31 sierpnia 2017

398. Yankee Candle, Delicious Guava

Lato w tym roku nie cały czas rozpieszczało nas wysokimi temperaturami. Zdarzały się dni chłodne i deszczowe, kiedy dla własnej wygody lepiej było zostać w domu z książką i kubkiem herbaty - bardzo jesiennie, prawda? Kiedy za oknem deszcz i czarne chmury, a w kalendarzu dalej lato, w przywróceniu wakacyjnej atmosfery pomóc może palenie wosków, najlepiej rześkich i owocowych. Taka jest też delicious guava od Yankee Candle.

Zapach wchodzi w skład kolekcji Q2 2017 Viva Havana, a opisywany jest jako pyszna, soczysta i dojrzała guawa połączona ze słodyczą tropikalnych owoców. Już sam kolor wosku i obrazek na nalepce sprawia, że cieknie ślinka a my już oczekujemy pięknego, owocowego zapachu, który przeniesie nas na tropikalne plaże.


Po roztopieniu wosk pachnie identycznie jak na sucho, nie czuć też w nim chemicznych dodatków. Delicious guava pachnie świeżymi, soczystymi owocami, mój nos nie jest niestety ich w stu procentach pewny. Obstawiam jednak, że to mango, ananas, no i zapewne guava - chociaż akurat jej nigdy nie jadłam i nie mam pojęcia jak pachnie. 


Moc wosku jest całkiem duża, odrobina wystarczy, żeby napachnić w całym mieszkaniu, nie tylko w jednym pokoju. Jednocześnie nawet długotrwałe palenie go nie przyprawia o ból głowy i nie nudzi się. Delicious guava to zapach słodki z dodatkiem kwaśnej nuty. Bardzo świeży i energetyczny, który spodoba się wszystkim fanom owocowych wosków. 
 


25 sierpnia 2017

397. Evree różany tonik

Wszelkie mgiełki oraz toniki w sprayu są idealnym rozwiązaniem na lato. Mają szybką i wygodną aplikację. Chłodzą i łagodzą rozpaloną słońcem skórę, pozwalają się szybko odświeżyć. Jeśli jeszcze dobierzemy do tego rześki zapach, mamy efekt chłodzenia od ręki. W zeszłym roku latem towarzyszył mi oliwkowy tonik w sprayu od Ziaji, teraz postawiłam na różę Evree.




Różany tonik przeznaczony jest do cery mieszanej do stosowania na twarz, szyję oraz dekolt. Ja lubię takie toniki stosować również na ramiona, jeśli akurat słońce za mocno je spiekło. Tonik można również stosować na makijaż, by go utrwalić i nadać mu naturalnego wykończenia. Przyznam, że akurat tego nie próbowałam, ponieważ i tak mam problem z utrzymaniem matu tak długo jakbym tego chciała.


SKŁAD
AQUA, ROSA DAMASCENA FLOWER WATER. GLYCERIN, SODIUM HYALURONATE, PANTHENOL, DMDM HYDANTOIN, IODOPROPYNYL BUTYLCARBAMATE, PARUM, GERANIOL, CITRONELLOL.
Skład robi całkiem dobre wrażenie. Tonik jest kosmetykiem drogeryjnym, a mimo to zawiera naturalne dobroci. Wodę różaną, która tonizuje i przywraca prawidłowe pH skóry. Dodatkowo wzmacnia naczynia krwionośne, łagodzi zaczerwienienia i poprawia kondycję skóry. Kwas hialuronowy, wiążąc wodę w naskórku, zapewnia skórze nawilżenie i wygładzenie. Natomiast alantoina delikatnie napina skórę oraz łagodzi. 



Skład dobry. Aplikacja higieniczna, szybka i prosta. Wydajność - ogromna. Wylewając tonik na wacik marnujemy go bardzo dużo. W przypadku dozownika spray cały kosmetyk - lub jego większość, ląduje na skórze. Nadmiar można wytrzeć, ale ja nie widzę takiej potrzeby, ponieważ tonik szybko wchłania się w całości. 




Ogromnym plusem toniku jest również jego zapach, pod warunkiem oczywiście, że lubicie różę damasceńską. Dla mnie to ideał. Świeży, letni i delikatny. Kojarzący się z latem i ciepłem, a jednocześnie delikatną pielęgnacją. Różę czuć tylko w momencie aplikacji i krótko po niej, później zapach się ulatnia. Skóra pozostaje jednak nawilżona i odświeżona. Upały naprawdę potrafią ją zmęczyć, nawet jeśli nie nałożymy na nią makijażu. Różany tonik od razu przywróci jej siły. Dobrze jest go zabrać ze sobą na gorącą plażę czy wędrówkę po górach. Albo po prostu do miasta, gdzie latem panują wręcz mordercze warunki dla skóry. Wysoka temperatura, brak najmniejszego wiaterku, bezpośrednie promieniowanie słońca, brak cienia, a do tego wysokie stężenie zanieczyszczeń w powietrzu. Różany tonik do twarzy to kosmetyk idealny na lato.

18 sierpnia 2017

396. Natur Planet, nierafinowane masło shea

Dla wielu osób im prostszy skład, tym lepszy kosmetyk. Zwłaszcza naturalne oleje robią ostatnimi czasy furorę na rynku kosmetycznym. Jeśli tylko wiemy, że nie mamy alergii na naturalny surowiec, z którego produkowane są kosmetyki, możemy do woli próbować natury w czystej postaci. Jednym z bardzo dobrze znanych składników kosmetyków jest masło shea. Spotkać je można zarówno w kosmetykach naturalnych jak i tych po brzegi wypełnionych chemią. Można również pokusić się o stosowanie masła solo, bez żadnych dodatków. 

Po wielu pozytywnych opiniach sprawdziłam na sobie najpierw olej kokosowy. I niestety ja się nim nie zachwyciłam. Być może po prostu marka nie dostarczyła mi produktu wysokiej jakości, a może po prostu olej ten nie dla mnie. Kilka miesięcy temu w Drogeriach Polskich zaopatrzyłam się w nierafinowane masło shea.


W składzie znajdziemy tylko butyrospermum parkii, bez żadnych dodatków. W plastikowym słoiczku mieści się 100 ml masła w stanie stałym. Ma ono specyficzny zapach, mnie kojarzy się trochę z papierem. Jest naturalny, ale nie nieprzyjemny. Po ogrzaniu w dłoniach zamienia się w płynny olej, którego wystarczy dosłownie odrobina, by posmarować duży fragment ciała. Na przykład do nasmarowania dłoni wystarczy odrobina wielkości połowy małego paznokcia. 

Słoiczek jest na tyle duży, że wygodnie wydobywa się z niego masło, łatwo też go zakręcić nawet tłustymi dłońmi. Bo masło jest niezwykle tłuste i bardzo długo się wchłania. Z tej racji rzadko kiedy sięgam po niego w ciągu dnia. Wolę nasmarować się nim wieczorem i pozwolić mu spokojnie się wchłonąć, przynajmniej większej części, która nie wyląduje na piżamie i pościeli.


Do czego używam masła shea? Najczęściej do rąk. Kiedy przez cały dzień nie użyłam ani razu kremu do rąk, wieczorem smaruję je tłustym masłem i w ten sposób nie pozwalam im się przesuszyć. Ratowałam się też nim po kilku godzinach w rękawicach ogrodowych, na które całkiem możliwe, że jestem uczulona, ponieważ dłonie wieczorem mnie aż piekły.

Masło dobrze sprawdza się też w pielęgnacji stóp. Nawilża tak mocno, że żaden krem nie może się z nim równać. Ponieważ jednak wchłania się straszliwie powoli, zalecałabym używanie go bezpośrednio przed snem. Bo chodzenie po jego użyciu grozi upadkiem.


Nierafinowane masło sprawdza się w pielęgnacji zwłaszcza mocno przesuszonych partii ciała, lub po prostu takich, które by pozostać w dobrej kondycji potrzebują dużej dawki nawilżenia. A więc do stóp, łokci czy spracowanych - lub po prostu potraktowanych po masoszemu - dłoni. Tam rzeczywiście widać zbawienny wpływ tłustego masła shea i to od razu. Na skórze nawilżonej, regularnie balsamowanej i mało wymagającej, jak na przykład na ramionach czy udach, nie zauważyłam takiego efektu wow. Bardzo rzadko jednak używam go na całe ciało, ponieważ zajmuje to mnóstwo czasu. Każdy fragment masła trzeba najpierw rozpuścić w dłoni, a później dokładnie rozsmarować i wmasowywać przez dłuższą chwilę. 

Nierafinowane masło shea warto mieć w kosmetyczce. To taki maślany opatrunek na przesuszone partie skóry, który natychmiastowo przynosi ulgę i pomaga jej wrócić do zdrowia. Mamy też pewność, że używamy produktu naturalnego, bez żadnych mniej lub bardziej chemicznych dodatków. A do tego, masło jest niesamowicie wydajne i tanie, bo kosztuje coś około 10 zł.

14 sierpnia 2017

395. Lirene Dermoprogram Ideale - Glam&Matt duo effect

Wiecie, że jeszcze nigdy nie pisałam recenzji podkładu? Zawsze były tylko krótkie wzmianki przy nowościach czy denku. Pora jednak na pełnowymiarową recenzję kosmetyku, bez którego nie wyobrażam sobie makijażu. Czasami oczywiście rezygnuję z malowania się i pozwalam mojej skórze odpocząć, i to niekoniecznie wtedy, kiedy siedzę w domu. Jeśli jednak robię sobie makijaż, podkład musi być. Dziś chciałabym opowiedzieć o moich wrażeniach dotyczących podkładu Glam&Matt Lirene Ideale.



Zaciekawił mnie podwójny efekt podkładu - rozświetlenie i matowienie. Czy to w ogóle możliwe? No bo jak coś jest matowe, to z definicji się nie błyszczy. Tak o połączeniu dwóch różnych efektów pisze producent:

Innowacja - DUO EFFECT - fluid o podwójnym działaniu!

Matuje dzięki systemowi pigmentów nowej generacji, które rozpraszają i odbijają światło od powierzchni skóry.

Rozświetla wypełniając skórę światłem, sprawiając, że cera wygląda świeżo i promiennie, bez efektu błyszczenia. 

Spektakularne rezultaty - nieskazitelna cera w każdym świetle!



 Podkład znajduje się w ciężkiej, szklanej buteleczce. Z opakowania zawsze wydobywa się go za dużo, a niestety nie da się nacisnąć pompki lekko, bo się zacina i zawsze trzeba użyć do tego więcej siły. A wtedy dociska się do samego dołu i na dłoni ląduje bardzo duża kropla podkładu,

Podkład ma rzadką konsystencję i trzeba go nakładać po troszku, bo marze się i dość długo zastyga na twarzy. To plus, bo można go poprawiać i poprawiać, aż efekt będzie zadowalający. Tylko na nałożenie drugiej warstwy - jeśli będzie to potrzebne - trzeba troszkę poczekać.




Kupiłam odcień 02 Neutralny, który okazał się bardzo ciemny. Nigdy, nawet zimą, nie biorę odcieni najjaśniejszych. A  tu drugi na skali okazał się tak ciemny, że żeby go w ogóle użyć musiałam poczekać do letniej opalenizny. Nie wyobrażam więc sobie, kto mógłby użyć odcienia 04 Opalony. Podkład ma jeszcze tę przykrą wadę, że po nałożeniu na twarz ciemnieje. Dobrze chociaż, że robi to od razu, a nie na przykład po godzinie, kiedy już wyszłam z domu. 

Co z jego podwójnym efektem? A no jest, ale jest to podwójny błysk, a nie błysk i mat. Podkład nie dość, że w ogóle nie matuje, to potwornie się świeci. Jasne, można, a nawet należy użyć pudru, żeby go choć lekko zmatowić i utrwalić. Ale taki błysk już za chwilę spod pudru wyjdzie. Jeśli do tego ma się cerę mieszaną w kierunku tłustej jak ja, podkład na twarzy wygląda ładnie max. trzy godziny. W czasie letnich upałów nawet nie ma sensu po niego sięgać. Wspomnieć jeszcze muszę, że podkład ma słabe krycie i w gorsze dni nie nadaje się zupełnie. Koniec końców okazuje się, że nie ma kiedy go użyć. Bo a to jestem za blada do niego, albo akurat coś mi wyskoczyło, co chciałabym ukryć, albo jest za ciepło. Albo po prostu potrzebuję makijażu na cały, a nie tylko na część dnia.



Tak sobie więc podkład stał, rzadko kiedy używany, aż w końcu oddałam go mamie. Ma ona cerę dojrzałą i suchą, aktualnie opaloną. I u niej podkład sprawdza się o wiele lepiej. W prawdzie bez pudru ani rusz, ale nie znika z jej twarzy tak szybko jak u mnie. Dobrze też wyrównuje koloryt i ładnie podkreśla opaleniznę. 

Podsumowując, podkład powinien spodobać się osobom z suchą cerą, które nie lubią i nie potrzebują efektu matu. Wtedy rzeczywiście nada ładnego blasku i wytrzyma na twarzy dłużej. Posiadaczki cery mieszanej i tłustej nie będą raczej z niego zadowolone. Na mat nie dajcie się nabrać, bo tego nie ma tu za grosz. No i odcienie koniecznie wypróbujcie na twarzy, bo to co widać na dłoni nie do końca odpowiada prawdzie. Kosztuje ok. 40 zł.

Na koniec mała prezentacja na mojej twarzy. Zdjęcia wyszły jak wyszły - czyli nie wyszły. Ale widać na nich dwie ważne cechy: błysk (nie nakładałam pudru) oraz słabe krycie.





12 sierpnia 2017

394. Botanicals Sfresh Care - Coriander Strenght Cure

Mniej więcej w tym samym czasie trafiły do mnie dwa zestawy produktów do włosów do testowania od portalu ofeminin.pl  Na pierwszy ogień poszła mlecza kuracja Nivea, o której pisałam tutaj, teraz powoli kończę kurację wzmacniającą Botanicals Fresh Care do włosów osłabionych i delikatnych od L'oreal. W jej skład wchodzi szampon pielęgnacyjny, balsam pielęgnacyjny, maska rewitalizująca i eliksir wzmacniający. Do mnie trafił szampon i eliksir, i to o nich chciałabym opowiedzieć.



KURACJA WZMACNIAJĄCA - OLEJ Z KOLENDRY

Wzmacniaj swoje włosy od nasady aż po same końce. Zapobiegaj rozdwajaniu się końcówek i łamliwości włosów.

Botanicals Fresh Care ma dla Ciebie rewelacyjne remedium, zainspirowane tradycyjną medycyną
i poddane ekologicznym procesom chemicznym. Połączony z naszym podstawowym kompleksem, olej z kolendry naprawdę czyni cuda.
Ta linia produktów zawiera wiele składników odżywczych i wzmacnia zniszczone włosy. Szampon
z ultralekką pianą delikatnie je pielęgnuje. Dodaj do tego maskę, a ilość łamliwych włosów znacząco się zmniejszy. W dodatku badania L’Oréal wykazują rewelacyjne działanie eliksiru wzmacniającego.

To naturalny preparat zwiększający naturalną moc Twoich włosów. I jeszcze ten świeży, lekki zapach!
Dzięki gamie z kolendrą delikatne włosy nie będą już łamliwe, a suszenie ich suszarką przestanie być codziennym utrapieniem. Czas wreszcie powiedzieć „nie”!
 



W szamponie znajdziemy kompozycję esencji z nasion kolendry, soi i olejku kokosowego, jest on też wolny od silikonów, parabenów i barwników. Przeznaczony jest do włosów delikatnych i osłabionych. Moje osłabione nie są, ale delikatne z całą pewnością. Szampon oczyszcza je delikatnie, ale skutecznie. Nie podrażnia zupełnie skóry głowy. Włosy są po nim delikatne, sypkie, po prostu czuć, że maksymalnie czyste. Nie tracą jednak nic ze swojego blasku i miękkości, jak w przypadku niektórych stricte oczyszczających szamponów. 

Szampon ma bardzo ciekawy zapach, a to przez obecność w składzie kolendry. Na początku trochę mi przeszkadzał, ale w końcu się do niego przyzwyczaiłam i teraz nawet mi się podoba. Jest mocny i długo utrzymuje się na włosach, tym bardziej, jeśli wprowadzimy do pielęgnacji jeszcze eliksir o tym samym zapachu. 

Szampon oceniam na 4+. Daje uczucie świeżości, a przy tym jest łagodny i wydajny. Na plus również opakowanie z pompką, która jest bardzo wygodna w użyciu. 

SKŁAD
AQUA, SODIUM LAURETH SULFATE, COCO BETAINE, LAURETH-5 CARBOXYLIC ACID, COCAMIDE MEA, ISOPROPYL MYRISTATE, COCOS NUCIFERA OIL/COCONUT OIL, SODIUM CHLORIDE, SODIUM BENZOATE, SODIUM ACETATE, SODIUM HYDROXIDE, PEG-60 HYDROGENATED CASTOR OIL, POLYQUATERNIUM-10, SALICYLIC ACID, LIMONENE, LINALOOL, BENZYLSALICYLATE, BENZYL ALCOHOL, ISOPROPYL ALCOHOL, GERANIOL, CORIANDRUM SATIVUM SEED OIL/CORIANDER SEED OIL, CETEARETH-60 MYRISTYL GLYCOL, CITRIC ACID, HEXYLENE GLYCOL, GLYCINE SOJA OIL/SOYBEAN OIL, PARFUM.  

Eliksir wzmacniający stosuje się bez spłukiwania, na całej długości włosów.  Według producenta powinno to być tylko kilka kropel, ja sobie jednak nie żałuję i zawsze nakładam cztery dawki odmierzane pipetą. Eliksir na szczęście nie obciąża włosów i nie skleja ich nawet na końcówkach. Pachnie bardzo mocno i jeśli komuś wybitnie nie spodoba się ten zapach, to używanie eliksiru może zamienić się w koszmar. Kolendrę czuć aż do następnego mycia. 

Eliksir ma mleczny kolor i wodnistą konsystencję. Dlatego nie można od razu nałożyć go więcej, bo po prostu spłynie z dłoni zanim doniesiemy go na włosy. Kosmetyk ma za zadanie ochronić nasze włosy, zwłaszcza na końcach, przed codziennymi uszkodzeniami. Czy to faktycznie robi, trudno ocenić, ponieważ moje końce już przed rozpoczęciem terapii były zniszczone i gotowe na podcięcie. Nie zauważyłam jednak, żeby po eliksirze były one bardziej zdyscyplinowane. Zwłaszcza na końcach puszą się i odstają we wszystkie strony, nie są też w ogóle bardziej miękkie czy błyszczące. Eliksir nie robi z nimi zupełnie nic, co można by zaobserwować gołym okiem. Być może faktycznie zabezpiecza końcówki, ale akurat w tym momencie nie mogę tego zaobserwować. Prawdopodobnie odstawię go na bok i zacznę używać dopiero po podcięciu włosów, do czego zbieram się już kilka miesięcy. Ale ja do fryzjera nie lubię chodzić równie mocno jak do lekarza, wiec nie wiadomo ile mi jeszcze to "wybieranie się" zajmie. 

Podsumowując, na dzień dzisiejszy eliksir dla mnie nie robi nic. Plus za to, że nie skleja włosów, nawet jeśli użyję go naprawdę dużo. Fajnie też byłoby, gdyby był bezzapachowy. Bardzo wydajny.


SKŁAD
AQUA, QUATERNIUM-87, COCOS NUCIFERA OIL/COCONUT OIL, SODIUM BENZOATE, STEARYL ALCOHOL, PPG-1 TRIDECETH-6, EUGENOL, BEHENTRIMONIUM CHLORIDE, POLYQUATERNIUM-37, POLYSORBATE 20, POLYQUATERNIUM-11, LIMONENE, LINALOOL, CANDELILLA CERA/CANDELILLA WAX, PENTAERYTHRITYL TETRA-DI-T-BUTYL HYDROXYHYDROCINNAMATE, BENZYL SALICYLATE, BENZYL ALCOHOL, PROPYLENE GLYCOL, ISOPROPYL ALCOHOL, CAPRYLYL GLYCOL, ALPHA-ISOMETHYL IONONE, PARAFFINUN LIQUIDUM/MINERAL OIL, GERANIOL, ACRYLATES COPOLYMER, SORBITAN OLEATE, COLIABDRUM SATIVUM SEED OIL/CORIANDER SEED OIL, CITRIC ACID, CITRAL, CITRONELLOL, GLYCINE SOJA OIL/SOYBEAN OIL, PARFUM.



Dwa spośród czterech kosmetyków nowej serii L'Oreal szału nie zrobiły. Szampon jest poprawny, nic złego nie robi, i tyle mi wystarczy. Odkryciem roku jednak nie jest. Eliksir wzmacniający to dla mnie kosmetyk zbędny i zupełnie obojętny moim włosom. A przez intensywny i specyficzny sposób ani mama ani siostra nie dały się namówić na testowanie, nie wiem więc czy na innych włosach byłby bardziej skuteczny.

A Wy używałyście już tych kosmetyków? Jak u Was się sprawdziły?