24 września 2015

126. Tołpa, Kąpiel borowinowa

Kosmetyki Tołpy mają swoich zwolenników i przeciwników. Jedni uważają je za skuteczne i lepsze od kosmetyków drogeryjnych, inni za przereklamowane i nie warte swojej ceny. Ja po raz pierwszy (i póki co jedyny) miałam z nimi do czynienia dzięki wygranej na fanpage'u Rupieciarnia drobiazgów.


Co mówi producent?



Co widać gołym okiem?
Producent twierdzi, że kolor kąpieli borowinowej jest najzupełniej normalny i wynika z zastosowania składników aktywnych. Mnie ten brązowy kolor nie przeszkadza. Skóry nie barwi, nie jestem pewna jednak jak z wanną. Ja używałam go tylko do kąpieli stóp, woda jednak barwi się dosyć intensywnie, wanna więc też mogłaby trochę kolorku załapać.

Kapiel borowinowa pachnie mocno ziołową. Na pierwszy plan wysuwa się lawenda, ale sprawniejszy nos pewnie wyczułby pozostałe rośliny.


Skład

Peat Extract, Polysorbate 20, Glycerin, Lavandula Angustifolia Flower Oil, Citrus Aurantium Amara Leaf Oil, Pelargonium Graveolens Flower Oil, Salvia Sclarea Oil, Cellulose Gum, Silica, Disodium EDTA, Disodium Phosphate, Citral, Linalool, Citronellol, Methylparaben, Propylparaben, Methylisothiazolinone.

Pojemność
270 ml

Cena
30 zł.

Dostępność
e-sklep producenta, drogerie

Moja opinia
Niejednokrotnie już wspominałam, że jeśli chodzi o kosmetyki do kąpieli, największą uwagę zwracam na zapach. Lawendę uwielbiam po każdą postacią, kąpiel borowinowa więc nie mogła nie przypaść mi do gustu. Według obietnic producenta, dzięki olejkom eterycznym, ma uspokajać i poprawiać samopoczucie. Czy to robi? Jak najbardziej. Mocny zapach lawendy momentalnie wypełnia całą łazienkę, aż trochę otumania. Mnie kojarzy on się z końcem dnia, długo wyczekiwanym odpoczynkiem. Mocząc zmęczone stopy w ciepłej wodzie z dodatkiem kąpieli borowinowej, mogę się zrelaksować i rozluźnić. A także, co zimą dla mnie jest zbawienne, udrożnić drogi oddechowe. 

Ponieważ nie wlewam kąpieli borowinowej do wanny, zużywam jej naprawdę niewiele i na długo mi jej wystarcza. Gdybym jednak chciała używać jej według zaleceń producenta, 270ml w mig by się skończyło. Za tę cenę pojemność zdecydowanie powinna być większa. 

Kąpiel borowinową polecam każdemu, kto lubi zapach lawendy.  

22 września 2015

125. Photo mix - sierpień/wrzesień

Typowo lifestylowych czy zdjęciowych postów nigdy u mnie nie było, ponieważ nie mam mani robienia zdjęć (chyba, że są to zdjęcia kotów), a to jednak zdjęcia, nie słowa, przyciągają czytelników. Ostatnio jednak coraz częściej wyciągałam telefon, żeby zrobić nim zdjęcie. Duży wpływ miał na to fakt zainstalowania aplikacji Snapchat. Teraz, kiedy mam ochotę jakimś widoczkiem czy zdjęciem nowego nabytku, który bardzo mnie cieszy, podzielić się z koleżanką, zapisuję go w pamięci telefonu z myślą o nowej notce. I tak oto jest pierwszy photo mix.

Tu się zaczęło moje cykanie fotek. Widok na Morskie Oko znad Czarnego Stawu pod Rysami. Widok bajeczny. A jaka zasysfakcja, że dałam radę wejść - ja, dla której trzecie piętro jest zabójcze.


Kolejny dzień wędrówek. Chwila odpoczynku po wyjątkowo męczącym odcinku kamiennych schodów. W dole widać Zakopane. 


