30 kwietnia 2015

097. Nowości - kwiecień

Kwiecień to miesiąc, w którym już myślałam, że do zakupów udało mi się podejść racjonalnie. Kilka razy wchodziłam do różnych sklepów i nic nie kupowałam. Powtarzanie sobie "czy na pewno tego potrzebujesz?" pomagało aż do dzisiaj. Zła promocja w Rossmannie, oj zła. Cóż więc takiego udało mi się dorwać na osławionej promocji (i nie tylko)?


Szampon Garnier Fructis przeciwłupieżowy, ma też ponoć hamować wypadanie włosów. Aha, powiedzmy, że wierzę w taką moc szamponu, który z moją skórą głowy ma styczność przez chwilę. Odżywkę odbudowująca Yves Rocher już kiedyś miałam, dla mnie to pewniak, który na dodatek ślicznie pachnie. No i była w promocji, a jako gratis do niej otrzymałam kosmetyczkę (nie ma jej na zdjęciu, bo moja mama już zdążyła się nią zaopiekować).


Krem do rąk BeBeauty ładnie pachnie, jest tani i duży, ale raczej słaby. Moja lewa dłoń jest z niego zadowolona, prawa już nie :) Każda żyje własnym życiem i ma inne wymagania. Zmywacz do paznokci zmywa przyzwoicie. Bell podkład, chociaż dla mnie bardziej to krem BB. Nada się na lato.


Sylveco peeling z korundem - już zdążyłam pokochać. Kiedy go otwarłam myślałam, że ktoś się pomylił i do kartonika zapakował mi krem, tak drobne są peelingujące ziarenka. Pachnie dziwnie, ale działa naprawdę świetnie. Soraya płyn micelarny kupiłam w promocji w Rossmannie podczas akcji na podkłady. Czeka w kolejce.


Tak to jest jak ma się trzygodzinne okienko i Galerię Katowicką pod nosem. Trzy lakiery do paznokci Golden Rose, sztuka po 2,50. Jak tu było nie brać? Kolorki jasne, idealne do noszenia na co dzień (oprócz czerwieni). Ten środkowy nie jest tak bardzo żółty jak na zdjęciu. Na żywo tylko lekko różni się od tego po lewej.


Żel pod prysznic Adidas o świeżym, energetyzującym zapachu. White Flowers solno-błotny peeling do ciała - kupiony dzisiaj  Rossmannie. Pachnie ciekawie. Nie mile zaskoczyłam się, kiedy po odkręceniu wieczka okazało się, ze folia zabezpieczająca jest odklejona :( Nie pomyślałam, żeby sprawdzić to w sklepie. Mam nadzieję, że jednak paluchów nikt tam nie pchał.


Kupione po 7 albo 8 zł, w Auchanie. Rexona to moja ulubiona marka antyperspirantów. Ten w sztyfcie pachnie ładniej :)


Część pierwsza promocji. Kupiłam sobie na zapas podkład Maybelline. W domu nie sprawdziłam jednak odcienia i w sklepie znowu było błądzenie. A wiecie jak się wybiera coś w tłumie ludzi :/ Rozświetlacz Lovely też nie sprawdzony odcień. Chodziłam sobie od szafy do szafy i szukałam rozświetlacza, jakiegokolwiek. I żadnego już nie było! Tych zostały ostatnie trzy sztuki, więc chwyciłam pierwszy z brzegu nie patrząc nawet czy dzieli się na odcienie. No i wzięłam silver. Na twarzy wygląda ładnie, nie odcina się bardzo.



Część druga promocji. Żadna z tych rzeczy nie była mi potrzebna. Kupiłam, bo żal mi było z promocji nie skorzystać :) Manhattan cielista kredka - 7,84. Wibo wysuwana czarna kredka do oczu - 3,08 - posłuży mi do robienia kresek na powiekach. Może wreszcie się nauczę :) Bo eyelinery to dla mnie za dużo. Manhattan kredka do brwi - 8,33. A na co mi to, to ja pojęcia nie mam :) Pewnie i tak będę używała do oczu. Miss Sporty eyeliner jest właściwie dla mojej siostry, ale może sama też coś spróbuję nim zmalować. Ma dosyć sztywny pędzelek, a więc lepszy niż eyeliner Wibo, który fruwał mi we wszystkie strony. 


To by było na tyle. Znacie coś? Macie coś? Jak Wam poszło na promocji Rossmanna, skusiłyście się czy byłyście silne?

28 kwietnia 2015

096. Lorin, Lawendowa sól do kąpieli

Zapewne większość z Was uwielbia długie kąpiele w wannie pełnej pachnącej piany. Albo olejku, lub soli, oczywiście. Ważne, żeby woda była gorąca i pachnąca, a Wasze mięśnie mogły się rozluźnić po ciężkim dniu. Zimą ja również korzystałam w uroków długich kąpieli, zawsze w otoczeniu piany i zapachowych świec, a także z książką w ręku (taką mam niebezpieczną dla książek manię, że lubię czytać w wannie).
Dziś mam dla Was recenzję pewnego produktu do kąpieli, którego nigdy nie użyłam w wannie, zdążyłam jednak poznać go w inny sposób. Zapraszam na recenzję.


Lorin, Lawendowa sól do kąpieli

Co mówi producent?

Co widać gołym okiem?

Sól znajduje się w plastikowym pojemniku o dużym otworze, przez który dobrze wydobywa się średniej wielkości kryształki. Po bokach jest lekko spłaszczona i wyposażona w wypustki, przez co butelka nie wyślizgnie nam się nawet z mokrych rąk. Ciekawe rozwiązanie, prawa? A jakie praktyczne.


Pojemność
600 g

Cena
ok. 4 zł,

Dostępność
swoją sól kupiłam w Auchan, nie natknęłam się na nią nigdzie indziej


Skład

SODIUM CHLORIDE, SODIUM LAURYL SULFATE, PARFUM, PROPYLENE GLYCOL, LAVANDULA ANGUSTIFOLIA EXTRACT, LINALOOL, CI 17200


Moja opinia

Jak już pisałam we wstępie, soli nie użyłam ani razu w wannie. Kupiłam ją w czasie, kiedy najsroższa zima minęła, i nie miałam już wtedy ochoty na gorącą kąpiel. Bo kąpiele lubię tylko w najzimniejsze dni. Sól przydała mi się do moczenia stóp. Po całym dniu poza domem, staniu na przystankach moje stopy były wieczorem zziębnięte i zmęczone. Dlatego jeszcze przed prysznicem fundowałam im dziesięciominutową kąpiel w ciepłej wodzie z dodatkiem tej soli. Jak sprawdziła się w tej roli?
Dokładnie i szybko się rozpuszcza, w misce nie zostawał ani jeden nierozpuszczony kryształek soli. Barwiła wodę na jasnofioletowy kolor i odrobinę ją natłuszczała. Stopy po takiej kąpieli były nie tylko odprężone, ale też jakby bardziej nawilżone. Zapach ma naprawdę cudowny, ale ja lawendę kocham pod każdą postacią, więc mogę być nieobiektywna. Bardzo mnie ten aromat odpręża, a podczas używania soli czuć go było w całej łazience. 
Sól bardzo mi się spodobała, i po jej zużyciu chętnie wypróbuję inne warianty zapachowe. Cena jest śmieszni niska, a jeśli używam soli tylko do kąpieli stóp, wydajność jest porażająca.





24 kwietnia 2015

095. Mam ochotę na rewolucję :)

Do tej pory nie sięgałam po żadne poradniki. Zawsze wychodziłam z założenia, że "nie będzie mi obcy człowiek mówił, jak mam żyć". Lekcje madame Chic to pierwsza przeczytana przeze mnie książka, którą można by podciągnąć pod kategorię poradników (no dobra, był jeszcze Książę Machiavellliego, ale ponieważ nie będę raczej świata podbijać, nie odnosiłam jego rad do własnej osoby).



Lekcje madame Chic to relacja z tego, czego autorka nauczyła się podczas swojego pobytu w Paryżu. Jej sposób na ubieranie się, odżywianie, makijaż, przyjmowanie gości oraz życie z pasją. To recepta na życie wypełnione harmonią, kulturą, pewnością siebie i po prostu szykiem. Nie znajdziecie tam rad, jeśli masz taką a taką figurę, noś takie a takie ubrania. Miej milion butów odpowiednich na każdą możliwą okazję. Zaczynaj dzień od ćwiczeń i koniecznie zapisz się na fitness. O nie, to zdecydowanie nie ten typ poradnika. W każdym rozdziale autorka podkreśla to, że mamy się dobrze czuć: w naszych ubraniach, w naszych ciałach, w naszych domach. Mamy zadowalać się tylko najlepszymi rzeczami dostępnymi z naszymi funduszami (życie ponad stan na pewno nas nie uszczęśliwi), niczego nie oszczędzać na potem, zdać sobie z własnej atrakcyjności i umiejętnie ją podkreślać, rozwijać się duchowo.

Książkę przeczytałam w jedno popołudnie. I wiecie co? To jest dokładnie takie życie, o jakim od dawna marzyłam. Chaos mnie męczy i przeraża. Lubię mieć wszystko na swoim miejscu, zaplanować sobie następny dzień, otaczać się ciszą. Najchętniej nie stykałabym się z radiem, telewizją, niedbałymi posiłkami i życiem w ciągłym biegu. Moje mieszkanie wypełniłabym antykami, muzyką klasyczną i książkami. Myślę, że po prostu urodziłam się kilka wieków za późno.

Wracając jednak do tytułowej rewolucji. Jennifer L. Scott poświęca sporą część książki na garderobę w kapsułce - garderobę składającą się z 10 rzeczy. Niemożliwe? Według niej możliwe jak najbardziej. Dla mnie jednak to byłby chyba jednak za duży krok. Mam jednak zamiar zastosować się do innych jej rad i nosić tylko to co:
- lubię
- w czym wyglądam dobrze
- co jest dobrej jakości (precz porozciągane t-shirty)

Uświadomiłam sobie, że zasługuję na to, żeby nosić ładne rzeczy. Nie oszczędzać je na wyjątkowe okazje, które być może nigdy nie nadejdą, nie obniżać sobie poprzeczki podczas ubierania się tylko dlatego, że cały dzień mam zamiar spędzić w domu. Której z nas nie zdarzyła się sytuacja, kiedy chodzimy sobie po domu z nieumytymi włosami, bez makijażu, w starych, być może brudnych ubraniach, a tu dzwonek do drzwi? Mnie zdarzyła się nie raz. Zamiast krępować się wtedy, albo szybko się przebierać, nie lepiej było rano przeznaczyć na ubieranie się kilka minut więcej i trochę lepiej się ogarnąć?

Tak więc na początek szykuję rewolucję szafy. Moja siostra już się cieszy, bo zawsze przy takich okazjach zgarnia kilka ciuszków. Ja mam nadzieję, że dzięki temu rano nie będę miała już dylematów co na siebie włożyć. Bo im mniej ubrań będę miała, tym mniej możliwości. I tym szybciej w końcu się na coś zdecyduję.

Lekcje madame Chic przeczytałam dzięki Linie, u której wygrałam tę książkę w rozdaniu. To naprawdę wspaniała nagroda. Czuję się zainspirowana :) Dziękuję Ci za to serdecznie.

Dla zainteresowanych mam jeszcze link do bloga Jennifer --> The Daily Connoisseur

23 kwietnia 2015

094. Rozdanie - powtórne losowanie

Trzy dni minęły, i żadnej wiadomości nie otrzymałam. Oznacza to, że przystępuję do kolejnego losowania. Mam nadzieję, że tym razem już wszystko pójdzie dobrze :)

Zwycięża numer...


A należy on do...





Serdecznie gratuluję, i już wysyłam wiadomość :)



19 kwietnia 2015

093. Wyniki rozdania na Krańcu Tęczy

Wczoraj minął termin zgłaszania się do rozdania, a ja już dzisiaj mam wyniki. Trochę czasu zajęło mi znalezienie w miarę sprawnego systemu sprawdzania zgłoszeń, ale w końcu to moje pierwsze rozdanie. Zgłosiło się aż 87 osób - jestem naprawdę zaskoczona. I niezmiernie mi miło, że aż tylu było chętnych do udziału w zabawie.
Komu poszczęściło się i do kogo trafią nagrody?



Numer 151 należy do:



Serdecznie gratuluję :) Już wysyłam do Ciebie maila z wiadomością :)




Dziękuję bardzo wszystkim uczestnikom. To na pewno nie ostatnia możliwość wygrania czegoś na Krańcu Tęczy. Już mi po głowie chodzi kolejny pomysł, tym razem na konkurs z nagrodami. 

17 kwietnia 2015

092. Dove, Szampon Intensive Repair

Moje włosy zawsze szybko się przetłuszczały. Muszę myć je codziennie, żeby uniknąć brzydkiego przyklapu. Dlatego też od wszystkich szamponów wymagam przede wszystkim mocnego efektu odświeżenia. Kosmetyk, o którym dzisiaj mowa, nie wyróżnił się na tym polu. Zdziałam jednak coś innego, czym zasłużył sobie na miano mojego ulubieńca. Ciekawe? Zapraszam na recenzję.



Dove, szampon Intensive Repair


Co mówi producent?

Co widać gołym okiem?



Białe opakowanie typowe dla marki Dove. Zamykanie nie sprawia problemu. Pod koniec butelkę można otworzyć, zdejmując górną część z zamykaniem, i zużyć szampon do samego końca.


Pojemność
250 ml

Cena
ok. 11 zl.

Dostępność
drogerie, hipermarkety



Skład

AQUA, SODIUM LAURETH SULFATE, GLYCOL DISTEARATE, SODIUM CHLORIDE, GLUCONOLACTONE, TREHALOSE, ADIPIC ACID, SODIUM SULFATE, GLYCERIN, DIMETHICONOL, DIMETHICONE, GUAR HYDROXYPROPYLTRIMONIUM CHLORIDE, AMODIMETHICONE, CETRIMONIUM CHLORIDE, PARFUM, COCAMIDOPROPYL BETAINE, COCAMIDE MEA, TEA-DODECYLBENZENSULFONATE, SODIUM LAURYL SULFATE, STYRENE/ACRYLATES COPOLYMER, MICA, POLOXAMER 407, XANTHAN GUM, LAURETH-4, LAURETH-23, TRIDECETH-12, PEG-45M, PEG-9M, SILICA, DISODIUM EDTA, ACRYLATES/BEHENETH-25 METHACRYLATE COPOLYMER, PPG-12, CITRIC ACID, SODIUM HYDROXIDE, DMDM HYDANTOIN, SODIUM BENZOATE, METHYLCHLOROTHIAZOLINONE, METHYLISOTHIAZOLINONE, AMYL CINNAMAL, BENZYL ALCOHOL, BENZYL SALICYLATE, BUTYLPHENYL METHYLPROPIONAL, CITRONELLOL, HEXYL CINNAMAL, HYDROXYCITRONELLAL, LIMONENE, LINALOOL, CI 77891



Moja opinia

Najpierw o podstawowych właściwościach szamponów, mianowicie: jak radzi sobie z oczyszczaniem włosów? Przyzwoicie. Nie zapewnia im (przynajmniej moim włosom) długotrwałej świeżości, raczej taką standardową (u mnie jest to średnio 1,5 dnia). Oleje zmywa, ale powtórzyłam ten proces dwukrotnie, tak dla pewności. Zapach ma cudowny. Osobiście kojarzy mi się on z salonem fryzjerskim. Jest delikatny, a mimo to na włosach utrzymuje się naprawdę mocno i przebija nałożone po nim odżywki. Bardzo przypadł mi do gustu.
Co jednak sprawiło, że szampon tak polubiłam? A to, że po użyciu go odżywka absolutnie nie była mi już potrzebna. Włosy nie były splatane ani trochę, pięknie błyszczały, były miękkie (choć nie tak jak po dobrej masce czy mocnej odżywce, raczej jak po średniej odżywce) i odbite u nasady. Po prostu ładniej wyglądały. Przez cały okres (ok. 1,5 miesiąca) używania go, nie stosowałam odżywki. Nie było potrzeby, a po jej użyciu nie widziałam żadnej różnicy. 
Dla bardzo suchych włosów solo może okazać się oczywiście niewystarczający, ale dla moich, które dzięki regularnemu stosowaniu odżywek (dopiero kilka miesięcy temu weszło mi to w nawyk), pozbyły się suchości. Widać nie były bardzo zniszczone, skoro tak uboga pielęgnacja mimo wszystko im pomogła.
Z tej samej linii miałam również odżywkę, która spisywała się równie rewelacyjnie. Polecam wypróbować, bo efekty naprawdę mogą Was zaskoczyć.


Przypominam o rozdaniu. Jutro ostatni dzień, w którym możecie się zgłaszać!




12 kwietnia 2015

091. Mięsne kulki po chińsku z aplikacją przepisy.pl

Wolny weekend, piękna pogoda, a ja co? Chora. Katar i kaszel żyć mi nie dają. Do tego wszystkiego dzisiaj rano obudziłam się z dziwnie zdrętwiałą szczęką. Co się okazało? Rośnie mi ząb mądrości. A już myślałam, że mnie to ominie. Niedawno moja kuzynka miała swój ząb mądrości usuwany chirurgicznie, i porządnie mnie nastraszyła swoją opowieścią. Póki co u mnie wyżyna się w porządku, ale i tak już zamartwiam się, a co jeśli u mnie też coś pójdzie nie tak? To straszne, żeby w tym wieku zęby rosły, i to jeszcze zupełnie niepotrzebne.

Ok, dość o mnie. Tematem dzisiejszego posta nie są przecież moje zęby, ale pewna strona, którą odkryłam jakiś czas temu, szukając pomysłu na obiad. Mowa o przepisy.pl Stronę można przeglądać za pomocą aplikacji o tej samej nazwie na swoich smartfonach.

Przepisy podzielone są według rodzajów kuchni (ja najczęściej odwiedzam zakładkę kuchni chińskiej), składników (możemy sobie wybrać np. ryby, drob), czasu przygotowania, rodzaju (a więc dania główne, sałatki, zupy), poziomu trudności. Jest również zakładka "specjalne okazje", a w niej możemy znaleźć przepisy niskokaloryczne, dla dzieci, grill, kuchnia wielkopolska, tłusty czwartek i inne.

Każdy przepis ma listę składników oraz instrukcje krok po kroku opatrzone zdjęciami. Mamy też napisane ile czasu zajmie nam jego przygotowanie oraz dla ilu osób wystarczy danie z podanej ilości składników. Jeśli nie mamy czasu przeglądać wielu przepisów, możemy skorzystać z opcji "na  tydzień", w której mamy 7 przepisów na cały tydzień. Możemy również coś sobie wylosować - wystarczy potrząsnąć smartfonem i pokazuje nam się losowy przepis.

Aplikacja dodatkowo posiada coś takiego jak Asystent. Mamy tam minutnik, przelicznik (możemy w nim przeliczyć ile waży np. szklanka cukru czy łyżka wody), książkę kucharską, do której możemy dodawać przepisy, które nas zainteresowały, oraz skaner produktów.

Jak działa skaner? Otóż cała strona oraz aplikacja należą do Knorra. Stąd też we wszystkich przepisać jako składniki znajdują się ich produkty (większość jednak zastąpić można innymi przyprawami). Jest to z pewnością wygodne rozwiązanie dla tych, którzy nie do końca radzą sobie z doborem przypraw. Knorr oferuje całe mnóstwo gotowych mieszanek. Jeśli więc mamy jakąś w domu, wystarczy, że uruchomimy skaner i potrzymamy przez chwilę nasz smartfon nad opakowaniem, a aplikacja pokaże nam cóż to za produkt i jakie przepisy można wykonać z jego użyciem.

Skaner jednak nie do końca działa. Kiedy skanowałam Fix do potraw chińskich (saszetka), trzy razy pod rząd aplikacja pokazała mi jakieś sosy w słoiku, dopiero za czwartym razem było to rzeczywiście to, co trzymałam w dłoniach. Teraz też uruchomiłam sobie skaner i użyłam go nad klawiaturą laptopa. Na ekranie smartfona pokazał mi się kolejny słoik. Czyżby mój laptop miał ukrytą osobowość?

A teraz pokażę Wam, co takiego upichciłam razem z aplikacją przepisy,pl  Danie przyrządzałam już dwa razy, robi się go naprawdę szybko i łatwo.

Kulki mięsne po chińsku
przepis --> tutaj 




Nie wygląda do końca jak oryginał, zapewniam, że było bardzo smaczne.


10 kwietnia 2015

090. WoodWick, Bakery Cupcake

O Yankee Candle i Kringle Candle słyszała pewnie większość z Was. Sama paliłam do tej pory tylko YC. Wosków nigdy nie kupowałam przez internet, zawsze szłam sobie do sklepu z kosmetykami naturalnymi, który ma w swojej ofercie również pachnące tartaletki, i na miejscu wąchałam wszystkie dostępne. Żeby się później nie rozczarować.
Markę WoodWick odkryłam, kiedy rozpoczęłam moją aktualną pracę. Tak, właśnie między innymi takie cuda sprzedaję. Tak więc kiedy tylko przyszła dostawa, wywąchałam sobie wszystkie woski i od razu odłożyłam te, które spodobały mi się najbardziej. Dziś o pierwszym z nich.


Pierwszym wypróbowanym przeze mnie zapachem jest Bakery Cupcake. Najpierw dokładnie wywąchałam sobie świecę o tym zapachu (choć nazwana jest Wanilia) i totalnie przepadłam.




Wosk WoodWick zapakowany jest w plastikową formę, i swoim kształtem przypomina mi baton. Podzielony jest na cztery kosteczki, na które bardzo łatwo całość połamać. Trudniej jest, kiedy chcemy przełamać jedną kostkę na pół. Gołymi rękoma na pewno tego nie zrobimy. Ja do kruszenia wosków, również i tego, używam starego pilniczka do paznokci, może jednak pomóc sobie nożyczkami.


Delikatnie słodki kawałek miękkiego, żółciutkiego ciasta ze śmietankową polewą.

Zapach jest tak jedzeniowy i prawdziwy, że automatycznie zaczyna cieknąć na niego ślinka. Dla mnie Bakery Cupcake to mokre, żółte ciasto. Mocno czuć wanilię, ale to zdecydowanie nie jest sama wanilia. Ja wyczuwam w nim jeszcze proszek do pieczenia i aromat do ciasta. 
Zapach jest tak udany, jednoznacznie kojarzy się z ciasteczkiem. Nie czuć w nim żadnej chemii. 



Zapach należy do tych ciepłych i niezwykle słodkich, dlatego palenie go w nadmiarze może po prostu zaszkodzić. Jak jest z jego trwałością? Po tym względem przebija Yankee Candle. Pół kostki paliłam 20-30 minut, co pozwalało cieszyć mi się zapachem przez następne 2 godziny. Nie był on wtedy bardzo mocny, stanowił słodkie tło, jakbym siedziała w swoim pokoju, a w kuchni właśnie piekło się ciasto. 
Olejki zawarte w połowie kostki wystarczyły na ok. 5 dni palenia (w ciągu jednego dnia paliłam go raz lub dwa razy). Jak więc łatwo sobie obliczyć, jedno opakowanie wosku wystarczy na naprawdę długo. Zaznaczę jeszcze, że mój pokój do najmniejszych nie należy, a otwarte drzwi pozwoliły się zapachowi rozejść po całym mieszkaniu. A wystarczyło tylko 20 minut palenia. 


Cena wosków wynosi ok.9 zł. Dostępne są na wielu stronach internetowych lub, jeśli ktoś miałby po drodze, w  FH w Sosnowcu oraz dwóch galeriach (Factory i Kazimierz) w Krakowie (przynajmniej o tych lokalizacjach ja wiem).


Jeśli macie ochotę wypróbować wosk WoodWick, przypominam, że jeden z nich jest do wygrania w moim rozdaniu.





9 kwietnia 2015

089. Nowości luty/marzec

W lutym nowości było dosłownie kilka, nie pisałam więc osobnego posta. Postanowiłam połączyć zakupy z lutego i marca, i dopiero tę zbieraninę zaprezentować. W marcu była pierwsza wypłata, więc same rozumiecie :) Wprawdzie nie poszalałam, uzupełniłam tylko braki, ale udało mi się skreślić kilka pozycji z listy do kupienia.

Zapachowe zamówienie z Avonu. Mgiełka kwiat wiśni - do torebki wolę wkładać mgiełki niż perfumy, przynajmniej się nie strzaskają. Woda toaletowa Sparkly Citrus kosztowała kilkanaście złotych, a pachnie tak pięknie, że na pewno jeszcze kiedyś ją kupię, Lakier to coś pomiędzy różem a czerwienią, bardzo ładnie wygląda na paznokciach.


Pianka głęboko oczyszczająca z Pharmaceris czeka na swój debiut, skorzystałam z promocji na tę markę w SuperPharm. Płyn micelarny Lirene zastąpił ten z Biedronki. Czy jest lepszy? Tuszu nie domywa, ale lepiej radzi sobie z oczyszczeniem i nawilżeniem skóry. Nagietkowy szampon z Yves Rocher kupiony ze względu na zapach. Bananowa odżywka The Body Shop - kupiona w promocji 2 w cenie 1. Szamponów już w sklepie nie było, wzięłam więc dwie odżywki. Spisuje się bardzo dobrze, czekam na kolejną taką promocję, żeby zrobić sobie zapasy.


Ava, serum z witaminą C dojrzałam w Hebe przy kasie. Kosztowało ok. 12 zł,, a że o witaminie C wiem, że posiada właściwości rozjaśniające, postanowiłam dać mu szansę. Czekam, aż wykończę serum z kwasami z Bielendy, i wtedy wypróbuję moc witaminy C. Żel z marakują i magnolią też znaleziony przy kasie - pachnie cudownie. Na początku marca wykończyłam moją pierwszą, czekoladową maskę Kallosa, postanowiłam więc spróbować czegoś innego. Tym razem wersja Latte.


Wzięłam udział w promocji L'Occitane i otrzymałam dwie próbki kremów do rąk, po 10ml każda. Kwiat wiśni i róża.


Matowa szminka Golden Rose, kolor 10. Zakochałam się :) Lakierów Rimmel by Rita Ora używam na okrągło, może to autosugestia, ale schną szybciej niż inne moje lakiery. Podkład Maybelline Affinitone - ma zarówno wady i zalety, ja jednak polubiłam go za bardzo dobre krycie. Sampler Margarita Time używam jak wosku i palę w kominku. Zapach nie do końca wow, ale nie jest też najgorszy. Maseczka odświeżająca Bania Agafii - miałam już cztery rosyjskie maseczki, czas wypróbować kolejną.


Osiem świec bezzapachowych - żebym mogła wyżyć się z klejem i serwetkami na nich. W słoiczkach dwie zapachowe - pomarańcza i bez. 


 Czerwony kwiatek wygląda jak żywy. Wylądował w butelce z Pepco. Wazon po prawej na razie pomieścił moje bransoletki. Idealny na bukiet tulipanów.


Lampka nocna za całe 11zł. W Ikei wyglądała średnio, ale na szafce prezentuje się super. Klasyczna biel pasuje do każdego wystroju. 


A to moja wygrana w rozdaniu na blogu Dziwna jesteś Barbaro. Nie dość, że zawartość cudowna, to jeszcze Basia bardzo postarała się z zapakowaniem. Naprawdę zadbała, żeby paczuszce nic się po drodze nie stało. Szkoda tylko, że pani listonoszka nie wykazała się taką samą zaradnością, i zamiast odnieść paczkę na pocztę, kiedy nie zastała mnie w domu, zostawiła ją w sklepie obok u zupełnie obcej osoby. Powiedzieć, że się wściekłam, kiedy zadzwoniła do mnie siostra, że pod drzwiami znalazła osobliwe awizo, to zdecydowanie niedopowiedzenie.






7 kwietnia 2015

088. Denko - marzec


W ubiegłym miesiącu udało mi się wykończyć kilka kosmetyków naprawdę długoterminowych (przynajmniej u mnie). Zapraszam na posumowanie zużyć marca.


1. Kallos, maska czekoladowa - była ze mną jakieś pół roku, mimo że pod koniec używałam jej już jako odżywki. Dzialanie miała przyzwoite, ale nie zachwyciła mnie. Recenzja. Jest tyle masek Kallosa, że nie prędko do niej wrócę. Nie kupię ponownie.

2. Dove, szampon intensive repair - jeden z lepszych szamponów jakich używałam. Recenzja wkrótce. Kupię ponownie.

3. Balnekosmetyki Malinowy Zdrój, biosiarczkowy szampon (miniaturka) - przyjemny szampon, wystarczył mi na kilka myć. Świetnie oczyszczał włosy, niestety bardzo je plątał. Jeśli spotkam gdzieś kupię ponownie.


4. Bania Agafii, oczyszczająca maseczka do twarzy dziegciowa - bardzo fajna maseczka, dobrze oczyszczała. Twarz była po niej miękka i gładka. Pachniała jak świąteczny makowiec, trochę ciężko się ja zmywało. Kupię ponownie.

5. Neutrogena, ochronny sztyft do ust - miałam go i miałam. Zapach niezbyt przyjemny, ale działanie rewelacyjne. Nie pozostawiał lepkiej warstwy, można było go stosować pod szminki kolorowe. Kupię ponownie.


6. Bania Agafii, solny peeling odchudzający - mój ulubieniec. Recenzja. Kupię ponownie.

7. No36, krem do stóp - raczej słaby krem. Długo się wchłaniał a prawie w ogóle nie nawilżał. Nawet stosowany na noc pod skarpetki. Nie kupię ponownie.

8. Affinity Bay, lawendowy krem do rąk - działanie raczej średnie, zapach prześliczny, Dobrze się wchłaniał i przynosił ulgę suchym dłoniom, niestety nie na długo. Recenzja. Wygrzebałam na półce w TKMaxx, a ponieważ znaleźć tam dwa takie same kosmetyki jest trudno, nie kupię ponownie.


9. Yankee Candle, wosk Pink Hibiscus - mój pierwszy wosk. Zapach bardzo mi się podobał, więc oszczędzałam go przez całą zimę, Kupię ponownie.


Dużo tego nie ma, ale kilka następnych produktów już dobija dna. Znacie któryś z zdenkowanych przeze mnie kosmetyków?


Przypominam o rozdaniu:




6 kwietnia 2015

087. Wyzwanie książkowe - marzec

W marcu ilość przeczytanych książek zaskoczyła nawet mnie. Wszystko przez moją pracę, w której moim głównym zajęciem jest właśnie czytanie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze i uda mi się ją zmienić, to właśnie za możliwością czytania będę tęsknić najbardziej.
Zapraszam na czytelnicze podsumowanie marca, czyli ciąg dalszy mojego wyzwania książkowego.

10. Estonia


Aimee Beekman - Dom u rozstajnych dróg

Akcja toczy się w obrębie jednego gospodarstwa, które stoi właśnie na rozstaju dróg. Trwa II wojna światowa i Estończycy masowo emigrują z kraju. Drogi wielu z nich krzyżują się właśnie w domu Benity. To smutna książka o losie uchodźców wojennych, ale też życiu kobiety na wsi. Benita jest kobietą wykształconą, zna język angielski i bywała za granicą. Teraz nie opuszcza wsi, a cały jej świat kręci się wokół gospodarstwa, które ciągle nie należy do niej. Przypomina jej o tym ciągle mąż, który po ucieczce z niemieckiej armii ukrywa się w lesie, oraz teściowa. 
Mimo, że tematy poruszająca, sama książka jakoś wybitnie mnie nie zaciekawiła ani nie wciągnęła. 


11. Finlandia

Anja Snellmann - Dziewczynki ze świata maskotek

Tytułowy świat maskotek to sklep zoologiczny, który jest przykrywką dla burdelu, w którym pracują nieletnie. Uczennice zaczynają jako opiekunki zwierząt w sklepie, i stopniowo wprowadzane są do sex biznesu.
Dwie z dziewcząt znikają, a po kilku miesiącach policja znajduje ciało jednej z nich. O drugiej przez kilka lat nie wiadomo zupełnie nic. 
Tematyka z pewnością ciekawa, warto raz na jakiś czas przeczytać coś, co porusza ogromne problemy współczesnego świata. Po przeczytaniu książki czułam się jednak zawiedziona. Autorka nie do końca poradziła sobie z tą historią. Brakowało mi opisu tego, jak Jasmine z dobrej dziewczynki stała się dziecięcą prostytutką. A także tego, co właściwie myślała i czuła, kiedy już na dobre zaczęła pracować w prawdziwym świecie maskotek. Po tej historii spodziewałam się czegoś więcej.

12. Francja

Eliette Abecassis - Skarb świątyni

Ta książka to była prawdziwa męka. Czytałam ją i cały czas myślałam: jaką głupotą jeszcze autorka mnie zaskoczy? Jest to książka o skarbie świątyni Jerozolimskiej, Typowa przygodówka o poszukiwaczach skarbów, starych tajemnicach i złych ludziach, depczących dobrym po piętach. Co rozdział pojawia się jakiś nowe "sekretne bractwo". Masoni i templariusze to standard, ale oprócz tego doszło jeszcze całe mnóstwo innych, jednych bardziej fanatycznych od drugich. Interpretacje Koranu oraz arabskich liter były naprawdę zbędne. Autorka zamieściła w książce za mało informacji, żeby czytelnik, który w tym temacie "nie siedzi", mógł je zrozumieć. 
Na kolana powaliły mnie dwa fragmenty:
- Pierwszy, w którym autorka stwierdza, że wojna rozpętała się w kilka minut, kiedy to wszystkie te sekretne stowarzyszenia spotykają się na Placu Świątyni i zaczynają strzelać. A główny bohater stoi na środku i oczywiście nic mu nie jest. Taki mały absurdzik.
-  Drugi zajmuje około 1,5 strony i brzmi mniej więcej tak: A spojrzał na B, B spojrzał na C, C spojrzał na D. I tak dalej, i tak dalej. Podstawcie sobie tylko zamiast literek alfabetu imiona, i już jakbyście czytali Skarb Świątyni.

Do książek tej autorki z pewnością nie wrócę


13. Grecja

Nowele antyczne. Wybór.

Dla kogoś, kto naprawdę lubi te klimaty. Nowele antyczne to takie krótkie opowiastki, fragmenty obszerniejszych dzieł znanych greckich autorów (oczywiście starożytnych), mamy więc trochę z Dziejów Herodota czy Iliady Homera. 
Przeczytałam tylko część grecką, bo rzymskiej nie mogłam zrozumieć, kiedy z opisu całej wojny wycięty był tylko jeden fragment. Trudno było mi się połapać kto jest kim i o co chodzi.

14. Hiszpania

Julia Navarro - Bractwo świętego całunu

Akcja książki krąży wokół śledztwa, jakie prowadzone jest w sprawie podpalenia katedry, w której zazwyczaj znajduje się całun turyński, i znalezienia w niej zwłok mężczyzny bez języka. 
Do akcji znowu wkracza kilka tajemniczych bractw, ale Julia Navarro nie przedobrzyła i nie przesadziła z ich ilością. 
Podobały mi się historyczne wstawki z akcji, jaka toczyła się kilka oraz kilkanaście wieków wcześniej, i która doprowadziła do tego, co wokół całunu działo się obecnie. Książka napisana w fajny sposób, wciąga w umiarkowany sposób, ale dobrze się ją czyta.

15. Holandia

Moses Isegawa - Gniazdo węży

Bat wraca ze studiów w Londynie i dostaje pracę w jednym z ministerstw w Ugandzie. Patrząc jego oczyma widzimy, jak wyglądają rządy w skorumpowanym państwie afrykańskim.
Jak dla mnie, książka ta była za mało drastyczna. OK, były morderstwa i uwięzienia, ale marszałek Amin przedstawiony został jako wariat. A to według mnie zbagatelizowanie sprawy. Głównemu bohaterowi wszystko super i udawało i zawsze jakoś uchodził z życiem. Za mało prawdziwa dla mnie była ta książka.

16. Islandia

Yrsa Sigurdardóttir - W proch się obrócisz

Po trzydziestu latach od wybuchu wulkanu, ekipa archeologiczna przystępuje do odkopywania zasypanych domów. W piwnicy jednego z nich znajduje trzy ciała i jedną głowę. Thora, jako prawniczka głównego podejrzanego, przystępuje do odtworzenia wydarzeń sprzed trzydziestu lat, by pomóc swojemu klientowi udowodnić swoją niewinność.
Kryminały czytam rzadko, ale teraz to się chyba zmieni. Książka niesamowicie mnie wciągnęła. Całą siłą woli musiałam się powstrzymywać, by nie podglądać co będzie na końcu. Szczerze polecam.

Książki spoza wyzwania

17, 18, 19, 20

 

Oglądam serial Pamiętniki Wampirów, postanowiłam więc przeczytać książki, na których on bazuje. Kiedyś czytałam dwie pierwsze części i zapamiętałam z nich tyle, że z serialem nie mają nic wspólnego, nawet imiona się różnią (Stefan-Stefano). 
Seria typowo młodzieżowa, ale szybko się czyta, Mimo wszystko, serial podoba mi się bardziej.


A co Wam udało się w tym miesiącu przeczytać?


Przypominam o rozdaniu: