zieleń.


Po Super Power Mezo Serum z Bielendy spodziewałam się bardzo dużo, jak na razie efekty mi się podobają. Czekam aż dobiję do połowy opakowania, żeby móc zdać relację. Wygładzający krem z Farmony był zakupem bardzo udanym, odżywka Garnier już mniej. 


W lawendowej soli do kąpieli widać już ubytek. Moczę w niej obolałe stopy po całym dniu na nogach. Kolorek i zapach wody są cudowne. Mgiełkę do ciała dostałam jeszcze pod choinkę. Niby z drobinkami złota, ale ja ich tam jakoś nie widzę.


Jakiś czas temu w Katowicach było otwarcie nowego Rossmana. Kupiłam w nim krem do rąk z mocznikiem, szampon z Alterry oraz dezodorant z atomizerem Beyonce Pulse (który w sklepie mi się podobał, w domu już nie bardzo, całkiem możliwe, że wąchałam zły tester). Jako gratis dostałam szampon z Dove (do wyboru miałam jeszcze żel z Playboya) oraz...


Skarb pełen próbek. Klepsydrę dostała moja przyjaciółka, ale w końcu mi ją oddała, bo i tak stwierdziła, że nie miałaby co z nią robić :) Niestety, podczas pierwszego użytkowania klepsydra odczepiła się od ściany i roztrzaskała się :(


Nabrałam ochoty na coś nowego. I oto jest - mój pierwszy w życiu róż, oraz (również pierwsze) pędzle do pudru i różu. Jak już się połapię co i jak zacznę szukać jakiś fajniejszych pędzli, póki co do nauki wystarczą mi takie. 


Yodeyma i mnie przysłała próbki nowych zapachów (w przesyłce były jeszcze dwa męskie, które nie załapały się na zdjęcia). Żaden jednak nie przypadł mi do gustu.


Żel czekolada-pomarańcza kupiony jeszcze w grudniu. Dla mnie to po prostu delicja! Mini krem jeżynowy był gratisem. Kilka dni temu wykorzystałam kolejną ofertę przesłaną przez Yves Rocher posiadaczom kart. Do zakupu balsamów do ust wiśnia i truskawka (siostra zapowiedziała, że jak jej nie kupię, to i tak będzie podbierałą moją, więc wzięłam dwie) dostałam malinowy żel pod prysznic. Miałam go już kiedyś. Nie podoba mi się niepraktyczna butla, ale zapach jest cudowny.


W styczniu dopisało mi szczęście i wygrałam w rozdaniu u Liny na Jak być stylową kobietą? Prawda, że wspaniałe nagrody? 



Nowości tyle, grudzień i styczeń rozliczone.