Czarny Staw Gąsiennicowy. Pięknie słoneczko tam świeciło, aż się nie chciało wracać.


Widok z Kasprowego Wierchu. Wejście nie było nawet tak trudne, jak się obawiałam. W przyszłym roku spróbuję chyba Giewontu.


A oto i moje pamiątki z Zakopanego: parasol, ciepłe kapcie i wosk, czyli autumn is coming. 


Moje cudo z Pepco. Od jakiegoś czasu noszę wyłącznie kolczyki wkrętki. Każda para leżała w innym miejscu, teraz nareszcie nad nimi zapanowałam.


Pierwszy raz na rolkach od wielu, wielu lat. 


Nagroda za wysiłek, jaki włożyłam w jazdę na starych rolkach. Bardziej to przypominało chodzenie niż jeżdżenie.


Inwestycja w lepszą kondycję - moje nowiutkie rolki (wiecie ile takich spotykam nad jeziorem? dzisiaj trzy pary identycznych mnie minęły) oraz bezpieczeństwo - szkoda, że nie ma ochraniaczy na tyłek.


Jak już jesteśmy przy nabytkach... Komplecik pędzli do makijażu oczu z eBay za załe 8 zł. Tylko dwa z nich są beznadziejne, jeden za to idealnie sprawdza się w nakładaniu korektora.


Woda toaletowa z Yves Rocher o zapachu kwiatów wiśni. Piękny, delikatny zapach. Ostatnio mój ulubieniec.


Zamówienie z merlin.pl Za cały stos książek dałam tylko 40zł. Uwielbiam takie zakupy. 


Moje nowe oczy. Po raz pierwszy mam szkła fotochromowe, tzn. ciemniejące pod wpływem światła. Tylko inne okularnice wiedzą jaka to męczarnia każdego słonecznego dnia stawać przed wyborem: widzieć wyraźnie czy potykać się w okularach przeciwsłonecznych?

Taki oto piękny zestaw dla mojej chrześnicy, uszyty przez Karmelową z Karmelowa Kraina. Poszewka plus kocyk z rudym kotkiem.


Lato minęło, a ja dopiero teraz zabrałam się malowanie skrzynek. Z miesiąc postoją w ogródku i znowu trzeba je będzie schować. Takie malowanie jest bardzo odprężające, wiecie? Poza tym, ja bardzo lubię zapach tej farby.


Kolejny mój twór. Świeca z Ikei ozdobiona metodą deocupage. 


Na pożegnanie jeszcze moja Chanelka. Też już jesień czuje, zaczyna się przytulać.

17 września 2015

124. Soraya, Clinic Clean - ultra oczyszczający płyn micelarny

Ale lato dziś poczułam. Korzystając z dnia wolnego trochę poprzebywałam na słoneczku i lekko wzmocniłam moją mizerną opaleniznę. Moja jazda na rolkach przeszła na wyższy poziom. Z prawie pustego chodnika przy parku przeniosłam się na ścieżkę rowerową nad jeziorem, pełną rowerzystów, rolkowiczów i spacerowiczów. Dałam radę zjechać ze sporej górki bez wywrotki, a tuż przy parkingu zaliczyłam glebę (teraz już wiem, że jak mam na nogach rolki, nie powinnam oglądać się na facetów bez koszulek). Słońce naładowało mnie pozytywną energię, mam nadzieję, że na długo mi jej wystarczy.

W ramach tego nagłego ożywienia, piszę recenzję (też tak macie, że najtrudniej jest wam zacząć? Cokolwiek, pisanie, sprzątanie, naukę. Dla mnie za każdym razem jest to walka). Dziś na tapetę biorę kolejny płyn micelarny.


Co mówi producent?

Co widać gołym okiem?
Wygodne opakowanie z przezroczystego plastiku pozwala nam kontrolować zużycie. Nie zabierałam go ze sobą nigdzie w podróż, ale kosmetyki trzymam w koszyku, czasem po prostu wrzucone do góry dnem, i nigdy nie zdarzyło się, żeby płyn się wylał. Opakowanie więc jest bezpieczne.

Sam płyn jest przezroczysty. Pachnie bardzo delikatnie i tylko w opakowaniu, na twarzy nic już nie czuć. Ja wyczuwam w nim cytrusy, zdecydowanie coś kwaśnego. 


Skład

Pojemność
200 ml

Cena
ok. 10 zł.

Dostępność
drogerie, supermarkety


Moja opinia
Do kupna tego płynu micelarnego skusiła mnie bardzo korzystna cena, coś około 6 czy 7 zł., oraz informacja o pH łez. Miałam nadzieję, że dzięki temu będzie delikatny i nie podrażni mi oczu. Nie lubię używać innego kosmetyku do demakijażu oczu i innego do reszty twarzy. Wolę jeden dobry płyn micelarny, który zmyje wszystko. Jak było w tym przypadku?
Płyn micelarny Soraya dobrze zmywał podkład, puder, róż i szminkę. Gorzej mu szło z tuszem, nawet nie wodoodpornym, cienie za to usuwał idealnie. Pozostawiał cerę czystą i odświeżoną. Na upartego mogłabym już darować sobie mycie twarzy żelem czy pianką, ponieważ po tym płynie czuć było, że jest już czysta. Nie powodował ściągnięcia skóry czy pieczenia. Nawet jeśli dostał się przez przypadek do oka, szczypanie było niewielkie, a i tak bardzo możliwe, że to rozpuszczony tusz tak zadziałał, ponieważ to samo zdarza mi się podczas mycia twarzy samą tylko wodą. 

Podsumowując, płyn micealrny jak najbardziej polecam. Zmywanie nim tuszu jest trochę pracochłonne, ale z resztą makijażu radzi sobie rewelacyjnie. Jest delikatny i bardzo wydajny. Z pewnością jeszcze kiedys go kupię.















12 września 2015

123. Yankee Candle, Margarita Time

Lato definitywnie za nami. Czas na schowanie do szaf sandałów, letnich topów i szortów. To też pora (przynajmniej u mnie), na odstawienie, albo przynajmniej jak najszybsze wykończenie, owocowych żeli pod prysznic i orzeźwiających wosków.

Do takich wakacyjnych zapachów niewątpliwie należy Margarita Time od Yankee Candle.

Czym pachnie?
Cytrusami. Ja wyczuwam tutaj właściwie samą limonkę. Niestety, nie jest to zbyt udany zapach. Na sucho sampler pachniał dobrze - lekko, orzeżwiająco. Idealnie na ciepłe dni. Po odpaleniu jednak okazał się trochę śmierdziuszkiem. Mocnym, sztucznym cytrusem, który mnie niestety kojarzy się z kostką do wc.

Jeśli odpalimy go tylko na trochę, a później pozwolimy mu odrobinę wywietrzeć, jest zapachem całkiem dobrym, nie tak ostrym. Nie czuć wtedy tej chemicznej nuty. Jeśli jednak zostawimy zapalony kominek i wyjdziemy na dluższy czas z pokoju, po powrocie może nam się trochę w głowie zakręcić.


Jaka jest jego moc?
Całkiem spora. Są woski mocniejsze, jak na przykład Frankincense, ale Margarita Time z pewnością nie należy do słabiutkich. Wystarczy mały kawałek, aby zapach rozszedł się w całym pokoju w dość krótkim czasie.


Nie był to zbyt udany zapach, tym bardziej, że w ofercie Yankee Candle jest bardzo dużo owocowych kompozycji. Nigdy nie kupuję ich przez internet, bo wolę wcześniej sprawdzić, czy będą mi pasowały. Jak jednak widać, nawet i przy zakupach stacjonarnych zdarzają się pomyłki.

10 września 2015

122. Garnier Fructis, szampon przeciwłupieżowy Fall Fight

Lato się kończy, a ja odkryłam uroki jazdy na rolkach. Chociaż może dla mnie poczatkującej (albo raczej przypominającej sobie jak to się wieki temu jeździło) to nawet i lepiej, że nie za gorąco jest na długie spodnie i bluzę. Im więcej warstw ubrania mnie chroni, tym lepiej. Upadku jeszcze żadnego nie było, czemu aż się dziwię. Bo ja nawet z chodnika spaść potrafię.

Znalazłam niedawno w folderze ze zdjęciami stare fotki szamponu, który dawno już wylądował w denku. Jako że pamiętam go jeszcze dość dobrze, dziś będzie kilka słów o nim.


Co mówi producent?


Co widać gołym okiem?
Duża, plastikowa butla zamykana na klik. Nie widać ile szamponu jest w środku, można go jednak wydobyć do ostatniej kropli. Szampon jest koloru bieli złamanej turkusem. Pachnie bardzo specyficznie. Mocno i słodko, mnie niestety ten zapach jednoznacznie kojarzył się z lekarstwem, które dosyć często zażywałam jako dziecko, Na włosach na szczęście nie był bardzo wyczuwalny.


Skład


Pojemność
400 ml

Cena
ok. 10

Dostępność
drogerie, supermarkety


Moja opinia

Szampon miał być przeciwłupieżowy, miał też zapobiec swędzeniu skóry głowy. Czy zdziałał coś na tym polu? Absolutnie nie. Ale że też na nic wielkiego nie liczyłam, nie rozczarowałam się za bardzo. Szmpon wspaniale mył włosy, aż skrzypiały, tak czyste były. Niesamowicie jednak je plątał, bez odżywki ani rusz. Jak już wspomniałam, zapach mnie drażni i niezbyt miło się kojarzył, ale należał do tych bardziej ulotnych, długo się więc z nim nie męczyłam. 
Szampon miał jednak jedną wielką wadę - podrażnił mi niesamowicie skórę głowy. Miał zlikwidować łupież, a zadziałał dokładnie odwrotnie. 

Na wizażu szampon też nie zebrał zbyt wysokich not, ja też mu wysokiej oceny nie daję. Na pewno do niego nie wrócę i też nikomu go nie polecam.

6 września 2015

121. Sephora, mleczko do ciała o zapachu bzu

W poście z nowościami lipca pisałam Wam o promocji w Sephorze 2+1. W sierpniu została ona powtórzona, tym razem jednak nie skorzystałam. W lipcu kupiłam mleczko do ciała, mleczko do demakijażu i dwufazowy płyn do demakijażu oczu. Dziś opowiem Wam o mleczku do ciała.


Co mówi producent?
Delikatnie perfumowane mleczko o aksamitnej i nietłustej konsystencji błyskawicznie się wchłania i przywraca skórze komfort. Dzięki bogatej formule, skóra jest delikatna i nawilżona przez cały dzień.

Maksymalna przyjemność dzięki 14 kolorom i 14 zapachom.

Formuła nie zawiera parabenu, testowana dermatologicznie.


Co widać gołym okiem?
Plastikowa buteleczka wygląda bardzo zgrabnie i minimalistycznie. Dozownik na początku działa bez zarzutu, im mniej mleczka tym dłużej trwa jego wydobycie - ale to norma, fizyki się nie oszuka. Tworzywo, z którego wykonana jest buteleczka, jest zupełnie nie przezroczyste i bardzo twarde. Nie ma mowy o tym, żeby je ścisnąć i wydobyć resztę mleczka. Nie wiem jak z przecinaniem na pół, bo je sobie podarowałam. Bałam się, że prędzej palce sobie poodcinam. 

Mleczko jest koloru białego, przy dobrym świetle można by się tam dopatrzeć jakiś fioletowych tonów. Jak to mleczko - rzadkie. Dobrze rozprowadza się po skórze i szybko się wchłania. Pachnie przecudownie, najprawdziwszy bez, nie czuć żadnych sztucznych dodatków. Wąchając je miałam wrażenie, że trzymam nos w bukiecie bzu.


Skład

AQUA, GLYCERIN, ISOPROPYL PALMITATE, DIMETHICONE, STEARIC ACID, PHENOXYETHANOL, GLYCERYL STEARATE, PARFUM, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, SODIUM HYDROXIDE, PALMITIC ACID, ETHYLEXYLGLYCERIN, CITRIC ACID, LIMONENE, LINALOOL, CITRONELLOL,  SYRINGA VULGARIS EXTRACT, SODIUM BENZOATE, POTASSIUM SORBATE, TOCOPHEROL.

Pojemność
190 ml

Cena
29 zł.

Dostępność
Sephora


Moja opinia

Moja skóra jest raczej normalna, czasami tylko zdarzają jej się okresy większego przesuszenia. Większość więc balsamów i mleczek daje radę. To, na co zwracam największą uwagę w mleczkach, to ich zapach - używam ich wieczorem, gdyby więc zapach mi nie odpowiadał, nie zasnęłabym spokojnie - oraz szybkość wchłaniania się. Strasznie jestem niecierpliwa, więc każde mazidlo musi być wchłonięte, kiedy kończę smarować kremem twarz. 

To mleczko zdobyło u mnie dwa wielkie plusy za zapach i mega szybkie i dokładne wchłanianie się. Nawilżenie było w porządku. Żadne wow, ale systematycznie stosowane zapewniło mi miękką i miłą w dotyku skórę. Mleczko nie wybiło się specjalnie spośród innych. Mimo że zapach cudny, po jakimś czasie już mi się znudził. Bardziej preferuję jednak słodkie, jedzeniowe  zapachy. 

Co mi się w mleczku nie podobało? Poza opakowaniem, tylko wydajność. Bardzo mała, mimo że ja balsamy zużywam baaardzo długo. Do mleczka już raczej nie wrócę, chociaż być może wypróbuję kiedyś inne warianty zapachowe. 

4 września 2015

120. Przeczytane i obejrzane w sierpniu

Oz wielki i potężny


Świetna adaptacja znanej zapewne wszystkim historii. W filmie cofamy się do czasu, kiedy do Oz przybywa czarnoksiężnik. Oz to pseudonim artystyczny iluzjonisty, który występuję w cyrku w Kansas. Przez przypadek, za sprawą tornada, trafia on do Oz, gdzie okazuje się, że jest on zapowiedzianym przez przepowiednię królem-czarodziejem, który ma pokonać Złą Wiedźmę. 

Historia sklecona całkiem dobrze, świetne efekty komputerowe. To taki rodzinny, bardzo kolorowy film o tym, jak dobro wygrywa, (a zło nie jest tak do końca złe). Można się i wzruszyć i pośmiać. Polecam.



Więzień labiryntu


Thomas budzi się w pędzącej w górę tunelu klatce, nie pamiętając ani kim jest, ani gdzie jest. Na powierzchni czekają na niego inni, którzy w ten sam sposób przybyli do Strefy. Stworzyli oni tam swój własny mały świat, z regułami, których bezwzględnie każdy musi przestrzegać. Tylko Thomasowi trudno jest się przystosować. Od początku się wychyla i próbuje dociec, gdzie i po co tak naprawdę są.

Po obejrzeniu zwiastunu film nie specjalnie przypadł mi do gustu, ale w zwiastunie po prostu nie można zmieścić wszystkiego. Więzień labiryntu to naprawdę świetny film, gdzie akcja nie zatrzymuje się ani na moment.




Piękne istoty



Do małego miasteczka wprowadza się Lena, która od razu zostaje uznana za wiedźmę. Ethan, szkolny prztstojniak i gwiazda sportu, od razu zwraca na nią uwagę. Na przekór innym zaczyna się z nią spotykać i pomaga jej, kiedy Lena musi zmierzyć się ze swoją własną naturą.

Brzmi banalnie, i takiego właśnie filmu się spodziewałam. Typowy romans dla nastolatek. Byłam mile zaskoczona, bo film, niby z prostą fabułą, jest naprawdę interesujący. Przede wszystkim bohaterowie - wcale nie są tacy płascy i oklepani. Ethan i Lena wypadają bardzo przekonująco, a zakończenie jest wzruszające i smutne.




Dziewczyna w czerwonej pelerynie



Valerie mieszka w wiosce w środku lasu, która od dawna tyranizowana jest przez wilkołaka. Kiedy zabija on jej siostrę, mieszkańcy wioski postanawiają wyruszyć na polowanie. Wzywają też sławnego łowcę wilkołaków. Kiedy ten mówi im, że wilkołak jest jednym z nich, każdy staje się podejrzany. 


Nowa wersja Czerwonego kapturka. Jest Czerwony Kapturek, jest babcia, wilk i drwal zamiast gajowego. Wszystko jednak tak inne od oryginalnej baśni, bardziej prawdziwe, że film może przerazić (tak troszkę).



 

Cyrk Potępieńców

Do miasta przybywa nowy Mistrz Wampirów, którego celem staje się zamordowanie Mistrza Miasta. Anita, jako jedna z niewielu znająca jego tożsamość, staje pomiędzy dwoma wampirami. Musi wybrać, którego z nich zdradzi.

Naprawdę wciągnęłam się w tę serię. Każda część opowiada osobną historię. I wbrew temu, czego spodziewałam się na początku, głównym wątkiem wcale nie jest romans paranormalny.

Kafejka u Lunatyków



Tym razem akcja skupia się na mieszkających w mieście wilkołakach. Anita zostaje zatrudniona do odnalezienia kilku z nich, którzy zaginęli w ciągu ostatnich miesięcy. Współpracując z łowcą nagród, Edwardem, trafia na ślad grupy osób odpowiedzialnych za porwania, i przez to o mało nie zostaje pożarta żywcem.


W każdej książce wilkołaki, jak i wampiry, są inne. Autorka tego cyklu nie stara się z nich na siłę zrobić ludzi. Opisuje ich jako potwory, bez zbędnych ulepszeń.


Aleja Chanel No 5



Rebecca to romantyczna kobieta, która stale trafia na niewłaściwych mężczyzn. Marzy o wielkiej miłości na całe życie, a tymczasem stale jest porzucana i zdradzana. Dla swojej ostatniej wielkiej miłości przeprowadza się do Mediolanu, gdzie zaczyna swoje nowe życie.

Ta książka to jakaś porażka. Jest tak nudna, że naprawdę nie wiem, jak udalo mi się ją przeczytać w całości. Ona jest o niczym. Główna bohaterka przeprowadza się do nowego miasta, zaczyna nową pracę, poznaje nowych ludzi. I tyle. Dla mnie to tło do głównych wydarzeń, ale tych niestety tu zabrakło.


1 września 2015

119. Za co kocham jesień?

Wrzesień zawsze kojarzył mi się z nowym początkiem. To był czas powrotu z wakacji, zaczynał się nowy rok szkolny, a ja miałam mnóstwo planów na nadchodzący rok. Jak już kiedyś pisałam, nie robię planów noworocznych, bo po prostu nie czuję tego klimatu. Dla mnie najlepszą porą na postanowienia jest wiosna, kiedy budzę się do życia po zimie, i jesień - kiedy z czasu odpoczynku i zabawy przechodzimy powoli w tryb pracy (co nie oznacza, że kończy się odpoczynek i zabawa, one po prostu stają się inne).

Jesień to cudowna pora roku, bo łączy w sobie lato i zimę. Obfituje w dni ciepłe, kiedy to można wybrać się na długi spacer, oraz w dni chłodne, idealne do spędzenia w przytulnej kawiarence lub z dobrą książką w domu.

Z czym kojarzy mi się jesień i dlaczego tak ją lubię?

1. Swetry, sweterki, kardigany






Powoli zaczynam rozglądać się za jakimiś swetrami i bluzami. Na jesienne dni są one idealne. Przede wszystkim wygodne. A jaki wybór wzorów i kolorów. Powyżej kilka propozycji, które wpadły mi w oko. Najbardziej kusi mnie rozpinany w kolorowe pasy i bluza z żyrafą. No czy nie jest urocza?

2. Woski.

Uwielbiam podkręcać panującą na dworze atmosferę pasującymi mi do niej zapachami. Dlatego zimą w moim domu pachnie cynamonem, a latem cytrusami. Co będzie dobre na jesień? Tego mój nos jeszcze nie wie. Jak na razie znalazłam jeden zapach, który dla mnie mógłby się nazywać po prostu "jesień". Honey Glow na sucho pachnie pięknie. Trochę drewnem, trochę liśćmi, a trochę miodem. Coś czuję, że Amber Moon też mi się spodoba.

3. Książki.




Wiem, że to strasznie oklepane. Jak się robi trochę chłodniej, to nagle wszyscy deklarują, że będą siedzieć pod kocem z ciepłą herbatą i książką. Ja w zasadzie z książką pod kocem mogę siedzieć przez okrągły rok (tak, latem też, mnie czasami jest zimno przy 30stopniowych upałach). Mam całą listę książek, które chcę przeczytać. A to oznacza albo wyprawę do księgarni, albo do biblioteki. Uwielbiam oba te miejsca i oczy robią mi się ogromne jak tylko je odwiedzam. Powyżej nowości wydawcznicze, które mnie interesują. 


4. Spacery.
Spacer każdą porą roku jest inny. Jesień przyciąga nas do parków i lasów. Bo co może być przyjemniejszego od brodzenia w powodzi opadlych liści i zbierania żołędzi, kiedy nad nami świeci mocne, jesienne słońce, a w twarz wieje już chłodny, przynoszący zapach dymu wiatr? A po powrocie do domu kubek ciepłej herbaty i książka lub film.   


5. Uczelnia.
Dziś 1 wrzesień, to sobie trochę powspominam o powrotach do szkoły. Nie ważne jak ciężki rok się zapowiadał, ja i tak cieszyłam się, że wracam do szkoły (tak mniej więcej przez miesiąc). Nauki wtedy prawie w ogóle nie było, wracali za to z wakacji wszyscy znajomi, było więcej czasu na wyjścia, pogoda też jeszcze dopisywała. W tym roku czeka mnie ostatni taki powrót. Nowi wykładowcy, nowe zeszyty (kocham po prostu szkolne zakupy :p ), tyle planów na cały rok, opowieści o minionych wakacjach. 


6. Grzyby.
Mój wymarzony dom powinien być blisko lasu. Tak, żebym mogła codziennie sobie chodzić do niego na spacery. A jesienią, oczywiście, zbierać w nim grzyby. Lubię wszystko co związane z grzybobraniem. Chodzenie godzinami po lesie, tę radość, kiedy uda się znaleźć jadalnego grzyba, później czyszczenie ich i nawlekanie na nitki, zapach suszonych grzybów, który jednoznacznie kojarzy mi się z dzieciństwem. Słońce w tym roku dało trochę popalić lasom, w których zazwyczaj zbierałam grzyby, więc nie wiem. czy w jest w ogóle sens wybierania się na grzybobranie. Ale jak nie w tym roku, to w następnym.

7. Gorącą kawę, herbatę i czekoladę.
Gorącą, słodką kawę pić mogę na okrągło. Aromatyczne herbaty towarzyszą mi do każdego posiłku. A czekolada, to radość sama w sobie. Mimo że lubię gorące napoje, latem rzadko je piłam. Zazwyczaj stawiałam na zwykłą wodę, bo szybciej no i chłodniej. Wraz z nadejściem jesieni będę mogła powrócić do gorącej kawy i herbaty, i do przyjemnego uczucia rozgrzewania od środka.

8. Jesienne powietrze.
Powietrze każdą porą roku pachnie inaczej. Do moich ulubionych należy zapach wiosny, ale jesień, po gorącym i dusznym lecie w mieście, będzie dla mnie prawdziwą ulgą. Czuć będzie dym, mokrą ziemię, liście i ten pierwszy chłodek.


Jesień ma bardzo wiele plusów, ale minusy też znajdę. Za co jesieni nie lubię? Za krótsze wieczory, za to, że zaczynają umierać rośliny, za zimny wiatr, za pierwsze przeziębienia.

A jak jest u Was? Lubicie jesień czy wolelibyście, żeby lato trwalo kolejne trzy miesiące?