31 lipca 2016

220. Receptury Babuszki Agafii, Szampon-nalewka do włosów Cedr

Trochę prywaty: Jeśli ktoś dysponowałby odrobiną wolnego czasu, bardzo ładnie prosiłabym o wypełnienie mojej ankiety do pracy magisterskiej: tutaj.
Dziękuję bardzo.

 ***

Rosyjskie kosmetyki to jedne z tych rzeczy, których prawdopodobnie nigdy nie odkryłabym gdyby nie blogi. To na nich czytałam o tych szamponach, maseczkach i balsamach. Pod wpływem tych recenzji zaczęłam też kupować kosmetyki w sklepach internetowych. Wcześniej byłoby to dla mnie nie do pomyślenia. Po co, skoro mam dwie minuty drogi do Rossmanna, Natury czy Hebe? 

Teraz zwracam uwagę na mniejsze drogerie oraz małe sklepiki czy zaledwie stoiska w centrach handlowych z kosmetykami, czy aby nic rosyjskiego się tam nie zaplątało. W Drogeriach Polskich natrafiłam kiedyś na serię składającą się z wielu rodzajów szamponów Babuszki Agafii, i to w śmiesznie niskiej promocyjnej cenie 4 zł. Zobaczcie, który wybrałam dla siebie.


Receptury Babuszki Agafii Szampon-nalewka do włosów "Cedr" - odżywienie i wzmocnienie.

Do włosów suchych i osłabionych, Odżywia włosy, nasyca w niezbędne mikroelementy, dzięki czemu są mocne. Ekstrakt korzenia mydlnicy delikatnie oczyszcza włosy i skórę głowy, nie zakłócając naturalnej równowagi. Napar z kory dębu i ekstrakt tysiącznika wzmacniają osłabione korzenie, przywracając włosom siłę i naturalną objętość. Syberyjski olej cedrowy wzbogacony w wielonienasycone kwasy tłuszczowe i witaminy, które intensywnie odżywiają i wzmacniają strukturę włosów. Olej z lnu syberyjskiego odbudowuje zniszczone włosy, zwiększa elastyczność.


Szampon znajduje się w przyjemnej dla oka, zielonej butelce o pojemności 280 ml. Szampon wydostaje się ze środka przed raczej mały otwór, ale jest na tyle rzadki, że nie ma z tym żadnego problemu. Jest dość wodnisty, przezroczysty, o lekko żółto-zielonym zabarwieniu. Pachnie bardzo słodko, owocowo, czuć w nim też wyraźną kwaśną nutę. Mnie się akurat ten zapach nie podoba, i zdecydowanie nie uprzyjemnia mycia włosów.   

SKŁAD

AQUA, SODIUM LAURETH SULFATE, SODIUM CHLORIDE, COCAMIDE DEA, COCAMIDIPROPYL BETAINE,  POLYQUATERNIUM-7, QUERCUS ROBUR BARK EXTRACT, SAPONARIA OFFICINALIS ROOT EXTRACT, LARIX SIBRICA  NEEDLE EXTRACT, LINUM USITATISSIMUM SEED OIL, PINUS SIBRICA SEED OIL, TOCOPHERO ACETATE, CITRIC ACID, PARFUM, METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE, METHYLISOTHIAZOLINONE, CARAMEL. 



Szampon raczej słabo się pieni, trzeba więc użyć go całkiem sporo. Włosy oczyszcza bardzo dobrze. Już podczas mycia czuć, ze są wręcz skrzypiące. Po wysuszeniu są więc lekkie i uniesione u nasady. Szampon jednak potwornie je plącze. Żeby dojść z nimi do ładu potrzeba ogromnej ilości odżywki. Pokryć nią trzeba dokładnie każde pasmo i najlepiej wtedy rozczesać, a dopiero później odżywkę zmyć. 
Szampon, mimo swoich silnie oczyszczających właściwości, nie podrażnił skóry głowy i nie spowodował łupieżu. A o to u mnie bardzo łatwo. Mimo że tylko raz na jakiś czas myłam nim włosy na długości, zrobiły się bardzo szorstkie i suche. W 100% nie mogę być pewna, że to wina szamponu, ale jakiś swój udział na pewno w tym miał. 

Do tej wersji raczej nie wrócę, głównie ze względu na długo utrzymujący się zapach, który naprawdę mi się nie podoba. Do tego plątanie się włosów aż w takim stopniu jest dla mnie uciążliwe, i zdecydowanie wolę szampony, które tego nie robią. 



28 lipca 2016

219. BingoSpa, Sól do kąpieli Tahitian Noni

Sól do kąpieli jest moim stałym bywalcem spa dla stóp. Kilkuminutowe moczenie ich w pachnącej wodą soli przynosi im ulgę po ciężkim dniu i przygotowuje do dalszych zabiegów. Obecnie w mojej łazience gości sól BingoSpa, wersja Tahitian Nori. BingoSpa ma w swojej ofercie całe mnóstwo soli, i mnie osobiście głównie z tym rodzajem asortymentu kojarzy się marka. Niestety, w stacjonarnych sklepach wybór jest dość mały. 


Sól do kąpieli Tahitian Nori - naturalne, ręcznie selekcjonowane kryształy soli zawierające niezbędne dla ciała minerały i mikroelementy połączone z ekstraktem z owoców Noni (Morinda Citrifolia) w których jest ponad 100 różnych substancji wspomagających prawidłowe funkcjonowanie organizmu, takich jak: witaminy, aminokwasy, enzymy, mikroelementy i pierwiastki śladowe.
Sól BingoSpa jest bogatym źródłem mikroelementów niezbędnych do prawidłowego i zdrowego funkcjonowania organizmu ludzkiego. Zawiera łatwo przyswajalne: magnez, żelazo, cynk, miedź, wapń, potas. Zawarty w soli BingoSpa mikro- i makroelementy powodują, że kąpiel wyjątkowo odświeża i relaksuje.
Odżywcze owoce Noni są bogatym źródłem przeciwutleniaczy, które przeciwdziałają wolnorodnikowym uszkodzeniom komórek, powodowanym przez promieniowanie UV oraz czynniki środowiskowe.  
Owoce Noni zawierają również kwas linolowy CLA, który działa odżywczo na skórę, a w połączeniu z innymi substancjami aktywnymi owoców Noni - węglowodanami, aminokwasami,witaminami - działa ochronnie i ujędrniająco na zewnętrzną warstwę naskórka (stratum corneum).

SKŁAD
SODIUM CHLORIDE, MAGNESIUM, SULPHUR OXIDE, CALCIUM SULPHATE, SODIUM LAURYL SULPHATE, MORINDA CITRIFOLIA FRUIT EXTRACT, PROPYLENE GLYCOL, AQUA, PARFUM, HEXYL CINNAMAL, CI 18965, CI 74180.

Kryształki soli są całkiem spore. Z łatwością mogę uwierzyć w to, że są selekcjonowane, ponieważ w opakowaniu nie ma żadnego miału czy prochu.  Sól barwo wodę na zielono i cudownie pachnie. Używam jej tylko w misce, ale i tak aromat rozchodzi się na całą łazienkę. Zapach to połączenie słonej z drzewną nutą. W tle czuć również trochę delikatnych kwiatów a także kwaskowatych cytrusów. Niebanalne połączenie, które przenosi nas na rajską wyspę. Wyobrażam sobie, że dokładnie tak pachniałoby powietrze, gdybym moczyła nogi w oceanie na jakiejś dalekiej, dzikiej wyspie. 


W opisie producenta sól posiada szereg właściwości. Jest bogata w minerały i mikroelementy, 
działa przeciwstarzeniowo, odżywia i ujędrnia. Jej działanie sprawdziłam tylko na stopach, ale czy coś w ogóle zobaczyłam? Sól bardzo odpręża, póki do końca się nie rozpuści można wykonać nią nawet masaż. W kąpieli z jej dodatkiem stopy odpoczywają i relaksują się. Skóra na nich jest jakby trochę odżywiona. Nie używam kremu od razu po kąpieli, bo skoro czeka mnie jeszcze prysznic nie chcę go spłukać, a skóra stóp i tak była miękka. I nie było to zwyczajne rozmiękczenie stóp przez wodę, ponieważ efekt utrzymywał się już po tym jak zniknęła pomarszczona skóra. Stopy nie były pokryte żadną warstewką ochronną, nic więc się nie lepiło, ale wyraźnie były zmiękczone. 


Sól warta wypróbowania. Swoją kupiłam w Auchanie za niecałe 6 zł. W opakowaniu znajduje się 650 g.




27 lipca 2016

218. Karen McQuestion - "Droga do domu"

Książkę tę przeczytałam zupełnie przez przypadek. W mojej liście książek do przeczytania znalazła się pozycja o tym samym tytule. Szykując sobie spis książek do znalezienia w bibliotece nie doczytałam autora, i w ten sposób do domu przyniosłam książkę, na  którą normalnie nawet bym nie zerknęła. Bo ja po prostu nie czytam książek "o życiu". A to błąd :)



Marnie jest w żałobie po śmierci swojego partnera. Za namową innych postanawia wybrać się na spotkanie grupy wsparcia dla osób, które straciły kogoś bliskiego. Tam spotyka pełną życia i entuzjazmu Jazzy. Kiedy Marnie opowiada, jak tęskni za swoim pasierbem, który mieszka teraz z matką w Las Vegas, Jazzy proponuje, że razem z nią wybierze się w podróż. Namawia do tego jeszcze jedną kobietę, Ritę, która dziesięć lat temu straciła córkę, a następnie sąsiadkę Marnie, starszą panią, która nigdy nie przekroczyła granicy stanu. W ten sposób cztery zupełnie różne i obce sobie kobiety ruszają we wspólną podróż. 


  

Z czterech głównych bohaterek najbardziej podobała mi się Rita.  Dojrzała kobieta, którą życie doświadczyło największą tragedią - stratą dziecka. Mimo że od śmierci Melindy minęło dziesięć lat, jej matka nie wyobraża sobie, żeby kiedykolwiek przestała za nią tęsknić. Poza tym cały czas żyje nadzieją na sprawiedliwość, ponieważ morderca dziewczyny jest na wolności. Rita w podróż rusza po to, by choć na chwilę oderwać się od swojego poukładanego życia. Jest to postać bardzo autentyczna. Posiada swoje przyzwyczajenia, jest uparta, nie potrafi do końca zaufać obcym ludziom, a przede wszystkim bardzo po ludzku cierpi. 

Pozostałe trzy kobiety mają równie dopracowane charaktery. Czytając nie ma się wrażenia, że to tylko takie "zapchaj-dziury". Akcja książki toczy się raczej spokojnie, ale jednak ciekawie. "Droga do domu" to bardzo dobra kobieca literatura, która potrafi wzruszyć.


26 lipca 2016

217. Rexona, Sctive Shield - antibacterial odour protection

Rexona to moja ulubiona marka antyperspirantów. Używam ich od bardzo dawna. Niektóre wersje były lepsze, inne gorsze, zasadniczo jednak zawsze byłam z nich zadowolona. Najukochańszym zapachem była zielona Rexona for Teens. Pamiętacie je może? To był wielki hit, kiedy byłam jeszcze w gimnazjum. W radiu ciągle leciała ich reklama. Moja przyjaciółka nauczyła się jej na pamięć i ciągle mnie nią zadręczała. Cool Green'em czuć mnie było przez całe gimnazjum. Szkoda, że je wycofano, bo z chęcią bym od czasu do czasu do nich wróciła, mimo że nastolatką dawno nie jestem.

Dzięki portalowi ofeminin testuję teraz Rexonę Active Shield (strona akcji testerskiej).


Antyperspirant Rexona Active Shield to innowacyjny sposób na zachowanie świeżości!
Twórcy Active Shield postanowili połączyć działanie soli antyperspiracyjnych i naturalnych olejków roślinnych, znanych ich właściwości antybakteryjnych. Z tego połączenia powstał antyperspirant, który nie tylko redukuje pocenia, ale też uniemożliwia namnażanie się bakterii, które są odpowiedzialne za nieprzyjemny zapach potu. Rexona Active Shield to 10x większa ochrona przeciw bakteriom powodującym nieprzyjemny zapach.*

Dzięki Active Shield możesz czuć się pewnie i cieszyć się świeżym zapachem antyperspirantu. Cytrusowy mix musującej grejpfrutowej nuty, mandarynki oraz odrobiny cytryny, połączony z zielonymi liśćmi i aromatem drzewa sandałowego jest jednocześnie świeży i kobiecy. Dodatkowo, technologia kapsułek zapachowych Motionsense™ sprawia, że zapach uwalnia się powoli przez cały dzień.

Chcesz tego lata czuć się pewnie i świeżo bez względu na panujące upały? Zgłoś się i przetestuj antyperspirant Rexona Active Shield!

*w porównaniu do braku zastosowania Rexona Active Shield
 


Opakowanie dobrze znane z innych wersji antyperspirantów Rexony, różni się jedynie kolorem. Początkowo myślałam, że to antyperspirant męski. 

Opis producenta robi na mnie wrażenie. Bakterie dobre są tylko w szczepionkach i jogurtach, pod pachami z pewnością już nie, bardzo więc jestem zadowolona, że dzięki Rexonie będzie ich mniej. Jej faktyczne działanie można ocenić jedynie na podstawie zapachu. Smrodku potu nie czuć w ogóle, ale akurat to regularne mycie i stosowanie antyperspirantu gwarantuje jakby z definicji. Śmiało mogę jednak stwierdzić, że zapach Rexony utrzymuje się naprawdę długo. Użyty rano jest wyczuwalny aż do późnego wieczoru. Porównać go można nawet do dobrych perfum. Zapach jest mocny i trwały, przez cały dzień możemy więc czuć się dzięki niemu świeżo. Połączenie cytrusów jest słodkie, ale jednocześnie bardzo świeże. Mnie niestety coś w tym zapachu nie pasuje i po prostu mnie drażni, tak więc z plusa robi się minus.


Jeśli chodzi o ochronę przed poceniem, wypada słabo. Choćby w porównaniu z innymi wersjami Rexony. W gorące dni nie daje rady zupełnie. Tak więc mimo że potem śmierdzieć nie będziemy,  z pewnością nie ominą nas mokre plamy. W chłodniejsze dni lepiej daje radę, ale na lato zdecydowanie za słaby. Nie podrażnia skóry nawet tuż po depilacji i nie zauważyłam, żeby brudził ubrania.

Nowy antyperspirant Rexony nie jest żadnym odkryciem. Nie działa mocniej ani dłużej. Jego innowacyjnego działania - większej ochrony przed bakteriami, na dobrą sprawę nie da się sprawdzić. Plusem jest trwałość zapachu, jeśli więc ktoś nie lubi używać perfum, może zdać się tylko na Rexonę. Szkoda, że marka nie pomyślała o kilku wariantach zapachowych, z których każdy mógłby wybrać coś dla siebie.



 Jeśli ktoś miałby trochę wolnego czasu i zechciał przeznaczyć go na wypełnienie mojej ankiety do pracy magisterskiej (o, tutaj), byłabym niezmiernie wdzięczna.


24 lipca 2016

216. KTC, Woda różana

Po niemiłym rozczarowaniu wodą różaną Avon, postanowiłam poszukać czegoś bardziej naturalnego. Na Triny znalazłam wodę różaną marki KTC. Mam już ich olej kokosowy, który nie zawiera żadnych sztucznych dodatków, śmiało więc zamówiłam ich wodę różaną.


Woda Różana jest to produkt uboczny wytwarzania olejku różanego
Używa się ją spożywczo do deserów oraz kosmetycznie. Sprawdza się jako tonik do przemywania skóry twarzy. Wykazuje właściwości tonizujące.

Idealnie sprawdza się przy przygotowywaniu maseczek. Zamiast zwykłej wody warto dodać wodę różaną, a efekt będzie o wiele bardziej widoczny. Potęguje dobroczynne działanie ‘suchych’ składników maseczki. Wykazuje działanie łagodzące, nawilżające. Zamyka pory skóry - reguluje wydzielanie sebum. Sprawdza się przy pielęgnacji skóry naczynkowej. Idealna przy sporządzaniu okładów na zmęczoną skórę oczu.

Woda sprawdza się również przy pielęgnacji włosów i skóry głowy. Idealna do płukanek i jako dodatek do masek. Włosy przy jej użyciu są miękkie i aksamitnie gładkie.

Sposób użycia:
  • Maseczka: wszystkie maseczki w postaci sypkiej najlepiej wymieszać z wodą różaną zamiast wody z kranu. Dzięki temu efekt będzie o wiele bardziej widoczny, zadowalający i pozytywnie zaskakujący. Woda różana dodatkowo wzmaga dobroczynne działanie maseczki!
  • Włosy: Dodać wodę do płukanek i maseczek. Dzięki temu włosy staną się pełne życia, miękkie i aksamitnie gładkie.
  • Twarz: Nasączonym wacikiem przetrzeć skórę twarzy lub nałożyć na oczy w postaci okładu. Woda różana może służyć do wyrobu własnych kosmetyków.


SKŁAD
WODA ŹRÓDLANA, ESENCJA RÓŻANA


Szklane opakowanie już na początku mojej przygody z wodą okazało się kłopotliwe, ponieważ buteleczka strzaskała się podczas transportu i na zamówienie musiałam troszkę dłużej poczekać. Z tego też powodu wody raczej nie zabierałabym ze sobą w podróż, bo nie dość że delikatniejsza niż plastik, to również cięższa.

Przechowywanie i używanie jej nie sprawia problemu. Naprawdę nie wymagam żadnej pompki ani dozownika. Wodę najczęściej wylewam na płatek kosmetyczny i żeby nie nalać za dużo, zamiast przechylać butelkę w dół, nakrywam ją od góry płatkiem i wstrząsam lekko do góry. 

Woda jest zupełnie bezbarwna, pachnie za to przepięknie różami. Zapach ten długo utrzymuje się na skórze. Jeśli więc ktoś nie przepada za zapachem róż, długo będzie musiał się z tym męczyć.  


Do czego używam wody różanej? Przede wszystkim do tonizowania. Po myciu lub w ciągu dnia dla odświeżenia. Świetnie sprawdza się w tej roli. Natychmiastowo odświeża i łagodzi efekt ściągnięcia. W dotyku skóra jest matowa i bardziej napięta. No i długo pachnie różami. Szybko się wchłania i nie gryzie z nakładanym na nią kremem. 

Jako hydrolat w maseczkach glinianych też spisuje się bardzo dobrze. Przede wszystkim maseczka przestaje cuchnąć błotem, a zaczyna pachnieć różą. Po glinkach zawsze miałam lekko podrażnioną i zaczerwienioną twarz, mimo że spryskiwałam ją wodą termalną. Woda różana bardzo ładnie ten efekt niweluje. Twarz po zmyciu glinki jest oczyszczona i miękka, nie ma zaczerwienień czy podrażnień.

Nie mogłam też nie spróbować, jaka woda jest w smaku :) Żaden rarytas, smakuje dość paskudnie. Nie próbowałam jednak nic z nią przyrządzać.



Wodę różaną KTC 190 ml kupicie m.in. na triny.pl za 9 zł. Ja z pewnością będę do niej wracać, bo mam gwarancję, że nie dostarczam mojej skórze kolejnych sztucznych składników, których działania na nią nigdy do końca nie mogę być pewna. 


Wszystkich tych, którzy dysponują odrobiną wolnego czasu, bardzo ładnie proszę o wypełnienie mojej ankiety, dostępnej tutaj. Dziękuję za pomoc :)



19 lipca 2016

215. Letnia pielęgnacja twarzy

Nigdy nie robiłam postów podsumowujących moją pielęgnację, bo nigdy nie wydawała mi się ona do końca satysfakcjonująca. Ciągle coś wymieniałam i zmieniałam. Teraz jednak znalazłam chyba zestaw odpowiadający mojej skórze, bo od kilku miesięcy jestem z niej bardzo zadowolona. 
Cery dobrej nigdy nie miałam. Bardzo łatwo było ją zapchać, a zbyt mocne oczyszczanie potrafiło ją podrażnić. W makijażu potrzebowałam mocnego krycia, bo po każdym wyprysku na długie tygodnia zostawało mi przebarwienie. A zakrywanie wszystkiego podkładami i korektorami doprowadzało do kolejnego zapychania porów - i mamy błędne koło.

Powoli do mnie w końcu dociera, że moja cera lubi minimalizm. Wcale nie muszę przecierać jej milionami toników, robić regularnych peelingów i smarować trzema różnymi kremami. W gruncie rzeczy ona, ta moja cera, lubi jak o niej zapominam. Jak jej daje spokój i pozwalam żyć własnym życiem.

Poniższy zestaw kosmetyków jest przeze mnie aktualnie używany do pielęgnacji twarzy. Nie robię podziału na rano i wieczór, bo u mnie nie ma różnicy. Tylko demakijażu rano nigdy nie robię.


DEMAKIJAŻ


Demakijaż wykonuję rzadko, bo prawie wcale się teraz nie maluję. Czasami, kiedy robi mi się żal cieni i tuszu, że tak sobie leżą zapomniane, maluję oczy. Wieczorem zmywam je 2-fazowym płynem do demakijażu Bielenda. Płyn jest delikatny i nie podrażnia oczu, co przy tego typu kosmetykach jest bardzo ważne. Cienie i kolorowe kredki zmywa już za pierwszym pociągnięciu. Tusz potrzebuje trochę więcej czasu, ale też ładnie się zmywa. 

O ile podkład odstawiłam całkiem, o tyle zdarza mi się użyć pudru, różu czy bronzera. Wieczorem pozbywam się ich za pomocą płynu micelarnego 3w1 do skóry normalnej i mieszanej od Garnier. Nie jest to najlepszy płyn micelarny, strasznie śmierdzi alkoholem i muszę pilnować się, żeby nie zawędrował za blisko oka. Kosmetyki zmywa jednak dobrze, więc z pewnością zużyję do końca.



MYCIE


Resztki kosmetyków a także codzienne zabrudzenia takie jak pot, kurz czy sebum, zmywam kremem do oczyszczania twarzy Nivea. Jest to wyjątkowo delikatny kosmetyk, który nie wysusza a nawet delikatnie nawilża skórę. W prawdzie wysoko w składzie ma parafinę, mnie jednak nie przeszkadza to, ponieważ nie zapycha ona moich porów.  

Co kilka dni, w celu silniejszego oczyszczenia stosuję żel z kwasem migdałowym Norel. Daje potężną dawkę oczyszczenia i niweluje 90% pojawiających się wyprysków. Przestałam używać go do codziennego mycia, ponieważ zaczął już wysuszać skórę. Nie chcę by moja cera przyzwyczaiła się do niego i przestała na niego reagować.




TONIZOWANIE


Następnym krokiem w pielęgnacji jest/powinno być tonizowanie. Przyznam, że przestałam robić to regularnie. Raz sięgnę po tonik, raz nie. Niekiedy nie zrobię tego po umyciu twarzy, ale nadrobię kilka razy w ciągu dnia. 

Szczególnie oliwkową woda tonizującą z witaminą C od Ziaja traktuję jak preparat do odświeżania i orzeźwiania. Kiedy robi się gorąco, pryskam nią na twarz i od razu czuję ulgę. Natomiast wodę różaną KTC zdarza mi się używać do porannego oczyszczania twarzy zamiast żelu. Nie czuję wtedy ściągnięcia, skóra nie robi się sucha a za to pięknie pachnie różą. 



NAWILŻANIE


Jeśli w części "nawilżanie" spodziewaliście się kilkunastu różnych kremów i ser, to srogo was rozczaruję. Takie cuda to nie u mnie. Zawsze mam w użytku maksymalnie dwa kremy do twarzy plus jeden pod oczy. 

Latem nie mogłabym używać niczego co jest tłuste i długo się wchłania, nawet wieczorem. Ultranawilżający krem-żel Hydrain 3 Hialuro od Dermedic idealnie wpasowuje się w wysokie temperatury. Jest bardzo lekki, szybko się wchłania a jednocześnie zapewnia porządną dawkę nawilżenia. Używam go bardzo nieregularnie, na zasadzie "kiedy sobie przypomnę", a i tak nie mam żadnych suchych placków czy odstających skórek.

Trochę bardziej regularnie używam rozświetlającego kremu pod oczy MultiVitamin od Norel. Krem ładnie się wchłania i nawilża okolice oczu. Nie podrażnia mnie i nie uczula. Daje lekki efekt rozświetlenia, którego w sumie za moimi okularami i tak nie widać. Ważne jednak, że dba o nawilżenie tego najwrażliwszego miejsca na twarzy i choć trochę opóźnia procesy starzenia.


MASECZKI

 Latem częściej stosuję maseczki nawilżające niż oczyszczające, i robię je średnio dwa razy w tygodniu. Najczęściej jest to nawilżająca maseczka ze śródziemnomorską oliwą z oliwek z Avon oraz ekspresowa maska do twarzy odświeżająca Bania Agafii. Obydwie dają przyjemne uczucie nawilżenia i złagodzenia podrażnień, zwłaszcza tych słonecznych. Rosyjska maseczka dodatkowo pachnie mentolem i przyjemnie nawet nie chłodzi a wręcz mrozi twarz. 

Co najmniej raz w miesiącu robię maseczkę z glinki czarnej z Morza Martwego ze srebrem od Fitocosmetic. Cera po niej jest widocznie czyściejsza, przez długi czas matowa. Glinka też ładnie oczyszcza to co siedzi nam w środku skóry, tak więc tuż po jej użyciu można spodziewać się nagłego oczyszczającego wysypu, który jednak szybko i ładnie się goi. 




INNE


Co jakiś czas zdarza mi się użyć oczyszczających pasków na nos z węglem aktywnym od Clean&Simple.  To bardzo fajne, naprawdę działające paski. Za 6 sztuk w Douglasie zapłacić trzeba 14,90. Producent zaleca używać ich nie częściej niż raz w tygodniu, więc jedno opakowanie wystarczy na długo.

Sytuacja też czasami zmusza mnie do zasmarowania pojawiającego się wyprysku punktowym koncentratem antybakteryjnym a kwasami AHA od Farmona. Jego działanie jest raczej delikatne. Łagodzi zmiany na skórze, hamuje ich rozwój i pomaga szybciej zniknąć. Nie ma jednak cudów, że po jednej nocy pryszcz znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 

Ostatnim kosmetykiem, który znalazł się w moim zestawieniu, jest peeling enzymatyczny z żeń-szeniem od Avon. Jest to jednak kosmetyk używany tak sporadycznie, że ciągle jeszcze nie wyrobiłam sobie o nim zdania. Jedyne co mogę na razie o nim powiedzieć to to, że najwidoczniej wcale nie jest mi potrzebny. 



 Przez ostatnie dwa lata starałam się wyrobić w sobie nawyki codziennego używania wszystkich tych kosmetyków, które miały mieć cudowny wpływ na moją cerę. Jakiejkolwiek systematyczności i porządku, żeby zawsze robić to i tamto. Teraz widzę, że to nie jest droga dla mnie. Ja wcale nie muszę używać codziennie kremu, żeby mieć nawilżoną skórę. Nie muszę robić dwa razy w tygodniu peelingu, żeby pozbyć się suchych skórek. Nie potrzebuję dwa razy dziennie szorować twarzy, żeby odblokować pory. Nie twierdzę, że odkryłam złoty środek dla wszystkich, to tylko złoty środek dla mnie - im mniej, tym lepiej. Dlatego uważam, że warto próbować wszystkiego, i tego więcej i tego mniej, i częściej i rzadziej.


16 lipca 2016

214. Nowości czerwiec/lipiec

Pod koniec czerwca nie pojawiło się zestawienie nowości, bo prawie nic w czerwcu nie kupiłam. Początek czerwca to były poszukiwania sukienki i butów na chrzciny, a także prezentów. Znacie to - jedziecie na chrzciny jednego dzieciaka, a prezenty i tak dajecie wszystkim dzieciom. W torbie mało miejsca na moje rzeczy zostało, a wyjazd był tygodniowy. Nie było więc ani czasu ani funduszy na większe zakupy.

W Drogeriach Polskich co jakiś czas pojawiają się nowe rosyjskie szampony. Tak mnie to cieszy, że chwilowo odstawiam szampony Yves Rocher i zaczynam próbowanie. Pierwszy to szampon odżywczy na bazie ekstraktu mydlnicy lekarskiej. Na razie sobie leży i czeka. Sprawdziłam mu tylko zapach - piękny ziołowy, czyli taki, jakie w szamponach lubię najbardziej.

Szampon-nalewka do włosów cedr już w użyciu. Bardzo dobrze oczyszcza włosy, a jednocześnie nie podrażnia skóry głowy i nie wywołuje łupieżu. Ma jednak kilka wad. Strasznie plącze włosy i pachnie słodkimi owocami, co mnie bardzo drażni. Gdzie ten cedr?

Odżywka Isana do włosów brązowych jeszcze nie testowana.


Żel pod prysznic Isana Hello Spring to pierwszy żel Isana, którego zapach tak mi się spodobał. Idealnie świeży, kwiatowy. Uwielbiam. 

Acon Senses Citrus Zing lada dzień wkroczy do łazienki. Takie cytrusowe żele są najlepsze na lipcowe upały.

Mydło do rąk Isana Ahoj Morze wpadło do koszyka przy kasie ze względu na swój wygląd. Cudne jest. A do tego pięknie świeżo pachnie, jak płyn do płukania ubrań.


Gruszki uwielbiam, więc i sorbet gruszkowy Pefecty musiał w końcu do mnie trafić. Pachnie gruszkami, ale tak jakoś dziwnie. Może jakby ciasto z gruszkami? Bardzo mi jednak ten zapach odpowiada, więc go sobie nie żałuję. Ładnie się wchłania i nie marze. Nawilżenia porządnego nie daje, ale stosowane regularnie jest ok.

Obowiązkowo musi u mnie być sól do moczenia stóp. Tym razem jest to Tahitian Noni od BingoSpa. Prześlicznie pachnie, trochę jak morska bryza. Czuć w niej i sól i drewno, i trochę kwiatów. Jedyny minus, że trochę długo rozpuszcza się w wodzie. Jeśli więc chciałabym wsypać ją do wanny, musiałabym sporo odczekać nim bym do niej weszła. No, chyba że chciałabym sobie wiadomą część ciała podrapać o kamyczki.

Nowa Rexona Active Shield trafiła do mnie kilka dni temu w ramach akcji testowania na Ofeminin. Mam nadzieję, że da radę, bo pogoda ciężkie zadanie przed nią stawia.


Kolejny kolorek do kolekcji. 4811-1 Plumeria Scent marki NeoNail to piękny, jasny fiolet. Bardzo delikatnie wygląda na paznokciach i będzie dobrą bazą do czarnych zdobień.

Flowers in the sun (na zdjęciu jest to bardzo mocne sun, aż nic nie widać) to wosk pochodzący z najnowszej kolekcji Yankee Candle. Lada dzień go odpalę i wtedy napiszę coś więcej o zapachu.

Nawilżająca i wygładzająca maseczka DermoPharma kupiona na promocji. Zobaczymy jak się spisze.






13 lipca 2016

213. Manicure - Ripe Cherry i Biscuit

Dziś chciałabym wam pokazać jeden z najnowszych lakierowych nabytków na paznokciach.



Do wykonania manicure posłużyły:
- Semilac, 032 Biscuit
- NeoNail, 3790-1 Ripe Cherry
- NeoNail, Paint UV Gel
- złota folia
- NeoNail, baza + top
 
Manicure wykonała moja siostra, ale ponieważ dłoń jest moja, to pokazuję :)



 Złota folia nie do końca pokryła czarny żel, trzeba będzie więcej prób. Z daleko uchodzić to może za stare złoto.

12 lipca 2016

212. Avon, Oliwkowa maseczka do twarzy

W mojej kosmetyczce zdecydowanie częściej spotkać można maseczkę w tubce niż w saszetce. Z saszetkami zawsze mam ten problem, że cała zawartość na raz to za dużo, a jak zostawiam "na potem", to i tak w końcu ją wyrzucam, bo zanim ja sobie o niej przypomnę, to ta się już dawno zeschnie. Tubki są pod tym względem o wiele wygodniejsze. Pozwalają też dłużej zapoznać się z daną maseczką i lepiej ją poobserwować.


Nawilżająca maseczka do twarzy ze śródziemnomorską oliwą z oliwek. Odświeża i przywraca odpowiedni poziom nawilżenia skóry. 


SKŁAD
AQUA, GLYCERIN, BUTYLENE GLYCOL, GLYCERYL STEARATE, TRIETHANOLAMINE, ZEA MAYS STARCH, CARBOMER, PEG-20 METHYL GLUCOSESESQUISTEARATE, DISODIUM EDTA, IMIDAZOLIDINYL UREA, HYDROXYETHYLCELLULOSE, METHYLPARABEN, PARFUM, BENZOPHENONE-4, DIMETHICONE, PANTHENOL, OLEA EUROPAEA OIL, OLEA EUROPAEA LEAF EXTRACT, PHOSPHORIC ACID, ALCOHOL DENAT, LECITHIN, C12-15 ALKYL BENZOATE, RETINYL PALMITATE, ASCORBYL PALMITATE, BETA-CAROTENE, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, TOCOPHEROL, CI 19140, CI 15510, CI 42090.


Klasyczna, plastikowa tubka zamykana na klik. Maseczka ma dość rzadką konsystencję, z tego też względu nie nałożymy jej zbyt grubą warstwą na twarz, bo nam po prostu spłynie. Kolor jasnozielony - kolor opakowania nawiązuje do niego. Zapach ciężko mi porównać do czegokolwiek. Jest bardzo rześki i świeży. Nie czuć w nim chemii. Bardzo uprzyjemnia używanie maseczki.


Najważniejsze jest jednak działanie. Czy maseczka w ogóle coś robi? "Coś" zdecydowanie tak. Po zmyciu jej twarz jest przyjemnie miękka i gładka. Jeśli wcześniej tego dnia spędziłam dużo czasu na słońcu, wszelkie podrażnienia są złagodzone i niewyczuwalne. Jest to jednak takie chwilowe ukojenie i nawilżenie, po kilku godzinach nie ma po nim śladu. 

Lubię od czasu do czasu zaaplikować mojej skórze trochę innego nawilżenia. To jej się podoba i nie reaguje na nie negatywnie, nie ma podrażnienia czy wyprysków. Maseczka jednak należy do tych słabiej działających.  





10 lipca 2016

211. 149 by Nicole, odpowiednik Coco Noir Chanel

O zapachach Nicole w blogosferze przeczytać można sporo. Ja sama jakoś specjalnie opinii o nich nie szukałam, ale większość z tych, na które natrafiłam, była pozytywna. Że ładnie pachną, są w miarę trwałe, tanie i jest z czego wybierać. 

Postanowiłam na własnym nosie przekonać się i zamówiłam dla siebie numer 149, odpowiednik Coco Noir od Chanel.


Moja wersja wody perfumowanej ma pojemność 30 ml i jej cena wynosi 24,99. Do wyboru mamy całe mnóstwo pojemności, począwszy od 3 ml testera aż do litrowej butelki plastikowej. Aż strach pomyśleć, jak przechowują te wody. W kanistrach? W beczkach? Skoro pojemność 1 litr to już pojemność rozlana.


Perfum Nicole 149 jak i wszystkie inne perfumy Nicole dla kobiet spowodują, że poczujesz się magicznie i wyjątkowo, a zarazem dodadzą Ci otoczki tajemniczości i kobiecości. W ofercie zapachów damskich proponujemy zakup perfum o unikalnym, trwałym i wyjątkowym zapachu. Produkty Nicole to odpowiedniki markowych, oryginalnych perfum. Możemy wyróżnić nuty kwiatowe, świeże jak i zmysłowe.  




Nazwa produktu: EDP Nicole 149 Rodzaj: Eau de Parfum Opakowanie - pojemność: należy wybrać z rozwijanej listy odpowiednią pojemność 
Grupa: zmysłowe
Składniki podstawowe: orchidea, paczula, grejpfrut, lilia, piżmo, mandarynka, jaśmin, drzewo sandałowe, pieprz, brzoskwinia, drzewo cedrowe, bergamotka, bób Tonka, pomarańcza, geranium rosat, ambrette 
Rekomendacja: na każdą okazję
Komu polecamy: dla każdej kobiety  
Rok premiery: 2012


Oryginalnego zapachy Chanel nie znałam,wybierałam więc numer po opisie i nutach zapachowych. To zdecydowanie byłaby dobra kompozycja, mocna i ciężka oraz zapadająca w pamięć - gdyby nie jej moc. Zapach aż żre w nos przez kilka minut po aplikacji. Jest bardzo, bardzo ostra. To nie jest żadna zapachowa mgiełka, ale prawdziwa torpeda. Trwałość nie jest najgorsza, porównywalna do innych zapachów z tego przedziału cenowego. Numer 149 nie ma nic wspólnego z Coco Noir. 


Z kupna tej wody wynikła jedna pozytywna rzecz - Coco Noir od Chanel znalazło się na mojej wishliście i mam nadzieję, że już niedługo znajdzie się na mojej toaletce. Flakonik Nicole stoi sobie gdzieś zapomniany, bo niestety zapach okazał się zbyt żrący by używać go jako perfum. Nie mam też już ochoty próbować innych numerków.






9 lipca 2016

210. Nestle Fitness Delice

Zupełnie ostatnio nie mam weny na pisanie postów. Co włączę laptopa to go zaraz wyłączam i pędzę z książką do ogrodu. Słońce, wiatr czy deszcz, ja i tak przebywam na zewnątrz. Chyba już czuję zbliżającą się jesień i chcę maksymalnie wykorzystać letnią pogodę. 

Dziś chciałabym podzielić się z Wami moją opinią na temat batoników Nestle Fitness Delice, które testowałam dzięki portalowi Ofeminin.


W opakowaniu znajdowało się 9 batoników, trzy po trzy :) Na załączonej ulotce można poczytać co nieco o zaletach batoników.

 Lubię takie zbożowe batoniki i często je kupuję. Nie oszukuję się, że to przekąski fit. Batonik to batonik i trzeba go zaliczyć do słodyczy. 



Płatki śniadaniowe w formie batonika z mleczną czekoladą.

Batonik przypadnie do gustu każdemu, kto nie przepada za bardzo słodkimi przekąskami. Słodka tutaj jest tylko czekolada, a tą batonik jest tylko trochę polany. Płatki nie są suche ani twarde, niestety, są prawie zupełnie bez smaku. Czekolady jest zbyt mało by zrównoważyć smak. Batonik wychodzi przez to trochę mdły i nijaki.



 Płatki śniadaniowe w formie batonika z białą czekoladą.

Od swojego poprzednika różni się tylko polewą czekoladową. Smak jest tylko odrobinkę inny. Tu również brakowało mi po prostu intensywności. Batonik był nie tyle mało słodki (a jednak tego oczekuję, kiedy sięgam po słodycze, bo fit to może być koktajl a nie batonik), co po prostu bez smaku.



Płatki śniadaniowe w formie batonika o smaku orzechowym z mleczną czekoladą.

Hurra, tu nareszcie dodali magiczny składnik: smak. Ten batonik bardzo mi posmakował. Nie jest słodko mdły. Płatki mają wyrazisty orzechowy zapach, a polewa czekoladowa to taka wisienka na torcie. 


 Spośród trzech wariantów zasmakował mi tylko jeden. Pozostałe dwa były dla mnie bez smaku i z pewnością nie miały szansy zapaść mi w pamięć. Mojej siostrze za to pasowało to, że nie były ani słodkie ani nie miały konkretnego smaku, a czekolady było tak mało. Jeśli więc nie lubicie bardzo słodkich batonów, te będą idealne dla Was. Ja jednak powtórnie skusiłabym się tylko na wersję orzechową, bo kiedy sięgam po słodycze, to mają to być słodycze, a nie produkt czekoladopodobny.

 Opinie pozostałych testerek tutaj.