13 grudnia 2015

147. Dove, Silky Shimmer

Latem i jesienią, kiedy moja opalenizna ciągle jeszcze jest widoczna, lubię podkreślać ją balsamami zawierającymi złote drobinki. Tej jesieni używałam balsamu Dove. Niestety, z tego co się orientuję, został on już wycofany. Z pewnością jednak można go jeszcze znaleźć w mniejszych drogeriach i prywatnych sklepikach.


Co mówi producent?

Odżywczy balsam Dove Silky Shimmer z odbijającymi światło drobinkami sprawia, że Twoja skóra jest jedwabiście gładka i dodaje jej naturalnego blasku.

Co widać gołym okiem?
Balsam zamknięty jest  wygodnej, wyprofilowane buteleczce. Nie jest duża, a jednak balsamu wystarcza naprawdę na długo. Balsam jest koloru białego, jego konsystencja jest raczej rzadka, trzeba uważać, żeby nie spłynął z dłoni. Pachnie cudownie, jak wszystkie kosmetyki Dove zresztą. Trochę kwiatami, troszkę wanilią. Na skórze czuć go długo. Bardzo lubiłam zasypiać otulona tym zapachem.


Skład

AQUA, GLYCERIN, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, STEARIC ACID, SORBITOL, GLYCOL STEARATE, HYDROGENATED POLYDECENE, TOCOPHERYL ACELATE, COLLAGEN AMINO ACIDS, HELIANTUS ANNUUS HYBRID OIL, ISOMERIZED LINOLEIC ACID, LACTIC ACID, POTASSIUM LACTATE, SODIUM PCA, UREA, DIMETHICONE, ISOHEXADECANE, OCTYLDODECANOL, GLYCERYL STEARATE, STEARAMIDE AMP, TRIETHANOLAMINE, CARBOMER, CETYL ALCOHOL, MAGNESIUM ALUMINUM SILICATE, POLYSORBATE 80, SODIUM ACRYLATE/SODIUM ACRYLOYLDIMETHYL TAURATE COPOLYMER, SORBITAN OLEATE, DISODIUM EDTA, MICA, SILICA, PARFUM, METHYLPARABEN, PHENOXYETHANOL, PROPYLPARABEN, ALPHAISOMETHYL IONONE, BENZYL ALCOHOL, CITRONELLOL, COUMARIN, HYDROXYISOHEXYL 3-CYCLOHEXENE CARBOXALDEHYDE, LIMONENE, LINALOOL, CI 77891.


Pojemność
250 ml

Cena
ok.12 zł.

Dostępność
W tym momencie już bardzo słabiutka.


Moja opinia

Balsam kupiłam ze względu na jego właściwości rozświetlające. Drobinki w nim zawarte są widoczne, nie tworzą jednak efektu kuli dyskotekowej. Efekt jest szczególnie ładny na opalonej skórze, kiedy zaświeci dodatkowo słoneczko. Brąz, nawet najjaśnijszy, staje się wtedy złoty a skóra wygląda po prostu ładniej i zdrowiej.
Balsam sam w sobie opalenizny nie dodaje, w żaden więc sposob nie brudzii ubrań. Ma lekką konsystencję i wchłania się bardzo szybko, pozostawiając po sobie piękny zapach. Przeznaczony jest do skóry normalnej, a jego największą zaletą są złote drobinki, nawilżenie nie jest więc bardzo mocne. Jeśli macie przesuszoną skórę, z pewnością będzie niewystarczający, jeśli jednak tak jak ja, nie potrzebujecie potężnej dawki nawilżenia, będziecie z niego zadowolone. 
Teraz, kiedy po mojej marnej letniej opaleniznie nie ma już śladu, a i słońca brak, pora odstawić złote drobinki , a niewiele już ich tam zostało, mimo naprawdę sporej wydajności. Balsamu używałam ok.2 miesięcy na całe ciało, starając się jednak nie nabierać go na dłonie zbyt dużo, żeby nie okazało się, że za bardzo sie błyszczę. Z tego co kojarzę, Dove zawsze ma w swojej ofercie coś z drobinkami, więc pewnie bliżej lata pojawi się coś w zastępstwie Silky Shimmer. Jeśli formuła nie będzie się bardzo różniła, z pewnością go kupię.


EDIT

Wieeeelkie sprostowanie: mimo że na stronie producenta balsam jest już nieobecny, dziś w Hebe widziałam ich całą gromadkę. Tak więc balsam jest ciągle dostępny :)




11 grudnia 2015

146. Golden Rose, Color Expert nr 47

Recenzje lakierów pojawiają się u mnie rzadko, ponieważ paznokcie maluję przeważnie wieczorem, a wtedy niestety nie ma już odpowiedniego światła do zrobienia zdjęć. Następnego dnia za to zawsze zdążę coś już popsuć, zedrzeć końcówki albo złamać paznokieć, zanim chwycę za aparat.
Znalazłam jednak na dysku zdjęcia pewnego letniego kolorku, do którego teraz rzadko wracam, ale myślę, że w połączeniu z białym, fajny zimowy mani może wyjść.


Ten przyjemny smerfny niebieski to odcień o numerze 47 z serii Color Expert marki Golden Rose. Seria zawiera aż 98 odcieni, istny szał kolorów. Ja zdecydowałam się na klasyczny niebieski, kilka tonów ciemniejszy niż błękit.


Lakier mieści się w buteleczce o pojemności 10,2 ml. Pędzelek należy do tych szerokich. Krycie jest naprawdę dobre, choć to pewnie zależy również od odcienia, jaki posiadamy. Niebieski kryje po jednej grubszej lub dwóch cieńszych warstwach. 


Lakier wysycha naprawdę szybko, po około 20 minutach mogłam bez problemu znowu zacząć używać dłoni. Trwalość lakieru powalająca nie jest. Ale też muszę przypomnieć, że moje paznokcie takie po prostu są - słabe i to bardzo. A w tamtym okresie nie używałam jeszcze odżywki. Po dwóch dniach więc odpryski już były.Były to jednak odpryski rozdwajających się paznokci, nie samego lakieru.


Lakier kupić można na stoiskach Golden Rose w cenie 5,90 zł.



8 grudnia 2015

145. Bania Agafii, Czarna kąpiel

Kiedyś kupowanie szamponu nie było czymś, co zajmowałoby mi więcej czasu i pochłaniało dużo uwagi. Szampon to szampon, każdy dobry (byle tylko nie szampon z odżywką w jednym, po takim połączeniu włosy wyglądają u mnie jak nieumyte). Trochę ponad rok temu postanowiłam spróbować czegoś nowego, i tak trafiłam na szampony Yves Rocher. Moje wlosy, a właściwie skóra mojej głowy, tak się do nich przyzwyczaiła, że teraz drogeryjne szampony wywołują u mnie potworne swędzenie. No ale ile mogę używać tych samych szamponów, kiedy na rynku jest tyle nowości, tyle zapachów?

Rosyjskie szampony to jedne z niewielu, które absolutnie w żaden sposób nie podrażniają skóry mojej głowy. Dziś na tapetę biorę Czarną Kąpiel Agafii.


Co widać gołym okiem?
Szampon zamknięty jest w poręcznej, raczej małej butelce z ciemnego plastiku, przez który nie widać, ile szamponu jest jeszcze w środku. Zamykanie na klik jest wygodne, nie zacina się i nie otwiera. 

Szampon jest bardzo gęsty, ma konsystencję trochę glutowatą. Nie rozlewa się na dłoni, uformowaną z niego kulkę można po dłoni przesuwać. Jest w kolorze ciemnobrązowym, nie brudzi jednak wanny.


Co mówi producent?
Szampon chroni przed niekorzystnym wpływem czynników zewnętrznych. Kwiaty dziurawca zawierają mnóstwo biologicznie aktywnych substancji, odżywiają cebulki włosowe. Szałwia wzmaga krążenie krwi i wzmacnia korzenie włosów, zapobiega pojawieniu się łupieżu.

Skład
AQUA, SODIUM COCO-SULFATE, LAURYL GLUCOSIDE, COCO-GLUCOSIDE (AND) GLYCERYL OLEATE, ARCTIUM LAPPA ROOT OIL, HYPERICUM BIFLORUS EXTRACT, SALVIA OFFICINALIS OIL, MELILOTUS OFFICINALIS EXTRACT,  ALNUS GLUTINOSA EXTRACT, RUBUS VILLOSUS (BLACKBERRY) LEAF EXTRACT, SPIRAEA ULMARIA EXTRACT, ORGANIC JUNIPERUS COMMUNIS FUIT OIL, TILIA CORDATA FLOWER EXTRACT, PARFUM, BENZOIC ACID, SORBIC ACID, BENZYL ALCOHOL, CITRIC ACID, CARAMEL. 

Pojemność
350ml

Cena
ok. 8zł.

Dostępność
Triny.pl


Moja opinia
Używanie tego szamponu sprawia wiele przyjemności. Piękny, ziołowy zapach niesamowicie mnie odpręża, szkoda tylko, że towarzyszy jedynie podczas mycia. Szampon pieni się całkiem dobrze, i jak na swoją dość małą pojemność (mam długie włosy i szampony u mnie idą jak woda) wystarcza na naprawdę długo - ponad miesiąc codziennego używania. 
Szampon nie podrażnił skalpu, nie spowodował łupieżu, Włosy były po nim naprawdę dobrze umyte i puszyste, uniesione u nasady. I do tego lśniące. Po myciu konieczna była odżywka, choćby najsłabsza, ponieważ szampon włosy bardzo plątał, ale na to pewnie wpływ ma też technika mycia
Do szamponu z chęcią wrócę, bo spisał się w 100%. 

7 grudnia 2015

144. Skin79 - Watermelon Girl


W ostatnim poście z nowościami chwaliłam się Wam moją ostatnią wygraną na blogu Kosmetlandia. Dziś mam dla Was recenzję pierwszego kosmetyku wchodzącego w skład Kosmetboxa.  Mowa o masce w płachcie. Jeśli o mnie chodzi, pierwszy raz miałam do czynienia z taką maseczką, trochę śmiechu więc miałam, przyklejając ją do twarzy.

Skin 79 - maseczka do twarzy Arbuzowa Dziewczyna


Co widać gołym okiem?

Maseczka zapakowana jest w saszetkę większą niż standardowe maseczki. Obrazek na niej jest naprawdę uroczy, a przedstawia nie mniej nie więcej dokładnie to, co najdziemy w środku. 

Co mówi producent?

Arbuzowa Dziewczyna - maska silnie nawilżająca o kojących właściwościach ekstraktu z arbuza. 

