19 września 2017

401. Il Salone Milano - Balsamo epic conditioner

Rzadko pędzę do sklepu po jakieś kosmetyki tylko dlatego, że ktoś, kogo bloga odwiedzam, właśnie je pochwalił. Często zapamiętuje je sobie albo wpisuję na listę kosmetyków, które chciałabym wypróbować. W przypadku jednak tej odżywki przymus kupna był tak duży, że na drugi dzień po przeczytaniu recenzji, poszłam jej szukać. Miałam szczęście, bo akurat była przeceniona z 29 zł. na 20 zł.


Odżywka Il Salone Milano The Legendary Collection przeznaczone jest do włosów normalnych i suchych. Pojemność 500 ml to dla moich długich włosów przeciętna pojemność, akurat tyle, żebym zdążyła sobie o danym produkcie wyrobić zdanie. Odżywka wzbogacona jest proteinami mleka i jest odżywką profesjonalną, używaną przez fryzjerów. Ma pomóc nawilżyć włosy oraz ułatwić ich rozczesanie. 


SKŁAD
AQUA, PROPYLENE GLYCOL, CETEARYL ALCOHOL, CETRIMONIUM CHLORIDE, MYRISTYL ALCOHOL, PARFUM, IMIDAZOLIDINYL UREA, CITRIC ACID, PHENOXYETHANOL, POLYQUATERNIUM-7, ETHYLPARABEN, METHYLPARABEN, PROPYLPARABEN, LACTOSE, LACTIS PROTEINUM (MILK PROTEIN), SODIUM BENZOATE.

Skład nie robi wrażenia, co najwyżej negatywne. Te wszystkie parabeny oraz  proteiny mleka na przedostatnim miejscu w składzie mogą zjeżyć włos na głowie.


Butelka wykonana jest z tak twardego plastiku, że nijak nie da się jej ścisnąć. Odżywkę na rękę trzeba wytrząsnąć albo dać jej spłynąć po ściankach. Na włosach rozprowadza się ją bardzo dobrze. Nie jest rzadka, ma idealną formułę. Pachnie mocno, trochę jak perfumy, ale bardzo ładnie. Na włosach ten zapach jest później wyczuwalny.


Oczekiwałam efektu prawdziwego WOW, a było tylko wow. Odżywka faktycznie wygładziła włosy i zmiękczyła je. Lepiej się je rozczesywało, a i w ciągu dnia nie plątały się tak strasznie i wyglądały po prostu dobrze, bez sięgania co chwilę po szczotkę. Były bardziej sypkie i delikatniejsze, aż chciało się ich dotykać. Niestety to, na co liczyłam najbardziej, nie pojawiło się. Mowa o blasku, który wprost miał kłuć po oczach. Włosy błyszczały normalnie, jak to czyste i wyszczotkowane włosy. Ale nic poza tym. Dla jednych jej działanie będzie wystarczające, dla innych nie. Mnie zależało na mega blasku, więc się zawiodłam, mimo że odżywka odwaliła kawał dobrej roboty. A do tego nie obciążała włosów, była łatwa w użyciu, ładnie pachniała i na długo wystarczyła. Powrotu nie będzie, bo to jednak nie o to mi chodziło.
 

 

17 września 2017

400. Yves Rocher, żel do mycia twarzy Sebo Vegetal

Marka Yves Rocher jest jedną z moich ulubionych. Ich sklepy stacjonarne odwiedzam często, i zawsze wychodzę z kilkoma cosiami. Lubię ich kosmetyki za przyjazne i skuteczne formuły oraz fenomenalne zapachy. Poza tym to jedyna marka, która raz w miesiącu daje prezent do dowolnego zakupu. Jedyne, na co mogłabym narzekać, to wielkość asortymentu. Czasami chciałabym poznać coś nowego, ale oprócz nowych zapachów żeli i balsamów nie mogę znaleźć nic dla siebie. Jakiś czas temu, po przeczytaniu pozytywnej opinii na blogu, skusiłam się na żel do mycia twarzy Sebo Vegetal. Dla mnie produkt do mycia twarzy to podstawa taka jak szampon czy pasta do zębów, a z Yves Rocher jeszcze niczego nie miałam. Kupiłam, i zdecydowanie się nie zawiodłam.


Żel z serii Sebo Vegetal jest żelem oczyszczającym, mającym doskonale oczyścić skórę, odblokować pory i uregulować wydzielanie sebum. Ma dawać uczucie świeżości i czystości, jednocześnie nie wysuszając. Zawiera puder z korzenia tarczycy bajkalskiej, która jest uzyskiwania w 100% w naturalny sposób. Ponadto producent zapewnia, że ponad 93% składników jest pochodzenia naturalnego, a w żelu nie znajdzie się żadnych silikonów, olei mineralnych oraz parabenów. Ekologiczne jest również opakowanie, wykonane z plastiku z recyklingu oraz mogące być powtórnie przetworzone.

Wszystko pięknie TYLKO...
- puder z korzenia tarczycy bałkańskiej znajduje się za aromatem, czyli prawie w ogóle go tam nie; "uwielbiam" po prostu, kiedy producent na przodzie kosmetyku podaje składnik i nie raz opierają na nim reklamę, a tymczasem w kosmetyku występuje on w śladowych ilościach 

- z tym opakowaniem też tak pięknie nie jest, ponieważ na spodzie butelki znajduje się znaczek PET z numerkiem 1 - z tego co wyczytałam na różnych stronach, jest to jeden z najczęściej wykorzystywanych rodzai plastiku, ale wcale nie taki znowu bezpieczny; i co najważniejsze - opakowanie to nie może być użyte powtórnie


SKŁAD
AQUA, METHYLPROPANEDIOL, CENTAUREA CYANUS FLOWER WATER, SODIUM LAURETH SULFATE, COCAMIDOPROPYL BETAINE, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, PHENOXYETHANOL, PEG-30 GLYCERYL STEARATE, XANTHAN GUM, PARFUM, TETRASODIUM EDTA, SODIUM HYDROXIDE, SCUTELLARIA BAICALENSIS ROOT EXTRACT, CITRIC ACID, SODIUM BENZOATE, POTASSIUM SORBATE. 

Żel dostępny jest w wersji mniejszej 100 ml i większej 390 ml. Z cenami bywa różnie, bo ciągle zmieniają się promocje oraz rabaty. Ja dużą butelkę kupiłam z kuponem rabatowym, który co miesiąc dostaję pocztą, za ok. 25 zł.  Taka pojemność wystarczy na bardzo długo. Nie potrzeba dużo żelu, by umyć całą twarz. Doskonale się pieni i ładnie domywa resztki makijażu, nawet tusz do rzęs. Wielki plus za to, że jest bezpieczny dla oczu i nie szczypie. 

Żel prześlicznie pachnie. Bardzo świeżo, ale też troszkę słodko. To taka świeżość owoców, ale bez oklepanej nuty cytrusowej. Używanie go to czysta przyjemność, tym bardziej, że żel jest bardzo delikatny dla skóry i nie przesusza jej. Mimo więc kilku wprowadzających w błąd informacji, żel okazał się bardzo dobrym kosmetykiem, do którego z pewnością wrócę. Moja mieszana cera jest z niego zadowolona, jest oczyszczona i odświeżona, a jednocześnie nie podrażniona.



 


13 września 2017

399. Inecto Naturals - Balsam do ciała limonka, mięta i kokos

Lato tak szybko i nagle się skończyło, że moja pielęgnacja ciągle jeszcze pachnie latem. Głównie wśród balsamów, żeli i kremów do rąk dalej królują cytrusy i kwiaty. To samo w zapasach wosków, same świeże nuty. Powoli trzeba będzie to wszystko przeorganizować i przestawić się na jesień. Uwielbiam zapachy jesieni, te naturalne - dym w powietrzu, zapach liści na ziemi i jabłka, całe mnóstwo jabłek. Dziś będzie jednak jeszcze o typowo wakacyjnej, egzotycznej mieszance limonki, mięty i kokosa w balsamie do ciała Inecto Naturals.


Rozpocznij swój dzień całkowicie odnowiony. Z olejkiem ze skórki limonki oraz organicznym kokosem.

Balsam do ciała angielskiej marki reklamowany jest jako produkt naturalny, nie testowany na zwierzętach oraz przyjazny weganom. Niestety, na opakowaniu brak jakichkolwiek certyfikatów, które by to potwierdzały. A samym słowom zapewniających o cudownych efektach po użyciu kosmetyku trudno mi uwierzyć. Bo reklama to reklama, rządzi się własnymi prawami. 


SKŁAD

AQUA, ISOPROPYL MYRISTATE, GLYCERIN, STEARIC ACID, CETYL ALCOHOL, CETEARYL ALCOHOL, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYTLATE CROSSPOLYMER, LAURYL METHYL GLUCETH-10 HYDROXYPROPYLDIMONIUM CHLORIDE, COCOS NUCIFERA (COCONUT) OIL, CITRUS AURANTIFOLIA (LIME) SEED OIL, PEG-20 STEARATE, PEG-14M, PARFUM, ETHYLHEXYLGLYCERIN, PHENOXYETHANOL, SODIUM HYDROXIDE, COUMARIN, GERANIOL, LINALOOL, LIMONENE.


Balsam kupiłam głównie ze względu na zapach. O moich zakupach często decyduje nos i jego intuicja, która tym razem zawiodła. Zamiast owocowego, idealnie letniego zapachu przenoszącego mnie na egzotyczną wyspę, dostałam mdłego i chemicznego kokosa. Limonka przebija przez niego bardzo delikatnie, nieznacznie jednak poprawia całość. Natomiast mięty nie ma wcale. Do zapachu można przywyknąć i zacząć go znosić. Ale żeby polubić? No niestety, ale ja nie widzę takiej możliwości.  

Balsam ma gęstą konsystencję, która wprost niemożliwie się marze. Nawet jeśli użyje się go w rozsądnych ilościach, całe ciało jest w białych smugach. Rozsmarowywanie i wklepywanie trwa wieki. Można jednak również balsam po prostu zostawić w spokoju i poczekać, aż sam się wchłonie. O dziwo, trwa to krócej niż kiedy mu się w tym pomaga. Dla mnie jednak jest to średnio wygodne i po prostu mnie to irytuje. Nie lubię balsamów do ciała, które zamiast wnikać w skórę ślizgają się po jej powierzchni. Zaczynam się wtedy zastanawiać czy to aby na pewno jest produkt do ciała.

Nie narzekałabym tak na jego wchłanianie, gdyby wynikało z niego porządne i długotrwałe nawilżenie. A tu mamy niestety kolejny zawód. Balsam nawilża tak słabiutko, że już na drugi dzień rano nie ma po nim śladu. Skóra nie jest bardziej miękka i gładka, przesuszone miejsca dalej są szorstkie. A po nogach to mogę sobie paznokciem białe krechy rysować. 



Balsam kupiłam za ok. 15 zł w Hebe. Męczę go już dobre dwa miesiące i zmęczyć nie mogę. Staram się nakładać go cienką warstwę, żeby w ogóle miał szansę się wchłonąć. Niestety, poza ładnym opakowaniem, dużą wydajnością i niską ceną, nie znajduję w nim plusów. Nie podoba mi się zapach, konsystencja i brak efektów. O ile dobrze pamiętam, dostępny był jeszcze jeden wariant tego balsamu, ale ja z pewnością nie będę go wypróbowywała. Marka, która dla mnie jest nowością, nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia.