28 grudnia 2016

251. Liferia - Grudzień 2016, Edycja Świąteczna


Boxy kosmetyczne, a zwłaszcza ta ich otoczka tajemnicy, kusiły mnie od dawna. Pamiętam, że na początku mojej przygody z blogowaniem, kiedy to po raz pierwszy przeczytałam o popularnych boxach, ich zawartość robiła na mnie wielkie wrażenie. Albo faktycznie była lepsza niż teraz, albo to ja po prostu poznałam więcej kosmetyków i marek i trudniej mnie zaskoczyć. Liferia Box oczarowała mnie jednak listopadową wersją pudełka. Była tak dopracowana i idealnie dobrana, że w moich oczach naprawdę się wyróżniła. A kiedy zobaczyłam pierwszy z ujawnionych kosmetyków, wersję grudniową zapragnęłam dostać pod choinkę. Przesyłka niestety nie zdążyła dotrzeć przed świętami, ale była u mnie już wczoraj. Ciekawa jestem czy pamiętacie ten dreszczyk emocji, kiedy otwierałyście swoje pierwsze tajemnicze pudełko.


1. Wygładzający żel z aloesem - Mizon, Korea, 50ml | 37zł
 To właśnie też żel ostatecznie przekonał mnie do zakupu. Zawiera on aż 90% soku z aloesu z Wyspy Jeju (aż sobie w google.maps wpisałam co to za wyspa, widoki cudne i o dziwo bardzo swojskie), który ma nawilżyć i ujędrnić skórę. Poza aloesem w żelu znajdziemy jeszcze kwas hialuronowy, który chyba wszystkim znany jest ze swoich wręcz odmładzających właściwości; trehaloze, beta-glukan, wyciąg z szarotki oraz lilii. Dodatkowo produkt jest wolny od parabenów i kolorantów, a stosować go można również do ciała i włosów. Dla mnie ten żel to zdecydowanie najlepszy kosmetyk z pudełka i z przyjemnością będę go używała. Zapach ma bardzo delikatny i trochę dziwny, ale za to szybko i dokładnie się wchłonął (póki co tylko na dłoni, bo na twarz jeszcze nie nakładałam), wypróbuję go więc pod makijaż. Trochę się przeraziłam, widzą na tubce datę 20140707. Na polskiej stronie producenta znalazłam jednak informację, że jest to data produkcji i że kosmetyk ma ważność 36 miesięcy (po otwarciu 12). Tam też zaznajomić się można z pełnym składem żelu.


2. Żel do mycia twarzy i oczu, Tołpa, Polska, 150 ml | 21 zł.

Właściwie jest to żel do demakijażu, ponieważ używa się go przy pomocy płatka kosmetycznego. Ze względu na jego fizjologiczne pH, można go stosować również do demakijażu oczu, nie obawiając się podrażnienia. Nie zawiera alergenów, sztucznych barwników, PEG-ów, SLS-ów ani silikonów. Ma odświeżać i regenerować skórę, a także łagodzić podrażnienia. Mnie wystarczy jak będzie zmywał makijaż. Takich produktów nigdy nie za wiele, więc bardzo się z niego cieszę. Tym bardziej, że mimo iż Tołpa to nasza rodzima i dobrze znana (oraz dostępna) marka, do tej pory miałam tylko jeden ich kosmetyk.  


3. Prasowany róż mineralny - VG Professional, Hiszpania | 76 zł.
 
 Kasetka, w której zamknięte są dwa róże, wygląda na naprawdę mocną. Ciężko mi się ją otwiera, mimo że działa to na zasadzie klik i klapka otwarta. Przynajmniej nie będę się bała, że gdzieś mi się przypadkowo otworzy. Tak się zastanawiam, czy były różne wersje tych róży. Patrząc na zdjęcia w tych kilku recenzjach, które znalazłam, wydaje mi się, że moje kolory są inne. Podpisane numerkiem 302 w opakowaniu wyglądają niezbyt ciekawie. Przerażająco ciemnie  i na naprawdę mocno napigmentowane. A to połączenie, którego bardzo się boję. Na skórze tracą jednak na mocy. Przede wszystkim, pigmentacja okazuje się o wiele słabsza niż można przypuszczać na pierwszy rzut oka. Żeby uzyskać zdecydowany efekt trzeba się trochę namachać. Kolory bardziej pasować będą osobom z ciemniejszą karnacją. Na mojej skórze jaśniejszy róż nabiera pomarańczowego odcienia i jest o dziwo mocniejszy niż drugi ciemniejszy (w opakowaniu) róż. Ten drugi na twarzy można wręcz uznać za bronzer. Pędzelek to jakieś totalne nieporozumienie, i mówię to ja, której do makijażu wystarczają najzwyklejsze pędzle z Rossmanna. Maleństwo dołączone do kasetki cały róż zostawia na skórze po pierwszym przyłożeniu. A że róż zbiera się końcówką pędzla, na policzku otrzymujemy kilkucentymetrową różową kreskę, którą bardzo trudno później rozetrzeć. Róży u mnie za wiele nie ma (całe dwa), więc kolejne na pewno się nie zmarnują.



4. Mineralny cień do powiek, odcień Shea Shell - Neauty, Polska | 15 zł.

 Mineralny cień nie zawiera konserwantów, barwników. Znajdziemy w nim za to tlenek cynku i dwutlenek tytanu, które są naturalnymi filtrami słonecznymi. Nie używałam jeszcze nigdy mineralnych cieni do powiek, więc jego aplikacja na pewno na początku będzie sprawiała mi duże problemy. Liferia pomyślała o tym, i do pudełka dołączyła ulotkę z poradami jak radzić sobie z mineralnymi cieniami. Odcień Shea Shell jest bardzo jasnym beżem z mnóstwem połyskujących drobinek. Są one bardzo drobniutkie, więc to raczej świetlista tafla niż deszcz brokatu. Tak jasny kolor przyda się każdemu i świetnie połączy się z innymi kolorami. Nie lubię nakładać nic pod łukiem brwiowym, ale Shea Shell często będzie lądował w wewnętrznym kąciku oka. 



5. Regenerujący krem do ciała i rąk z kolagenem i ekstraktem ze śluzu ślimaka - Instituto Espanol Avena, Hiszpania, 200 ml | 17 zł.

 Krem zawiera dwa główne składniki: niesamowicie ostatnio popularny śluz ślimaka oraz stary dobry kolagen. Ten drugi wnika w głębsze warstwy naskórka i dogłębnie nawilża skórę Krem ma sprawić, że zbledną przebarwienia, znikną zmarszczki i blizny.  Trochę chyba na wyrost te zapewnienia. Mnie wystarczyłaby obietnica, że skóra będzie nawilżona. Według opisu na opakowaniu krem używać można również do twarzy. Skład jednak do tego nie zachęca, bo zaraz po wodzie mamy parafinę. Mniej więcej w połowie aromat, a dopiero na samym końcu kolagen i śluz ślimaka. Czyli o obietnicach z ulotki można sobie zapomnieć. Tak więc krem na twarz zdecydowanie nie, ale na ciało i do rąk może się spisać całkiem dobrze. Plus za to, że nie był testowany na zwierzętach (teraz  ja potestuję na sobie). Pachnie ładnie, kremowo. Kiedyś chyba Dove musiało mieć jakiś żel albo mydełko o tym zapachu, bo wąchając krem przypomina mi się moje późne dzieciństwo i jakoś tak sama na myśl nasuwa się ciepła kąpiel i świeża pościel. 


Kupiłam pojedyncze pudełko, bez subskrypcji, więc pewnie dlatego nie pojawiła się u mnie maska w płachcie.  Przyznaję, trochę mi szkoda, ale zawartość i tak jest bardzo fajna i mnie w zupełności zadowala. Najbardziej cieszę się z aloesowego żelu do twarzy marki, po którą sama raczej bym nie sięgnęła. Jak mnie się czegoś nowego pod nos nie podetknie, to ciężko jest mi się samej zdecydować. Cień do powiek i róże to kosmetyki na lata. A że kolorówki nie mam za dużo, bo w tej kategorii zapasów nie robię, dwa nowe nabytki na pewno nie zginą w gąszczu innych i z pewnością będą często używane. Żel Tołpa i krem Avena na wstępie szału nie robią, ale przecież dopiero po zużyciu ich będę mogła je ocenić. Zużyję na pewno z przyjemnością. 




 








23 grudnia 2016

250. Święta coraz bliżej

Święta dla mnie zaczynają się wtedy, kiedy w domu pojawia się choinka - u mnie więc trwają już od kilku dni. Ponieważ taki już mamy czas, że dopada nad lenistwo i nie chce nam się robić nic ponad to co absolutnie konieczne, zamiast z tekstem zostawię was z kilkoma świątecznymi zdjęciami. Własnoręcznie zrobionymi bombkami, świeżo upieczonymi pierniczkami, po raz pierwszy tak minimalistyczną choinką oraz dopiero co otrzymaną paczką-wygraną od Pachnącej Wanny.












Niech magiczna moc wigilijnego wieczoru przyniesie Wam spokój i radość. Niech każda chwila świąt Bożego Narodzenia żyje własnym pięknem, a Nowy Rok obdaruje Was pomyślnością i szczęściem.





19 grudnia 2016

249. Poppy Hill od NeoNail


 Czerwień na paznokciach zawsze wygląda elegancko i kobieco. Pasuje do krótkich i długich paznokci, ładnie łączy się z innymi kolorami i zdobieniami. Można ją nosić przez okrągły rok, bo nie przypisuje się jej do konkretnej pory roku. Czerwień zdecydowanie zyskuje na popularności w okresie świątecznym - to po prostu taka pora, kiedy przypominamy sobie o wszystkich czerwonych sukienkach i swetrach, a w kierunku buteleczki czerwonego lakieru wzrok sam nam ucieka.


Żeby i na moich paznokciach zapanował klimat świąteczny, czerwień połączyłam z zielenią. Są to zielone kwiatuszki wchodzące w skład zestawu ozdób do paznokci z Avon. Dużo osób jednak po pierwszym spojrzeniu mówiło "jakie fajne choinki". Jak się macha dłonią faktycznie mogą tak wyglądać.

 
 
Poppy Hill to najnowszy nabytek w moich zbiorach. Jest mocno napigmentowany i dobrze kryje. To taka wyrazista krwista czerwień, prawdziwie makowa. 


Nie zwracajcie, proszę, uwagi na odrost. Ma już ponad tydzień i na żywo jest chyba jeszcze bardziej widoczny. 
 


18 grudnia 2016

248. Zacznij od nowa


Susan Sussman - Zacznij od nowa

Barbara wiedzie życie idealne. Jest piękna, ma nienaganną sylwetkę, przystojnego męża i piękny dom. Ma mnóstwo pieniędzy i niczym nie musi się przejmować, bo i tak wszyscy uważają ją za ideał. Pierwszą wielką zmianą, jaka spotyka ją w życiu, jest śmierć jej najlepszej przyjaciółki. Barbara czuje, że musi to w jakiś sposób uhonorować, i rzuca palenia. Jest wytrwała i udaje jej się ani razu nie sięgnąć po papierosa. Niestety, stary nawyk zastępuje nowym i zaczyna coraz więcej jeść. Jej waga ciągle rośnie a kobieta nie potrafi już nad nią zapanować. Decyduje się na różne diety, treningi i grupy wsparcia, ale mimo to coraz bardziej pogrąża się w chaosie.  Nagle okazuje się, że traci kontrolę nie tylko nad swoim ciałem, ale też małżeństwem i relacjami z dziećmi. 

Książka ma smutny wydźwięk. Barbara przeżywa ciężkie miesiące i bardzo potrzebuje wsparcia najbliższych, ci jednak potrafią ją tylko krytykować a w końcu zupełnie wykluczają ze swojego życia. Mimo że kobieta staje się coraz większa, zdaje się znikać z domu. O ten stan rzeczy obwinia siebie - w końcu to ona utyła i nie potrafi schudnąć, nic dziwnego, że mąż i dzieci się jej wstydzą. Takie myśli powoli wpędzają ją w depresję. U jej boku pojawia się jednak dwójka nowych przyjaciół, którzy pomagają jej przejrzeć na oczy i na nowo uporządkować swoje życie.

Jestem za młoda, żeby móc identyfikować się z główną bohaterką. Nie jestem po prostu na tym etapie życia co ona, by móc sobie wyobrazić siebie na jej miejscu. Z pewnością jednak każda z czytelniczek będzie w stanie wczuć się w niektóre sytuacje i poczuć jak to źle nie mieć wsparcia w najbliższych. Każdy może dotrzeć do takiego punktu życia, kiedy wszystko się zmienia. Może to być właśnie gwałtowny wzrost wagi, ale też utrata pracy czy choroba. Ogromne, odbierające siły zmiany. Wsparcie rodziny jest wtedy najpotrzebniejsze. A co jeśli okazuje się, że ta rodzina kochała tylko dawną mnie, ciebie? A tej nowej już nie chce i sukcesywnie usuwa ją ze swojego życia. To coś, czego nikt z nas nie chciałby doświadczyć. 

Książkę czyta się przyjemnie, mimo że jest smutna. Daje do myślenia i zwraca naszą uwagę na to, czy w naszym otoczeniu nie ma osób, które mogą podobnie cierpieć.

14 grudnia 2016

247. Farmona, Punktowy koncentrat antybakteryjny z kwasami AHA

Pojawiające się co jakiś czas na twarzy wypryski są moją prawdziwą zmorą. Ciężko jest mi się powstrzymać, żeby nic przy nich nie kombinować. A to może skończyć się tylko w jeden sposób - wielką, czerwoną plamą na pół twarzy a następnie nieładnym przebarwieniem. Punktowy preparat na wypryski wrzuciłam do koszyka podczas zakupów internetowych na stronie Farmony z ciekawości. Z jednej strony niska cena nie bardzo przekonywała mnie co do jego skuteczności, z drugiej składniki aktywne brzmiały całkiem fajnie. Czy preparat zadziałał? Zapraszam na recenzję.


Reguluje wydzielanie sebum i hamuje rozwój mikroorganizmów odpowiedzialnych za pojawianie się niedoskonałości. Zapobiega dalszemu rozwojowi wykwitów skórnych i znacznie przyspiesza gojenie istniejących już zmian, minimalizując ryzyko powstawania przebarwień i blizn.

Składniki aktywne: Kwasy AHA, ekstrakt z gruszki, cynk PCA, srebro koloidalne, woda oczarowa, pantenol. 

 SKŁAD
AQUA, ALCOHOL DENAT, POLYACRYLATE-13, POLYISOBUTENE, POLYSORBATE 20, ALUMINUM STARCH OCTENYLSUCCINATE, LACTIC ACID, GLYCOLIC ACID, CITRIC ACID, MALIC ACID, SALICYLIC ACID, KAOLIN, HAMAMELIS VIRGINIANA (WITCH HAZEL) WATER, PANTHENOL, PROPYLENE GLYCOL, PYRUS DIAZOLIDINYL UREA, IODOPROPYNYL BUTYLCARBAMATE, SODIUM HYDROXIDE, PARFUM (FRAGRANCE), HEXYL CINNAMAL. 


Preparat aplikuje się poprzez naciśnięcie pompki. Chodzi ona gładko i nie zacina się, można więc odmierzyć naprawdę malutką dawkę. A wiadomo że w przypadku tego typu kosmetyku nie potrzebujemy go na raz dużo. Ma on konsystencję zwyczajnego kremu, jest w kolorze białym i pachnie jak lekarstwo. Po nałożeniu na twarz zamienia się w taką przezroczystą skorupkę. Brzegi są jednak bielsze i przez to widoczne, więc preparat stosuję jedynie, kiedy jestem w domu i kiedy nikt mnie nie odwiedza. 
Koncentrat antybakteryjny działa bardzo powoli. Niestety nie ma tak, że nałoży się go wieczorem na pojawiającą się zmianę a rano nie ma po niej śladu. Kuracja trwa zazwyczaj kilka dni. Preparat bardziej hamuje niż cofa zmiany. Jeśli tylko jestem cierpliwa po około trzech dniach wyprysk zaczyna zanikać, robi się coraz mniejszy i nie boli przy każdorazowym dotknięciu. Na skórze nie pozostaje po nim żaden ślad, co dla mnie jest bardzo ważne, bo u mnie bardzo łatwo o przebarwienia. 

Kosmetyk ten oceniam jako średni. Działa dobrze, ale nie cudownie. Do tej pory do takich zadań używałam maści cynkowej lub pasty, które prawie w ogóle nie działały. W porównaniu więc z tamtymi specyfikami ten koncentrat radzi sobie bardzo dobrze.
 

5 grudnia 2016

246. Photo Mix - październik/listopad

W połowie miesiąca zaczęłam pracę, mój czas wolny więc strasznie się skurczył. Doszło do tego jeszcze zmęczenie i ogólne problemy z przestawieniem się na nowy tryb snu. Przez pierwszych kilka dni było to praktycznie tryb brak-snu. Wieczorem zasnąć się nie dało, a bardzo wczesnym rankiem trzeba było już wstawać. 
Dziś pokażę kilka zdjęć z ostatnich jesiennych tygodni.


Cóż to byłoby za zestawienie zdjęć bez mojej Chanelki. Tu w wersji już zimowej, z parapetu zewnętrznego przeniosła się na kuchenny.


Taki śnieg już u mnie był. Zdjęcie zrobione z okna w pracy. Każdy widząc je mówi: jaka wieś. No bez przesady, zwierząt nie ma :)


Miejsce sesji zdjęciowej. 


Oraz bałagan jaki towarzyszy robieniu przeze mnie zdjęć kosmetykom. Pierdółki, brystole, gazety, laptop. No i oczywiście sterta kosmetyków.


Tak się do mnie szczęście uśmiechnęło na blogu Angeliki. Na pierwszy ogień poszedł żel antybakteryjny i srebrna kredka. 


Ambitnie podeszłam do kwestii drugiego śniadania. 


Jesienny nastrój. Dynia już niestety jakiś czas temu skończyła swój żywot. Latarenkę kupiłam w Pepco, ślicznie wygląda nawet jeśli nie pali się w niej świeczka.




Mój jesienny wieniec wykonany z tego, co znaleźć można było w ogrodzie. Pomysł zaczerpnięty z listopadowego wydania Mam ogród. 


Nie tylko mnie potrzeba ciepłego okrycia na zimę. Moja Fabiśka też się zaopatrzyła i straszyła już przy pierwszych opadach śniegu. 


Pierwsza zimowa dekoracja. Kwiat był tak piękny, że nie mogłam przejść obok niego obojętnie. A w domu już miałam idealną osłonkę dla niego.

 Moje aktualne pazurki i najnowszy kolorowy nabytek - Cloudless Sky od NeoNail. 


3 grudnia 2016

245. Denko październik/listopad



Grudzień już się rozpoczął, pierwszy poważniejszy atak zimy za nami. Jesienne botki i płaszczyki na dobre zostały zastąpione  przez kozaki i puchowe kurtki. Czujecie te zbliżające się święta? Ze zmianą dekoracji poczekam pewnie do następnego weekendu. Dziś będę próbowała nowy przepis na piernik z kremem - taka próba generalna przed świętami. Wcześniej jednak postanowiłam rozliczyć się z dwoma poprzednimi jesiennymi miesiącami. Denko zaskoczyło mnie swoją objętością. Po przeliczeniu na sztuki może nie ma tego bardzo dużo, ale gdyby zliczyć wszystkie te mililitry, wyjdzie całkiem sporo. 

1. L'Oreal Elseve, Szampon ekspansja gęstości - Niestety, żadnej ekspansji nie było. Szampon ładnie mył włosy, nie plątał ich. Mimo zupełnie nie łagodnego składu, nie wywołał łupieżu.

2. Bania Agafii, Szampon odżywczy na bazie ekstraktu mydlnicy lekarskiej - Pisałam o nim tutaj. Bardzo przyjemnie pachnący i unoszący u nasady szampon. A do tego naprawdę tani. Na pewno jeszcze kiedyś kupię tę wersję.

  3. Yves Rocher, Jedwabisty szampon odżywczy z wyciągiem z owsa - Szampony Yves Rocher są dla mnie bardzo łagodne. Nawet jeśli pod rząd zużywam trzy opakowania, skóra głowy nie jest wysuszona i nie pojawia się łupież. Tę wersję miałam drugi raz i nie do końca do mnie przemawia. Włosy są po niej gładkie i miękkie, ale wydają mi się niedomyte. Tak jakby szampon był za ciężki dla moich cienki włosów.

4. Pantene, Szampon mocne i lśniące - Zarówno ja jak i moja mama i siostra lubimy do niego wracać. Bardzo dobrze domywa włosy z codziennych zanieczyszczeń oraz oleji, i pozostawia je błyszczące i sypkie. Nie podrażnia skóry głowy, nie plącze włosów. Bardzo dobrze się pieni i jest wydajny, a także bardzo dobrze dostępny. 


5. Nivea, Krem do oczyszczania twarzy - Pisałam o nim tutaj. Ze zmywaniem makijażu nie radził sobie, ale ja i tak używam do tego płynu micelarnego. Krem był bardzo łagodny i delikatny, z sebum i kurzu oczyszczał jednak dobrze. Pozostawiał na twarzy delikatną warstewkę, przez co skóra była miękka i gładka. Dużo osób narzekało na to, mnie ona nie przeszkadzała. Nie zapychała porów, więc ją tolerowałam. 

6. Iwostin, Nawilżający żel do mycia twarzy - Żel przeznaczony jest dla skóry tłustej wysuszonej kuracją dermatologiczną. Stosowałam go na zmianę z żelem z kwasem migdałowym, więc powiedzmy, że moja skóra podpada pod tę kategorię. Żel mył delikatnie, a skutecznie. Skóra była po nim miękka i gładka, bez żadnej niepotrzebnej tłustej warstewki jak w przypadku kremu Nivea. Jedynie zapach żel miał niezbyt przyjemny.

7. KTC, Woda różana - Pisałam o niej tutaj. Bardzo przyjemny tonik. Woda pachniała dość mocno różami, ale dla mnie to wielki plus. Łagodziła podrażnienia i odświeżała. Nie zauważyłam, żeby spowodowała jakieś większe zmiany w wyglądzie skóry, ale z pewnością ograniczyła przesuszenie, nawet jeśli czasami zapominałam o kremie.

8. Bielenda, Skuteczny 2-fazowy płyn do demakijażu oczu z bawełną - Płyn naprawdę był skuteczny. Ładnie rozpuszczał i domywał makijaż oczu, nawet ten wodoodporny. Nie szczypał w oczy i nie pozostawiał tłustej warstewki jak niektóre płyny dwufazowe.

9. Avon NutraEffects, Rozświetlająco- nawilżający krem koloryzujący SPF 20 -Krem dawał całkiem mocny kolor na twarzy, używać mogłam go więc tylko latem, kiedy już trochę się opaliłam. Błyszczał się i powodował szybsze przetłuszczanie skóry. Do tego kilka razy zmienił kolor na twarzy i wyglądał wręcz pomarańczowo. Miał również tendencję do spływania i nieestetycznego ścierania się. Zdecydowanie nie na upały. Prawie połowę wyrzucam bez żalu, zresztą i tak dawno minął mu termin ważności.

10. Fitocosmetic, Glinka czarna z Morza Martwego ze srebrem - Niebawem powinna pojawić się jej recenzją, bo glinka zasługuje na uwagę. Teraz zdradzę tylko tyle, że warto ją wypróbować bo bardzo dobrze oczyszcza cerę. 

11. Perfecta, Serum C-forte intensywnie regenerujące - Pisałam o nim tutaj. Zawartość saszetki spokojnie wystarczy nawet na pięć aplikacji. Serum daje efekt bardzo miękkiej i nawilżonej skóry. Niestety, nie jest to efekt długotrwały, więc nazwa serum jest trochę na wyrost. Nie mniej to ciekawa i tania maseczka.
 

12. Próbki:
Norel, krem półtłusty ochronny
- Lioele, Intensive Time Reversing Snail Cream
- Lioele, Viva la Vita Wrinkle Care & Whitening Function
- Bandi, Energetyzujący krem nocny 35+
 Jedynie dwie pierwsze mi się spodobały. Viva la Vita lepiła się i śmierdziała, zaraz musiałam ją zmywać. Bandi również nie chciał się wchłonąć i zostawił niefajną tłustą warstewkę.


 


13. Avon, Żel pod prysznic Citrus Zing - Pięknie pachniał cytrusami. Słodko i zupełnie nie sztucznie. To taki typowo letni zapach. Bardzo dobrze się pienił i na długo wystarczył.

14. Rexona, Shower Clean - Dobra ochrona i śliczny świeży zapach.

15. Rexona, Active Shield - Pisałam o nim tutaj. Nie odczułam, żeby ochrona była większa niż w pozostałych wersjach Rexony. Zapach zupełnie mi się nie podobał, a jak na złość był cały dzień wyczuwalny.

16. Avon, Żel pod prysznic Mystique - Mój ulubiony zapach żeli Avon. Często wracam do niego. To prześliczne połączenie róży i jaśminu. Bardzo kobiecy i kwiatowy zapach. Czekam aż Avon pomyśli o wodzie toaletowej o tym zapachu.

17. Balea, Żel pod prysznic Wanilia i Kokos - Pisałam o nim tutaj. Cudowny zapach. Połączenia naturalnych aromatów słodkiej wanilii i kokosa. Jeśli będę miała możliwość, na pewno kupię kolejne opakowanie.


 


18. Bruno Banani, Dezodorant w atomizerze Pure Woman - "Mój" zapach, używam go od kilku lat. Połączenie czarnej porzeczki, frezji, mandarynki, cyklamenu, mango, piwonii, ambry i wanilii. Niby słodko i kwiatowo, a jednak nosem nie można wyłapać żadnego z tych zapachów. Całość jest bardzo ciekawa i oryginalna.

19. Paese, Puder ryżowy - Jedyny puder jakiego używam od dwóch lat. Dobrze i na długo matowi, i co najważniejsze, jest zupełnie transparentny. Nie muszę więc kombinować jaki odcień podkładu będzie do niego pasował. Do tego jest po prostu piekielnie wydajny.

20. Korektor - Prawdopodobnie Eveline, ale napisy wytarły się zupełnie, pewności więc nie mam. Krycie miał średnie, ale w połączeniu z kryjącym podkładem dawał radę. Nie zmieniał koloru i rozmazywał się, znikał w takim samym tempie jak podkład, na który go nakładałam. Pod oczy nie stosowałam.

21. Wibo, długotrwała pomadka do ust Matte Intense - Ta szminka to jakaś pomyłka. Jest tak twarda i sucha, że nijak nie można jej użyć. Już zaraz po kupieniu malowało się nią bardzo źle. Zdążyłam użyć może dwa razy, zanim całkowicie zastygła. 

22. Szminka - Na resztce naklejki wyczytałam tylko, że została wyprodukowana dla Drogerii Natura przez Hean. Nie taki zły brąz, nie używałam jej jednak od dawna. Szminka ma już kilka lat, i pewnie nie nadaje się już do użytku. Zresztą, po brązy już w ogóle nie sięgam.

23. Wibo, Granite Sand Nr1 - Uwielbiałam ten lakier. To nawet była druga buteleczka. Wyrzucam, bo się skończyła a nie przeterminowała, co w moim przypadku rzadko się zdarza. Piaskowy lakier był bardzo wygodny, bo można było zamalować każdy odprysk i nie było widać różnicy.

24. Wibo, Extreme Nails Nr10 - Chłodny niebieski, bardzo ładnie wyglądał na paznokciach.


I to już koniec moich dwumiesięcznych zużyć. Znacie coś? Może u was sprawdziło się całkiem inaczej?

29 listopada 2016

244. Seri, miodowa maska do włosów

Odżywki do włosów kupuję rzadko, bo w moim przypadku to bardzo nie ekonomiczne rozwiązanie. Mam włosy długie, i opakowanie odżywki starcza mi na max. 3 tygodnie. Wolę zastąpić je maską do włosów, taką w wielkim opakowaniu. Przez dłuższy czas były to słynne Kallosy. Ostatnio jednak postanowiłam wypróbować coś innego. Maskę Seri znalazłam w Naturze za ok. 15 zł.


Maska do włosów  ODBUDOWA I ODŻYWIENIE

Zawiera naturalne ekstrakty z miodu i migdałów, które są bogate w aminokwasy, cukry, witaminę A, B1, B2, 3, E oraz minerały, dzięki którym włosy są nawilżone i odzyskują naturalny blask. 

Sposób użycia: Nałożyć maskę na włosy od nasady, aż po same końce. Pozostawić na włosach na 3 minuty. Dokładnie spłukać ciepłą wodą.   


 SKŁAD
AQUA, CETEARYL ALCOHOL, COCAMIDE DEA, CETRIMONIUM CHLORIDE, DIMETHICONE, GLYCERIN, MEL, BUTYLENE GLYCOL, MALIC ACID, ACTINIDIA CHINENSIS (KIWI) FRUIT JUICE, CITRUS AURANTIUM DULCIS (ORANGE) JUICE, CITRUS PARADISI (GRAPEFRUIT) JUICE, PYRUS MALUS (APPLE) JUICE, TRIDECETH-9, PRUNUS AMYGDALUS DULCIS, (SWEET ALMOND) SEED EXTRACT, PANTHENOL, CITRIC ACID, BENZYL ALCOHOL, METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE, METHYLISOTHIAZOLINONE, PARFUM, CI 19140, CI 16185.
 Maska ma naprawdę dziwną konsystencję. Nie budyń, nie krem. Wygląda trochę jak rozpuszczona margaryna, widać w niej takie pasy i zacieki w różnych kolorach. Jest dość gęsta i zbita i na dłoni wcale się nie rozpuszcza. Bardzo trudno rozprowadzić ją po włosach, bo lubi z nich spadać. Zapach jest przyjemny, choć sztuczny. Lekko słodki, na włosach jest prawie niewyczuwalny, z czego bardzo się cieszę.
Maski użyłam jako maski zaledwie kilka razy. Trzymałam ją krócej i dłużej, i za każdym razem nie było widać żadnego efektu. Nałożona dosłownie na minutkę jako odżywka zrobiła to samo co trzymana przez pół godziny pod czepkiem jako maska. Wygładziła włosy i pomogła w ich rozczesaniu. Nie odżywiła ich jednak, nie dodała również blasku czy miękkości. Włosy były gładkie i nie puszyły się. Muszę uważać, żeby nie nakładać jej zbyt blisko skalpu, bo wtedy przyspiesza przetłuszczanie się włosów. 
Maska jest produktem bardzo średnim. Sprawdza się jako odżywka do codziennego użytku, pod warunkiem, że włosy nie są suche i nie potrzebują mocnego odżywienia.  Obecnie zostało mi trochę mniej niż pół opakowania, a używam jej od ponad dwóch miesięcy. Wydajność jest więc bardzo duża, no ale w końcu w opakowaniu jest aż 1 litr kosmetyku. Nie zamierzam do niej wracać, zdecydowanie bardziej wolę Kallosy. Mam jeszcze tyle wersji do wypróbowania.



26 listopada 2016

243. Perfecta, intensywnie regenerujące serum C-forte

Staram się zawsze mieć w domu jakieś pojedyncze saszetki maseczek do twarzy, mimo że najczęściej sięgam po te w tubkach. Saszetkowe można zabrać ze sobą , np. kiedy szykuje nam się impreza na wyjeździe albo kiedy po prostu maseczki robimy regularnie, a musimy oszczędzać miejsce w wyjazdowej kosmetyczce.

Tym razem sięgnęłam po Intensywnie Regenerujące Serum C-Forte od Perfecty. 


Serum o natychmiastowym działaniu - olśniewający efekt profesjonalnego zabiegu.
Na twarz, szyję, dekolt.

Specjalistyczne, intensywnie regenerujące serum - profesjonalna rewitalizacja. Witaminowy zastrzyk dla zmęczonej skóry.

Produkt polecany do: Skóry po 30 roku życia, do cery szarej, matowej i zmęczonej.

Jak działa? 
Skoncentrowana witamina C - zapewnia intensywną odnowę skóry oraz likwiduje oznaki zmęczenia i stresu. 
Bio-Fosfor - dostarcza potężną dawkę energii i dotlenia skórę.
Baobab Lift - zapewnia natychmiastowy lifting i wygładzenie zmarszczek.
Eliksir karotkowy - ożywia cerę i zapewnia jej zdrowy, słoneczny koloryt.

Jak stosować?
2-3 razy w tygodniu nałożyć serum na oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu. Stosować na dzień i na noc zamiast kremu lub pod krem w przypadku skóry suchej. 

Efekt: Widoczne odświeżenie cery, wygładzenie zmarszczek i efekt liftingu. 


SKŁAD
AQUA, HYDROGENATED POLYDECENE, GLYCERIN, MAGNESIUM ASPARTATE, ZINC GLUCONATE, COPPER GLUCONATE, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, LECITHIN, SORBITOL, PANTHENOL, GLYCERIN, TRILAURETH-4 PHOSPHATE, TOCOPHERYL ACETATE, UBIQUINONE, HYDROLYZEDADANSONIA DIGITATA EXTRACT, MICA, CI 77891, ASCORBYL TETRAISOPALMITATE, HELIANTHUS ANNUUS EED OIL, DAUCUS CAROTA SATIVA ROOT EXTRACT, DAUCUS CAROTA SATIVA SEED OIL, BETA-CAROTENE, ASCORBYL PALMITATE, GLYCERYL STEARATE, STEARYL ALCOHOL, CETEARETH-25, CETEARETH-20, POLYGLYCERYL-3 DIISOSTEARATE, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, CARBOMER, SODIUM HYDROXIDE, ETHYLPARABEN, METHYLPARABEN, 2-BROMO-2-NITROPROPANE-1,3-DIOL, DISODIUM EDTA, BHA, LIMONENE, HEXYL CINNAMAL, LINALOOL, BUTYLPHENYL METHYLPROPIONAL, GERANIOL, CITRONELLOL, HYDROXYISOHEXYL 3-CYCLOHEXENE CARBOXALDEHYDE, PARFUM. 


 Teoretycznie 10 ml serum powinno wystarczyć na dwie aplikacje, w praktyce jednak spokojnie użyć możemy go cztery albo nawet pięć razy, nawet nakładając go na twarz, szyję oraz dekolt. Serum jest bardzo wydajne. A ponieważ dość słabo się wchłania i trochę czasu mu to zajmuje, nie warto nakładać go zbyt grubą warstwę. 

Serum pachnie bardzo przyjemnie. Słodko i trochę cytrynowo, jak ciasteczka cytrynowe. To trochę sztuczny i chemiczny zapach, ale ładny. Przynajmniej mnie on nie przeszkadza, chociaż na wizaż można spotkać się z bardzo niepochlebnymi opiniami.  Serum zachowuje się jak krem. Tak wygląda, w taki sam sposób się je rozprowadza, tak się wchłania. Po jego nałożeniu nie czuć uczucia chłodu, gorąca czy mrowienia. Jeśli mamy ściągniętą skórę po umyciu twarzy, serum przywraca jej ulgę. Jak już wspomniałam, wchłania się dość długi. Dopiero po kilkunastu minutach mogłam bezpiecznie dotknąć twarzy i ją sobie obmacać. Efekt nawilżenia i wygładzenia był wyczuwalny od razu. Najmocniejszy był wtedy, kiedy przed nałożeniem serum zrobiłam peeling. Skóra twarzy była wtedy delikatna i mięciutka, a jednocześnie napięta. Nie nakładałem już na nią dodatkowo kremu, a rano i przez cały następny dzień efekt i tak się utrzymywał. Nie było jednak żadnej zmiany w wyglądzie cery. Nie stała się bardziej promienna czy naładowana to energią, o której producent ciągle wspomina. Fakt, nie była wtedy zmęczona, więc może dlatego efektu wow nie było. Nawilżenie jednak było tak mocne i długotrwałe, że z pewnością jeszcze nie raz wrócę do tej maseczki. Na stronie Rossmanna widzę, że właśnie jest w promocji, kosztuje 1,49 zł. (w cenie regularnej 2,09 zł.). Cena śmiesznie niska jak na tak dużą wydajność.
 


24 listopada 2016

242. Jesienna chandra? Nie, dziękuję!

Jesień powoli ma się ku końcowi. Za tydzień lub dwa wszyscy powoli zaczną wchodzić w nastrój świąteczny. Będziemy zmieniać dekoracje, szukać nowym ozdób choinkowych, pakować prezenty dla najbliższych i wyczekiwać śniegu. To ostatnie dni jesieni, i ostatnia pora, jeszcze napisać o niej kilka słów.

Pora jesienna sprzyja melancholii i spadkowi energii. Ponoć to w listopadzie zdarza się najwięcej samobójstw. Znika słońce, temperatury spadają, zaczynają się deszcze. Jest zimno, szaro i ponuro, nic więc dziwnego, że nasz organizm źle na to reaguje. Czujemy się niedospani, na dworze zziębnięci, a jak jeszcze dopadnie nas do tego przeziębienia, to już depresja murowana. Dlatego też radość trzeba czerpać z drobiazgów i na przekór pogodzie nie dać się wpędzić w zły nastrój. Chcecie wiedzieć jakie drobiazgi mnie poprawiają humor?

1. Gorące napoje

 źródło                                                źródło        


Słodka kawa, na przykład z dodatkiem bitej śmietany, albo kawa aromatyzowana - czekoladowa, amaretto, waniliowa. Rozgrzewa nie tylko ciało ale i duszę. Tak samo mam z herbatą. Zaparzona w ulubionym kubku, idealnie skomponowana mieszanka liści herbaty i suszonych owoców i przypraw, usadza mnie po prostu w fotelu i każe tam siedzieć, dopóki nie zobaczę dna naczynia. Jedzenie i picie, poprzez kubki smakowe, dostarcza nam wiele pozytywnych bodźców.  Kiedy więc czuję się zmęczona lub po prostu zziębnięta - po powrocie do domu otwieram szafkę z kawami i herbatami i wybieram smak, który najbardziej w danej chwili poprawi mi nastrój. Dwa lata temu odkryłam markę Coffee Can - Kawy i Herbaty Świata, i zupełnie przepadłam. Zerknijcie sobie tutaj jaki mają wybór smakowych kaw i herbat. Strasznie trudno zdecydować się tylko na jeden smak.


2. Świece


Świece to moje małe uzależnienie. I nie mówię tu o świecach zapachowych, ale o takich najzwyklejszych. Nie muszą być ani kolorowe, ani ozdobne, ani nawet duże. Ważne, żeby miały knot i żebym mogła je zapalić. Światło dawane przez ogień zupełnie zmienia aurę. Stwarza poczucie bezpieczeństwa, uspokaja mnie i pozwala się zrelaksować. Jeśli mam do zrobienia coś, co przez dłuższy czas odkładałam i czego unikałam, po zapaleniu świec zrobię to z większą przyjemnością. Nie będę wtedy rozdrażniona, nie będę się spieszyć i mylić. Niestety magii świec nie można wykorzystać przy sprzątaniu. Po ciemku zupełnie nie widać bałaganu.



3. Nowa książka


Nowa albo używana, ważne, żebym dopiero co przyniosła ją do domu. Książka jeszcze nieprzeczytana jest dla mnie jak nieotwarty prezent. Już go widzę, trzymam w rękach, ale przedłużam jak mogę moment rozerwania papieru. Delektuję się tym uczuciem niewiedzy, zastanawiam się co jest w środku. Wiem, że to będzie niespodzianka, ale nie chcę by ta chwila za szybko przyszła i przeminęła. Zupełnie tak samo mam z książkami. Oglądam je, zerkam do środka i odkładam na półkę. W końcu i na nią przyjdzie czas, ale na razie jest dla mnie tajemnicą i zagadką. I moim małym skarbem, który dołączam do kolekcji. 
 
A jeśli mowa o kolekcjach, to którą z nas nie ucieszyłaby taka kolekcja?
 
 
4. Perfumy i kosmetyki 
 


Przez "nas" nie rozumiem blogerek urodowych, ale wszystkich kobiet. Perfumy, szminki, lakiery do paznokci, balsamy  i wiele wiele innych akcesoriów kosmetycznych kusi nas każdego dnia. Czy to z telewizji, czy z półek sklepowych, czy też z opowieści koleżanki. Po co nam to? Dlaczego chcemy mieć trzydzieści szminek i dwadzieścia flakoników perfum? Czy koniecznie wszystko na raz? Sekret tkwi chyba po prostu w tym, że my kosmetyki nie tyle kochamy używać, co po prostu kupować. I mieć. Zwyczajnie móc na nie spojrzeć, przełożyć z ręki do ręki. A jeszcze lepiej móc się nimi przed kimś pochwalić. Która z nas z dumą nie przecierała z kurzu i nie ustawiała równiutko flakoników perfum przed wizytą przyjaciółki? Która nie poprawiała umalowanych ust na szkolnej przerwie po to tylko, żeby mignąć ładnym opakowaniem szminki? Takie już jesteśmy - próżne sroki, które dają się złapać na dobrą reklamę, na ładny zapach i na błyskotki. Żeby więc te cechy naszych charakterów, które każą nam robić kosmetyczne zapasy na lata, nie doprowadziły nas do bankructwa (zwłaszcza w zbliżającym się okresie świątecznym, kiedy to szczególnie jesteśmy narażone na pokusy), opłaca się korzystać ze zniżek, jakie oferują niektóre sklepy internetowe. Żeby nie pogubić się i znaleźć dokładnie tę ofertę, która nas interesuje, warto zajrzeć na strony gromadzące najróżniejsze kupony zniżkowe, np. Rabble.pl  Tam też znajdziecie m.in. informacje o rabatach w Sephorze - przyda się przy planowaniu prezentów świątecznych. Nie tylko dla bliskich, ale i dla siebie. Bo przecież nic tak nie poprawia humoru jak kolejny flakonik perfum, paletka cieni czy błyszczyk. 
 
 
 
5. Planowanie
 

Ze mnie to taki Dyzio Marzyciel, jak mówi moja mama. Plany, plany i jeszcze raz plany. Uwielbiam wymyślać, sprawdzać wszystkie możliwości, tworzyć listy i trasy, dzielić wszystko na etapy. Pisać, rozrysowywać i punktować.  Taki mam wtedy zapał, że czas mija mi jak szalony a poziom endorfin jest na wręcz niebezpiecznie wysokim poziomie. Później tylko z realizacją tych planów u mnie gorzej. Bo entuzjazm mija, przychodzą do głowy nowe pomysły i najzwyczajniej w świecie nie chce mi się już zajmować czymś "starym". Obecnie jestem na etapie planowania zagospodarowania naprawdę dużej działki na wsi.  Dostałam całkowicie wolną rękę, więc moja głowa pęka od pomysłów i już czuję to wiosenne zmęczenie, jakbym naprawdę coś już zrobiła.

 Skupianie się na tym co będzie, a więc na przykład na wiosennych robotach w ogródku, letnich wakacjach czy choćby świątecznych zakupach odrywa moje myśli od mniej przyjemnych spraw. Jesienią najmniej przyjemną sprawą jest oczywiście katar i ból gardła. Jak tu narzekać i użalać się nad sobą, jak w głowie już ma się obraz słonecznej plaży i nieziemskich widoków?

 
 
 
A co wam poprawia humor jesienią? Może macie jakieś ciekawe hobby, które nie pozwala wam na spadek humoru?