Likopen zawarty w wyciągu zapobiega defragmentacji DNA. Działa zmiękczająco, nawilżająco, przeciwzmarszczkowo i tonizująco. Produkt wolny od parabenów, pochodnych formaldehydu i ftalanów. 


Skład

WATER, BUTYLENE GLYCOL, GLYCERIN, CITRULLUS LANATUS (WATERMELON) FRUIT EXTRACT, PERSEA GRATISSIMA (AVOCADO) FRUIT EXTRACT, MUSA SAPIENTUM (BANANA) FRUIT EXTRACT, ACTINIDIA CHINESIS (KIWI) FRUIT EXTRACT, CITRUS NOBILIS (MANDARIN ORANGE) FRUIT EXTRACT, TREHALOSE, BETAINE, ALLANTOIN, CARTHAMUS TINCTORIUS (SAFFLOWER) FLOER EXTRACT, GARDENIA FLORIDA FRUIT EXTRACT, PHENOXYETHANOL, XANTHAN GUM, PEG-60 HYDROGENATED CASTOR OIL, TROMETHAMINE, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, ETHYLHEXYLGLYCERIN, DISODIUM EDTA, FRAGRANCE, 1,2-HEXANEDIOL

W składzie znaleźć można całe mnóstwo ekstraktów, zarówno owocowych jak i kwiatowych. Ekstrakt z arbuza znajduje się na pierwszym miejscu, zaraz po nim mamy za to m.in. awokado, banana i kiwi. Całkiem wysoko w składzie, więc nie podejrzewam, żeby były to ilości znikome.

Pojemność
Jedna saszetka zawiera jedną nasączoną płachtę maseczki.

Cena
20zł, na stronie producenta (tutaj) można ją teraz kupić za 15zł

Moja opinia
Poczas wyjmowania maseczki martwiłam się, żeby cały ten płyn mi nie wypłynął i żebym nie została z suchą płachtą w ręku. Okazało się jednak, że zupełnie nie miałam się czym martwić. Maska faktycznie jest nasączona, ale ani z niej nic nie kapie ani się nie wysącza. Rozklejenie i rozplątanie jej zajmuje chwilkę czasu, samo nakładanie jednak na twarz jest bardzo proste. Otwory na nos, usta i oczy pozwalają nam normalnie funkcjonować podczas noszenia na twarzy maseczki. Chociaż mówienie czy choćby uśmiechanie się może spowodować, że maska zacznie nam się przesuwać.

Maseczka jest mokra, przyjemnie więc chłodzi twarz. Raz przyciśnięte dokładnie przylega do skóry, nic też z niej nie kapie, nie trzeba się więc martwić, że pobrudzimy sobie ubranie. Na twarzy trzymałam ją 20 minut. Po około 5 minutach, w okolicy ust (gdzie maseczka przez moment wjechała mi na usta) i pod oczami, poczułam lekkie pieczenie, które pozostało aż do zdjęcia maseczki. Nie było ono uporczywe, po prostu czułam, że coś tam się dzieje. Skóra w tych miejscach jest delikatniejsza i pewnie dlatego tak zaareagowała. 

Po upływie 20 minut zdjęłam płachtę i lekko wklepałam pozostałą ilość żelu. Klepałam i masowałam, wszystko jednak się nie wchłonęło. Zostawiłam więc twarz w spokoju i dałam żelowi trochę czasu na wchłonięcie się. Po około pół godzinie znów zerknęłam do lustra - twarz się świeciła i była nieprzyjemnie lepka, a więc żel do końca się nie wchłonął. Jaka była skóra? Mięciusieńka. Żaden krem nie daje takiego efektu. Napięcia czy rozświetlenia żadnego nie było (oprócz tego świecenia), ale skóra była byraźnie bardziej miękka i gładka, nie wyczuwałam żadnych przesuszeń i suchych skórek. Nawet po umyciu twarzy żelem, w celu pozbycia się tej okropnej lepkości, dalej była niesamowicie gładka. 

Efekt niestety długo się nie utrzymał. Już następnego dnia wieczorem, po umyciu twarzy, była ona zwyczajowo lekko ściągnięta i potrzebowała kremu od ręki. Być może aplikacja maseczki,  w moim przypadku, powinna być powtórzona, aby efektami cieszyć się dłużej. Jeśli jednak potrzebujemy mocnego nawilżenia tuż przed wyjściem z domu, ta maseczka świetnie się do tego nadaje. Po niej każdy makijaż będzie wyglądał świetnie, podkład nie uwidoczni żadnej suchej skórki.

A teraz na koniec moje zdjęcia w maseczce. Strasznie trudno było mi się nie śmiać.


3 grudnia 2015

143. Przeczytane i obejrzane w listopadzie


W listopadzie zdecydowanie więcej było filmów niż książek. Jeśli już chwytałam za książkę, to było to coś do referatu, którego widmo wisiało nade mną od dwóch miesięcy, albo grubaśna biografia Juliusza Cezara, której nie da się szybko czytać. Zapraszam na krótki przegląd filmowo-czytelniczy.

FILMY

Inna kobieta

Carly (Cameron Diaz) spotyka się z Markiem (Nikolaj Coster-Waldau), który wydaje jej się idealnym chłopakiem. Do czasu aż odkrywa, że idealny chłopak ma już żonę. I jeszcze jedną kochankę. Kobiety poznają się i postanawiają zemścić na niewiernym mężczyźnie. 

Przezabawna komedia na luźny wieczór. O filmie przeczytałam u Blonde Chemist, sama raczej nie zawędrowałabym w zakładkę z takimi filmami. I ominęłoby mnie mnóstwo śmiechu.



Artur


Artur (Russell Brand) jest jedyny dziedzicem fortuny Bachów, zupełnie jednak nie nadaje się do prowadzenia rodzinnego interesu. Natura poskąpiła mu intelektu, facet jest totalnym idiotą, który dalej mieszka z nianią i przebiera się za Batmana. Matka stawia mu warunek: albo ożeni się z kobietą, którą ona mu wybierze, i która za niego zajmie się firmą, albo straci prawo do majątku. Artur próbuje znaleźć sobie pracę, ale koniec końców musi zgodzić się na małżeństwo. W tym samym czasie poznaje inną dziewczynę, w której zaczyna się zakochiwać.


Jakoś szczególnie ambitny to ten film nie był. Momentami zabawny, to prawda - w końcu komedia. Oglądałam fo na dwa razy, bo niestety nie wciągnął mnie zupełnie.




Zaginiona dziewczyna
W małżeństwie Nicka (Ben Affleck) i Amy (Rosamund Pike) od dawna się nie układa. Kiedy w dzień rocznicy ślubu mężczyzna wraca do domu, okazuje się, że jego żona zniknęła. Wszystkie ślady wskazują na to że została uprowadzona. O jej porwanie, a także być może morderstwo, zostaje oskarżony Nick.


Wciągający, trzymający w napięciu film. Gorąco polecam. Zakończenie zupełnie nieoczywiste i tragiczne, bardzo jednak prawdziwe.


Robin Hood

Robin (Russell Crowe) wraz z przyjaciółmi wraca do Anglii po wielu latach z Ziemi Świętej. W drodze powrotnej, we Francji, ginie król Ryszard Lwie Serce. Orszak jadący z jego koroną zostaje napadnięty, ledwo żywy sir Robert Loxley prosi Robina, by odwiózł miecz wraz z wiadomością jego ojcu. Stary Loxley prosi Robina, by ten udawał jego syna i pomógł jego synowej zachować ziemię.Robin wciela się w nową rolę, a niebawem rusza na nową wojnę - przeciwko płynącym do brzegów Anglii Francuzom.

Film to tak właściwie prequel Robin Hooda. To film historyczny opowiadający o powrocie armi angielskiej z krucjaty i o początku rządów Jan Bez Ziemi. Jako że jestem wielką fanką filmów i książek historycznych, dla mnie nie były to godziny stracone. Nie każdemu jednak przypadnie film do gustu.



Zakochana złośnica

Katarina (Julia Stiles) i Bianca (Larisa Oleynik) są od siebie zupełnie różne. Bianca to lubiana przez wszystkich szkolna gwiazda, Kat to zagorzała feministka, która dla malo kogo ma miłe słowo. Ojciec dziewczyn jest w stosunku do nich nadopiekuńczy - nie pozwala im się umawiać na randki ani chodzić na imprezy. Dzięki namowom Bianci idzie na kompromis - młodszej z dziewczyn wolno będzie iść na randkę, jeśli starsza Kat też zacznie się umawiać. Zakochany w Biance Cameron (Joseph Gordon-Levitt) obmyśla plan, jak by tu móc spotykać się z ukochaną. Postanawia znaleźć dla jej siostry chłopaka, który nie będzie się jej bał.


Już po kilku minutach filmu nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest on o mnie i mojej siostrze. Początek zgadza się idealnie. Ubawiłam się przy nim bardzo, aż mam ochotę jeszcze kiedyś obejrzeć go znowu.



Igrzyska Śmierci: Kosogłos cz.2

Rebelia zbuntowanych dystryktów przechodzi w ostatnią fazę: armia rusza na Kapitol. Katniss (Jennifer Lawrence) i Peeta (Josh Hutcherson) wkraczają na ulice miasta, które są usiane pułapkami, zupełnie jak areny podczas Igrzysk. Katniss zależy tylko na jednym: zabiciu prezydenta Snowa. W końcu okazuje się jednak, że to nie on jest potworem, którego należy się bać.


Kosogłos utrzymany jest w zupełnie innym klimacie niż Igrzyska Śmierci. Ja jednak bardzo lubię filmy, gdzie wszystko się wali i pali, a bohaterowie padają jak muchy. Super, jeśli do tego wszystko jest w 3D. Kto jeszcze nie widział, gorąco polecam.



Kod nieśmiertelności

Żołnierz Colter (Jake Gyllenhaal) budzi się w pociągu - nie pamięta jak się tu znalazł ani kim jest kobieta, która z nim rozmawia. A kiedy patrzy w lustro okazuje się, że nie wygląda już jak on. Okazuje się, że bierze udział w specjalnej misji i ma dokładnie 8 minut, by uratować tysiące ludzkich żyć.

Za filmami sf nie przepadam dlatego, że ich po prostu nie rozumiem. Kodu nieśmiertelności też do końca nie zrozumiałam. Skończył się a ja nie byłam pewna czy Coler żyje i czy dalej jest Colterem.


KSIĄŻKI

Richelle Mead - Akademia Wampirów
Richelle Mead - W szponach mrozu


Akademia Wampirów to seria książek dla nastolatek o wampirach i ich strażnikach - dhampirach. Pomysł całkiem niezły, aczkolwiek nie trafia to mnie wizja życia tylko po tym, aby chronić. Połowa bohaterów przeszła wielkie pranie mózgu, ale ponieważ dla fabuły tak jest lepiej, zupełnie się tego tematu nie porusza.

Przeczytałam dwie części i po więcej raczej nie sięgnę. Kiedyś może by mi się spodobały teraz jednak wydają mi się po prostu naiwne. 


Laurell K. Hamilton - Całopalne ofiary

Schemat ten sam co w poprzednich cześciach - do miasta przybywają nowe, wrogie wampiry, i Anita musi z nimi walczyć. Seria znudziła mnie już potężnie i raczej nie będę sięgała po kolejne części.



Hm, po małych rachunkach dochodzę do wniosku, że w tym miesiącu więcej książek przyniosłam do domu niż ich przeczytałam. Tak więc: zabieram się za czytanie. Jeszcze bardziej niż do tej pory.

2 grudnia 2015

142. Nowości - listopad

Koniec miesiąca powinien trwać o wiele dłużej, żebym zdążyła porobić zdjęcia i napisać notki z nowościami, zużyciami i przeczytanymi książkami. Strasznie jestem ostatnio opóźniona z wpisami, zarówno moimi jak i Waszymi. Zbliżający się okres świąteczny raczej na lepsze tego nie zmieni.

Dziś krótko o moich nowościach, pochwalę się również wygraną.


Zamówienie z Avonu:
- zestaw żel pod prysznic plus mydło do rąk, piękny zapach, ulubiony mojej siostry
- maska do włosów - jeszcze nie używałam, pojemność malutka, przy moich długich włosach wystarczy góra na 5 razy
- Mr Frosty, czyli pan Bałwanej, pięknie pachnący płyn do kąpieli z edycji świątecznej
- krem do rąk, taki do wrzucenia do torebki


Do Rossmanna poszłam po odżywkę. Skusiłam się na Oil Repair z Garnier - już ją kończę, naprawdę fajna odżywka. Szampon Pantene był w promocji, a gratis do niego była odżywka - jak tu nie kupić? Szampon, mimo że zawiera SLS, w ogóle mnie nie podrażnia. Naprawdę go lubię. No i jeszcze świąteczne mydełko Isana, pachnące wanilią.


Również zakup z Rossmanna. Żele prawie zawsze kupuję, kiedy są na promocji. Później leżą one i czekają na swoją kolej.


Jeśli już pozostajemy w temacie Rossmanna - nie można zapomnieć o wielkiej promocji -49%. Zakupy z części pierwszej już pokazywałam, na drugiej nie kupiłam nic. Tu zakupy z części trzecież, a także olejek do skórek i masełko do ust z pierwszej.
Dzięki blogom odkryłam, że kupować w Rossmannie można przez internet :) W ten sposób dorwałam odtatnią paletkę do konturowania Wibo (chciałam jeszcze jedną, i już nie było) i puder Diamond Skin. Dostałam jakiego zaćmienia, bo nie zauważyłam tego diamond. No i teraz mam pudełeczko brokatu :) Róż i bronzer a także podkład kupione stacjonarnie. Z wielkimi nerwami. Miałam ochotę na podkłąd Revlon, ale nie wytrzymałam i odeszłam.


Płyn do kąpieli o zapachu miodu w przepięknych buteleczkach. Natrafiłam w Douglasie na promocję 2 za 19,90zł. Idealnie pasują do kafelek w łazience.


Balsam waniliowy również z Douglasa. Zapach nie do końca jest dla mnie wanilią, trochę sztuczny. Oby z nawilżeniem było lepiej.


I wisienka na torcie - Kosmetbox wygrany na blogu Kosmetlandia. 



Dużo nowości nie ma, prawda? Miałam zamiar zrobić jakieś zamówienie w ramach DDD, ale się powstrzymałam :) Jest tyle innych rzeczy, na które mogę wydać te pieniądze (książki, na przykład). Powoli też zaczynam myśleć o prezentach dla bliskich.

Znacie coś z nowości? Miałyście coś? Jak się u Was sprawdziło?





28 listopada 2015

141. Tade, mydełka różane

Kiedyś w moim domu mydełka w kostce były obecne zawsze, teraz wyparte zostały one przez żele i mydła w płynie. Bo tak szybciej i bardzo higienicznie. No i dużo większy wybór zapachów. Jakiś czas temu, robiąc zakupy na triny.pl , w oko wpadł mi zestaw mydełek marsylskich o zapachu różanym. Wyglądały tak uroczo, że nie mogłam się im oprzeć.


Co mówi producent?
Delikatnie pachnąca naturalna mieszanka łagodnej oliwy z oliwek i przyjaznej skórze różanej esencji. Zmiękcza, stymuluje i chroni każdy rodzaj skóry. Posłuży jako mydełko dla gości, jako źródło zapachu w sypialni lub bieliźniarce, może również stanowić miły prezent lub towarzyszyć nam w podróży. Produkt na bazie produktów roślinnych.


Co widać gołym okiem?
W kartoniku mamy zapakowane cztery mydełka, każde w innym kształcie. Mydełka mają zielonkawy kolorek i biały nalot. Pachną zabójczo. Idealny piękny zapach róży.


Skład
SODIUM OLEATE*, LINOLEATE*, AQUA, PARFUM, SODIUM PALMITATE*, LINOLENATE*, STEARATE*, LAURATE*, MYRISTATE*, OLEA EUROPAEA OIL UNSAPONIFIBLES*, SODIUM HYDROXIDE*, ARACHIDATE*, CITRONELLOL, GERANIOL, CINNAMYL ALCOHOL, EUGENOL, CITRAL, LIMONENE

*plant based

Pojemność
4x10g

Cena
11,90 zł.

Dostępność
sklepy internetowe, m.in. triny.pl (dokładnie tutaj)


Moja opinia
Mydełka bardzo różnią się od tych drogeryjnych. Twardymi kostkami zostają tylko do pierwszego użycia. Później zamieniają się w zielone glutki, które ciągną nam się między palami i słabo pienią. Bardzo dobrze jednak domywają wszelki brud, nawet palce wybrudzone podkładem. Dłonie po tym mydełku są bardzo czyste, a jednak nie wysuszone. To bardzo delikatny czyścik, i można używać go dosłownie co chwilę. Dodatkowo jego używanie umila przepiękny zapach róży damasceńskiej. Na dłoniach nie jest to zwyczajna róża, zapach trochę się zmienia. Mnie on kojarzy się trochę z serem camembert :)

Mydełka są świetnym pomysłem na drobny prezent, bo prezentują się ślicznie, równie dobrze pachną. Jak można przeczytać w opisie producenta, zastosować mydełek może być wiele, używać ich można choćby jako aromatu w szafie. 


18 listopada 2015

140. Soraya, Krem do biustu

Kto nie wierzy w magię, powinien przejść się do pierwszej lepszej drogerii i poczytać etykiety na opakowaniach kosmetyków. Wszędzie tam pełno magii i cudów! Balsamów, które sprawią, że bez diety i ćwiczeń schudniesz kilka kilo, kremów do twarzy, które Cię odmłodzą, perfum, które rzucą urok miłosny na mężczyznę, do którego skrycie wzdychasz, podkładów, za którymi w magiczny sposób skryjesz nieprzespane noce i pełne stresu dni.
Dziś kilka słów o pewnym magicznym specyfiku, który zaczarować powinien nasze biusty.

Soraya, krem do biustu

Co mówi producent?
Krem do biustu to kosmetyk przeznaczony dla kobiet, które chcą kompleksowo zadbać o skórę biustu, poprawić jej jędrność i elastyczność, a także sprawić, by biust wyglądał na pełniejszy i bardziej atrakcyjny. 

Formuła oparta na technologii aktywnego lipoliftingu wykorzystuje składniki działające na 3 poziomach skóry!

Wypełniacz lipidowy - działa na najgłębszym poziomie skóry, gdzie stymulując pracę komórek tłuszczowych, zwiększa objętość podściółki tłuszczowej. Zapewwnia efekt push-up, czyli podniesienie biustu i wymodelowanie jego kształtu.

Naturalny kalogen - dokonale poprawia nawilżenie i jędrność skóry, co przekłada się bezpośrednio na wygląd biustu. Skóra staje się gładka, bardziej sprężysta i wygląda atrakcyjniej.

Naturalna betaina - intensywnie nawilża skórę biustu, by wyglądała atrakcyjnie, była gładka i ładnie napięta.

Co widać gołym okiem?
Krem zapakowany jest w zamykaną na klik tubkę,wykonaną z miękkiego plastiku. Wszystkie informacje (a jest ich całkiem sporo), mieszczą się na opakowaniu.
Krem jest odrobinę gęściejszy od mleczka. Ma kolor morelowy i pachnie bardzo specyficznie, trochę ostro. Nie jest to mocny zapach, dość długo jednak utrzymuje się na skórze.

Skład
AQUA, GLYCERIN, CETEARYL ALCOHOL, DIMETHICONE, ISOPROPYL PALMITATE, BETAINE, ETHYLHEXYL STEARATE, GLYCERYL STEARATE, GLYCERYL STEARATE CITRATE, TOCOPHERYL ACETATE, SOLUBLE COLLAGEN, ARTEMISIA ABROTANUM EXTRACT, BUTYLENE GLYCOL, PROPYLENE GLYCOL, TETRAHYDROXYPROPYL ETHYLENEDIAMINE, CARBOMER, XANTHAN GUM, CRAMBE ABYSSINICA SEED OIL, DISODIUM EDTA, DISODIUM PHOSPHATE, DMDM HYDANTOIN, METHYLPARABEN, PROPYLPARABEN, PARFUM, HEXYL CINNAMAL, BENZYL SALICYLATE, ALPHA ISOMETHYL IONONE, LIMONENE, COUMARIN, LINALOOL, CI 16255, CI19140, CI42090

Pojemność
150 ml

Cena
ok. 15zł.


Moja opinia
Jest to mój pierwszy kosmetyk do biustu, nie mam więc żadnego porównania. Ale chyba nawet go nie potrzebuję, bo krem Soraya sprawdził się bardzo dobrze. Nawilżenie dawał takie, jak inne balsamy. Skóra po nim była jednak wyraźnie jędrniejsza i bardziej napięta. Efektu push-up nie zauważyłam - całe szczęście! 
Efekt ujędrnienia widoczny jest już po kilku dniach, pamiętać jednak trzeba o systematycznym używaniu go. Na początku podchodziłam do tego sumiennie, teraz sięgam po niego kiedy mi się przypomni, i takiego wow już nie ma. 
Zdecydowanie mogę go polecić. Sama z pewnością wrócę kiedyś do niego.



16 listopada 2015

139. Avon, Oczyszczający tonik przeciw wągrom

Kto mieszka w pobliżu Katowic, ten wie, co się tam dzisiaj działo. Korki roku, nie pamiętam, żeby kiedyś ruch był aż tak utrudniony, niemożliwy wręcz. Na nieszczęście dzisiaj musiałam z jednej strony do Katowic wjechać po to tylko, żeby przesiąść się i z nich wyjechać. Wystarczył jeden rzut oka na drogę wylotową i już wiedziałam, że nie ma się tam po co pchać. Czekając więc aż najgorsze minie, zajrzałam sobie do kilku sklepów.
Rzadko zaglądam do Douglas, bo to niestety sklep nie na moją kieszeń. Dzisiaj weszłam jednak popatrzeć sobie na zestawy świąteczne. Jest z czego wybierać. A że ja zawsze znajdę jakieś okazje cenowe, dorwałam  waniliowy balsam do ciała Accentra za 20zł. oraz miodowy płyn do kąpieli - dwie butelki za 20 zł. Prezentują się cudownie, na dodatek kolorystyka idealnie wpasowuje się w klimat mojej łazienki, na razie więc będą pełniły funkcje ozdoby. Dodatkowo wszystko dostałam ładnie zapakowane (mimo, że wszystko to ma być dla mnie, nie na prezent, jednak pani ekspedientka tak koniecznie chciała mi to popakować, że nie miałam serca odmówić). Jeśli więc macie gdzieś w pobliżu Douglasa, obejrzyjcie sobie te płyny. Świetnie pasują na prezent, jeśli macie kogoś, komu nie do końca wiadomo co kupić.

Tematem dzisiejszego posta będzie kosmetyk całkiem inny. Mój wielki ulubieniec, którego zdążyłam zużyć już kilkanaście buteleczek i ktorego zapasy ciągle robię. Mowa o...

Avon - Oczyszczający tonik przeciw wągrom z 2% kwasem salicylowym

Co mówi producent?
Niestety, na opakowaniu oprócz nazwy nie znajdziemy żadnych opisów działania toniku.

Co widać gołym okiem?
Mała, zgrabna buteleczka z plastiku. Pamiętam czasy, kiedy za tę samą cenę była większa. Otwiera się bardzo łatwo, nie zacina się. Otwór, przez który wylewamy tonik, nie jest zbyt duży, nie przesadzimy więc z jego ilością.

Skład
ALCOHOL DENAT, AQUA, SALICYLIC ACID, PROPYLENE GLYCOL, PEG-6, POTASSIUM HYDROXIDE, BENZOPHENONE-1, PARFUM, BHT, DISODIUM EDTA, LYSINE CARBOXYMETHYL CYSTEINATE, ISODODECANE, ALOE BARBADENSIS GEL, SODIUM C8-16 ISOALKYLSUCINYL LACTOGLOBULIN SULFONATE, POLYSTYRENE/HYDROGENATED POLYISOPENTENE COPOLYMER, CHAMOMILLA RECUTITA FLOWER EXTRACT, CI 42090, CI 17200

Skład zabija już na pierwszym miejscu, prawda? Która z Was kupiłaby tonik, który ma więcej alkoholu niż wody? Nawet mnie by to przeraziło, gdybym kiedyś, dawno dawno temu, zwracała w ogóle uwagę na składy.

Pojemność
100 ml

Cena
ok. 10 zł,

Dostępność
Avon


Moja opinia
Tonik ten używałam jakieś dwa lata temu, pojęcia nie mając wtedy do czego służy skład kosmetyku, a kwas salicylowy, nie wiedząc czemu, kojarzył mi się z wodą utlenioną. Podobał mi się jednak w nim efekt odświeżenia i to, jak pięknie wysuszał wszystkie wypryski.
Teraz wróciłam do niego po przykrej przygodzie z kremem, który strasznie mnie zapchał. Tonik okazał się prawdziwym ratunkiem. Przywrócił mojej skórze równowagę i odkąd go używam, o wiele rzadziej pojawiają się na mojej twarzy niespodzianki. 
Używanie toniku, niestety, do najprzyjemniejszych nie należy. Strasznie śmierdzi alkoholem. Tak bardzo, że przecierając nim twarz, oczy trzeba mieć zamknięte, bo od razu zaczynają szczypać. Wystarczy najdrobniejsza ranka na twarzy, żeby tonik zaczął szczypać. Z jednej strony to dobrze, bo wszystkie paskudy zostają wtedy oczyszczone i wysuszone. 
Jak z wysuszaniem skóry? Niestety, tego się uniknąć nie da. Nie jest ono olbrzymie, trzeba jednak pamietam o regularnym uzywaniu kremu. Wtedy nie dzieje się żadna krzywda.

Dla mnie ten tonik to absolutny hit, moja siostra też go uwielbia. Jest prawdziwym ratunkiem dla skóry z niedoskonałościami. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że dla wrażliwszych cer będzie zabójczy. Jeśli jednak nie do pielęgnacji całej twarzy, sprawdzi się do stosowania punktowego.






10 listopada 2015

138. Golden Rose, Diamentowa odżywka do paznokci

Moje paznokcie nigdy nie były mocne. Dawno temu miałam wielki problem z ich obgryzaniem, później paznokcie zaczęły się rozdwajać. Teraz się rozdwajają i łamią. Nie lubię mieć ich bardzo długich, często je więc ścinam i piłuję, więc jakoś w miarę wyglądają. Gdybym jednak chciała je zapuścić, byłaby to jedna wielka katastrofa. Może ze dwa paznokcie zdążyłyby urosnąć, reszta wcześniej by się połamała.

Odżywek do paznokci używałam sporadycznie, zawsze podbierałam jakąś mojej siostrze. Odkąd jednak zaczęłam moją obecną pracę, co jakiś czas moje paznokcie narażone są na, nazwijmy to - większy wysiłek. Były tak słabe, że lakier schodził z nich zaraz na drugi dzień po ich pomalowaniu, razem z wierzchnią warstwą paznokcia. Zaczęłam szukać czegoś, co je wzmocni. Po kilku pozytywnych opiniach na temat diamentowej odżywki Golden Rose, postanowiłam jej zaufać. Jak się spisała?

Golden Rose - Diamentowa odżywka do paznokci

Co mówi producent?

Co widać gołym okiem?

Buteleczka lakieru jest czarna, na pewno nie podejrzymy przez nią ile odżywki zostało w środku. Pędzelek jest płaski i szeroki, wystarczy jeden ruch i paznokieć mamy pomalowany. Nie przepadam za takimi pędzelkami w lakierach, ale w przypadku bezbarwnej odżywki zupełnie mi on nie przeszkadza. Odżywka ma bardzo mocny, gryzący w nos zapach. Za dobrze to o niej nie świadczy, niestety.

 Skład


Pojemność
11 ml

Cena
12,90 zł.

Dostępność
Golden Rose


Moja opinia
Odżywka zasycha naprawdę szybciutko. Wystarczą dwie, trzy minutki i już możemy nakładać lakier. Nałożona pod kolor przedłuża jego trwałość. U mnie zwyczajny lakier wytrzymuje zazwyczaj ok. 2 dni w stanie nienaruszonym. Nałożony na odżywkę - 3 lub 4, piaskowy nawet 5. A jak odżywka wpłynęła na paznokcie?
Zdecydowanie je wzmocniła. Przestały się łamać, tylko od czasu do czasu, przy jakiejś pracy i kiedy są już dlugie, zaczynają się rozdwajać. Czuję, że stały się twardsze i bardziej odporne.
Choć używam jej od dwóch miesięcy przy każdym malowaniu paznokci, odżywka jeszcze się nie skończyła. Nie mam jednak pojęcia ile jej jeszcze jest środku. Kiedy się skończy, z pewnością kupię następną buteleczkę, bo ta odżywka naprawdę działa. Pomogła mi w znacznym stopniu wzmocnić paznokcie i pozbyć się problemu rozdajania ich. Serdecznie ją Wam polecam.

9 listopada 2015

137. Green Pharmacy, Mydło w płynie rumianek lekarski

Kosmetyki Green Pharmacy należą do tych całkiem dobrze dostępnych. Znaleźć je można w drogeriach i aptekach, a także w sklepach internetowych. U mnie jednak trochę trwało, zanim na coś się skusiłam. Postanowiłam wypróbować markę od mydła do rąk.

Green Pharmacy - Mydło w płynie rumianek lekarski



Co mówi producent?
Pierwszy krok ku miękkim, nawilżonym i pachnącym dłoniom dzień po dniu. Ziołowy, łagodny, gęsty żel oczyszcza i dba o dłonie. Nie zawiera tradycyjnych mydeł. Jest idealny do pięlęgnacji nawet suchej i wrażliwej skóry. Chroni ją przed wysuszeniem. Specjalny składnik filmotwórczy wraz z gliceryną tworzą system zatrzymujący wilgoć, a naturalny ekstrakt z rumianku łagodzi podrażnienia i regeneruje naskórek. Mycie jest przyjemnością.


Co widać gołym okiem?

Mydło znajduje sie w dużej, plastikowej butli, mieszczącej aż 465 ml produktu. Butelka wyposażona jest w wygodną pompkę. Nie wiem jak Wam, ale mnie bardzo często zdarza się popsuć pompkę przy pojemniku z mydłami. Ułamać, wcisnąć za daleko i zablokować, albo skrzywić. Ta jest bardzo trwała, bo póki co nic się z nią nie dzieje, a mydło już dobija dna.


Konsystencja mydła jest żelowa, całkiem gęsta. Zapach ziołowy, pradopodobnie najbardziej czuć rumianek. Ja, niestety, ziół nie rozpoznaję, jedno oregano potrafię bezbłędnie poznać. Dla mnie jest zapach niezbyt udany, trochę mdły. Zazwyczaj ziołowe zapachy mi się podobają, ten jednak jest jakiś dziwny, nie czuć w nim tej świeżości ziół.

Mydło jest przezroczyste, o lekko żółtawym zabarwieniu.


Skład

Pojemność
465 ml

Cena
<10zł. , często można dostać je taniej na promocjach

Dostępność
drogerie, supermarkety


Moja opinia
Użytkowanie mydła nie stwarza żadnych problemów - pompka się nie zacina, mydło pienie się dobrze. Dłonie po nim nie są wysuszone, nie trzeba od razu po ich myciu używać kremu. Całkiem dobrze myje mi się nim pędzle, chociaż z gąbeczką do nakładania podkładu nie radzi sobie zupełnie. Wydajność mydła jest naprawdę duża. Jedyne "ale", to zapach. Mnie nie odpowiada zupełnie i na pewno już do niego nie wrócę. Wypróbuję pewnie inne wersje zapachowe.