30 czerwca 2016

209. Denko maj/czerwiec

Właśnie skończyłam przekopywać się przez stronę internetową mojej biblioteki w poszukiwaniu książek, które chciałabym dzisiaj wypożyczyć. Tuż przed wyjściem coś mnie tknęło, żeby sprawdzić godziny otwarcia. No masz ci los, wakacje się zaczęły to i biblioteka krócej pracuje. Chociaż to mnie dziwi, przecież we wakacje właśnie jest większe zapotrzebowanie. W lektury i książki naukowe moja biblioteka jest bardzo uboga, to co oni do godziny 20 jesienią i zimą wypożyczają? Latem za to, kiedy dzieciaki mają więcej na czytanie (tak, łudzę się,  że w wolnym czasie czytają :p ), zwijają się o 16.

  Dziś ostatni dzień tygodnia, pora więc na podsumowanie zużyć. W zeszłym miesiącu było tego bardzo niewiele, więc denka nie robiłam. Tak więc dziś pustaczki z maja i czerwca.


1. Yves Rocher, Jedwabisty szampon odżywczy z wyciągiem z owsa - Dobrze domywał włosy z codziennych zanieczyszczeń (u mnie to zero kosmetyków do stylizacji), prawie zupełnie ich nie plątał. Miałam jednak wrażenie, że był łagodniejszy i przez to słabiej mył niż inne wersje tych szamponów. 

2. Yves Rocher, Szampon przywracający blask z wyciągiem z nagietka - Moja ulubiona wersja szamponu. Ciągle do niej wracam i jeszcze długo będę to robiła.  RECENZJA
 
3.Seboravit, Odżywka do włosów tłustych - Nie działała zupełnie nic. Zwykła woda śmierdząca czarną rzepą. RECENZJA 
 
4.Receptury Babuszki Agafii, Łopianowa maska do włosów - Bardzo dobra maska. Włosy po niej były miękkie, lśniące i sypkie. Do tego prześlicznie pachniała, a zapach długo utrzymywał się na włosach. RECENZJA

5. Ziaja, Dwufazowy płyn do demakijażu oczu i ust - Radził sobie nawet z wodoodpornym makijażem, potrzebował jednak dość długiej chwili by rozpuścić tusz, a i tak zawsze coś tam zostawało. RECENZJA 
 
6. Sylveco, Arnikowe mleczko oczyszczające -  Delikatne mleczko do codziennego stosowania. Nie dawało jednak tak mocnego oczyszczenia, jakiego mogłabym sobie życzyć, dlatego też musiało być stosowane na zmianę z  czymś mocniejszym. RECENZJA
 
7. Himalaya Herbals, Oczyszczający peeling z miodli indyjskiej - Mocny zdzierak, radził sobie z suchymi skórkami.  Za mocny by używać go częściej niż 2 razy w tygodniu. RECENZJA
 
8. Murier Laboratoires, C-Shot Vitamin C Krem na dzień -  Działał słabiej od swojego brata na noc, ale i tak bardzo go lubiłam. Dobrze się wchłaniał, nadawał się pod makijaż, i delikatnie nawilżał. RECENZJA

9. L'oreal Paris, Revitalift Laser X3 Krem pod oczy - Słaby krem. Tylko nawilżał, a i to bez szału. RECENZJA

10. Glinka żółta - Nie pamiętam już jakiej firmy. Była to moja pierwsza glinka. Działała całkiem fajnie.  

11. Ziaja, Oliwkowa maska regenerująca z kwasem hialuronowym - Przyjemnie nawilża. Skóra po niej jest miękka i gładka. Zawartość saszetki wystarczy na co najmniej dwa użycia.
 
12. Perfecta, Serum Fresh Fruit Booster - Potwornie śmierdziało brudną lodówką i zepsutym jedzeniem. Zmyłam od razu po nałożeniu na twarz, bo tego smrodu nie dało się wytrzymać. 

13. Ziaja, Oliwkowa maska kaolinowa z cynkiem oczyszczająco-ściągająca -  Działa cuda. Pięknie wygładza i matowi skórę. Tu również jedna saszetka wystarczy na dwie aplikacje.

14. Yves Rocher, Żel pod prysznic o zapachu maliny -  Cudowny zapach świeżych malin, aż chciałoby się go zjeść. Jeden z najbardziej udanych zapachów marki. RECENZJA
 
15. FlosLek Laboratorium, Masło do ciała mango i marakuja - Przyjemne masło, które bardzo dobrze nawilżało i pięknie pachniało owocami. Dość długo się wchłaniało, więc dobrze że skończyło się przed upałami. 

16. Rexona, Antyperspirant Biorythm - Działał bardzo dobrze, zimą i wiosną zapewniał wystarczającą ochronę przed potem. W naprawdę gorące dni już nie.  

 17. Rexona, Antyperspirant Aloe Vera - Przyjemnie, delikatnie pachniał. Nie podrażniał. Działał jednak słabiej niż choćby Rexona w sztyfcie czy antyperspirant Nivea. 

18. Nivea, Hydro Care - Bardzo fajna pomadka. Bezbarwna, dobrze nawilżała. Nie posiadała smaku ani zapachu, co bardzo mi odpowiadało.  

19. Avon, Big&Daring Volume Mascara  - Jeden z najlepszych tuszy, jakich do tej pory używałam. Ładnie wygląda na rzęsach i jest niebywale trwały. Nic się nie osypuje ani nie rozmazuje. RECENZJA

20. Smart Girls, Get More XXL Mascara - Przeciętny tusz, dawał naturalny i nienachalny efekt na rzęsach. Bardzo szybko jednak wysechł (a może się skończył?).  


PRÓBKI
Le Petit Marseillals, Mleczko nawilżające - Cudownie się wchłaniało, więc może skuszę się wreszcie na to mleczko. Na lato idealne. 
Biotherm, Aquasource everplump - Konsystencja kremu żelu bardzo dobrze się u mnie sprawdza, i ten krem też zdążyłam bardzo polubić. 
Lierac, Nawilżające serum dotleniające -  Ależ ja oszczędzałam tę próbkę. Serum rewelacyjnie nawilżyło i zmiękczyło moją cerę, i to już po jednym użyciu. Cena niestety boli. 
Dr irena Eris, Pro-odżywczy balsam do ciała na dzień - Szału na mnie nie zrobił. Użyłam do rąk, ale nawilżenie dawał raczej słabe.
Dermacos, Aktywny krem do twarzy redukujący przebarwienia - Miał nieprzyjemną, gęstą konsystencję i niezbyt udany zapach.
Yonelle, Infusion Lift Cream No1 Krem przeciwzmarszczkowy -  Piękny zapach i fajna konsystencja, od razu czuć, że to nie zwykły drogeryjny krem. Nie zauroczył mnie jakoś specjalnie.
Ziaja Med, Kuracja dermatologiczna z witaminą C+HA/P - Nieładnie pachniał i miał koszmarną konsystencję. Na dzień na pewno bym go nie używała. Zero szans na wykonanie na nim makijażu, a cera błyszczała się po kilkunastu minutach.
 

WOSKI
Frankincense - Uwielbiam. Mocny i kadzidlany. RECENZJA
White Gardenia - Słodkie, pudrowy zapach.  RECENZJA  
Home Sweet Home - Kwintesencja Bożego Narodzenia. Przypominałam sobie tę atmosferę w maju :)





28 czerwca 2016

208. Przeczytane w czerwcu

Cecelia Ahern - PS Kocham Cię

źródło

Holly jest młodą wdową, która nie potrafi dalej żyć po tym, jak jej ukochany i najlepszy przyjaciel w jednym umiera. W odnalezieniu znowu szczęścia pomaga jej rodzina i przyjaciele, oraz listy od zmarłego męża. Umierający Gerry przygotował jedną kopertę na jeden miesiąc. Jego wskazówki i kolejne zadania zmuszają Holly, by wyszła ze swojej skorupy i znów zaczęła żyć.

PS Kocham Cię to przepiękna historia miłości, której nie pokona nawet śmierć, oraz trudnego życia po takiej tragedii. Holly to bohaterka, którą naprawdę da się lubić. Czytając książkę cierpi się razem z nią. Autorka ma fenomenalny dar przekazywania emocji. To jej druga książka, którą przeczytałam, na półce stoi trzecia. Jeśli i ona okaże się tak dobra, postawię sobie zadanie przeczytania wszystkich dzieł pani Ahern.


Mia March - Poszukiwany Colin Firth

źródło
Po roku od śmierci matki Bea dowiaduje się, że została adoptowana. Dzięki informacjom zebranym w ośrodku adopcyjnym dowiaduje się, że jej matka, Veronica, mieszka w małym nadmorskim miasteczku i czeka na nią. Dziewczyna postanawia poznać ją i dowiedzieć się jak najwięcej o swojej przeszłości. W miasteczku spotyka dziennikarkę Gemmę, która pisze artykuł na temat ośrodka dla nastolatek w ciąży, w którym mieszkała kiedyś matka Bei. Losy trzech kobiet splatają się dzięki bolesnym wydarzeniom sprzed lat.
Poszukiwany Colin Firth to ciepła i wzruszająca historia trzech kobiet dźwigających własne krzyże. Każda samotnie zmaga się z problemami. W końcu jednak przekonują się, że przyjęcie pomocy od kogoś innego nie jest niczym złym i że warto rozmawiać z tymi, którym na nich zależy. 


Nele Neuhaus - Ostatnie lato w Nebrasce

źródło
Sheridan jest adoptowanym, najmłodszym dzieckiem Grantów, bogatej i wpływowej rodziny. Jest ulubienicą ojca, który mimo swojej miłości do Sheridan jest wobec niej bardzo surowy. Matka mogłaby być pierwowzorem macochy Kopciuszka. Poniża i krzywdzi dziewczynę na każdym kroku. Sheridan pocieszenie znajduje w muzyce, do której zdaje się być stworzona.
 Ostatnie lato w Nebrasce wzbudza bardzo silne emocje i to już od samego początku. Sheridan jest bardzo niesprawiedliwie traktowana i w jej życiu więcej jest złych niż dobrych momentów. Nie można nie zapłakać nad jej losem. Mimo że dziewczyna ma dopiero 16 lat, autorce udało się stworzyć bardzo dojrzałą postać, pokazać jak zmienia się jej postrzeganie świata i jak powoli pozbywa się wiary w dobro i naiwności. 


Luca di Fulvio - Dziewczyna, która dotknęła nieba

źródło
 
Mercurio jest sierotą mieszkającą na ulicach XVI-wiecznego Rzymu. Jest złodziejem przebierańcem. Kiedy podczas jednej z akcji przypadkiem zabija żydowskiego kupca, postanawia opuścić Wieczne Miasto i razem z Zolfem i Benedettą przenosi się do Wenecji. Po drodze poznaje żydowskiego lekarza i jego córkę, w której się zakochuje. Kiedy w Wenecji powstaje pierwsze getto, Mercurio postanawia podarować sobie i swojej ukochanej wolność.
 
Piękna, klimatyczna opowieść o życiu w XVI wiecznej Wenecji. Zawiła historia, w której wcale nie spodziewamy się szczęśliwego zakończenia. Bardzo żywo opisani bohaterowie, o niejednoznacznych charakterach. Nawet ci najgorsi mają szansę się zmienić, i właśnie to na naszych oczach robią. Książka napisana bardzo dobrze. Autorowi udało się nie tylko opowiedzieć historię miłosną dwojga młodych ludzi, ale też pokazać kawałek przeszłości jak żywej.
 
 
Katarzyna Michalak - Gra o Ferrin
 






Karolina jest lekarką pogotowia. Wychowała się w domu dziecka, gdzie opiekunka nakładła jej do głowy opowieści o magicznym świecie, Ferrinie. Kiedy dorosła już Karolina dostaje od niej zaklęcie przenoszące do tego świata, nie waha się ani chwili. W ten sposób trafia do Ferrinu, gdzie okazuje się, że mówiła o niej przepowiednia smoków i że wszyscy na nią czekali.

Już na początku pomysł przeniesienia bohaterki z Ziemi do innego świata, świata magii, wydał mi się głupi. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka: oho, ktoś chciałby przenieść się do takiego świata i przelewa to na papier. Cała "Gra o Ferrin" to przelane na papier pragnienia autorki. Nie znoszę, kiedy główna bohaterka jest wszystko naj - to ani nie jest autentyczne, ani ciekawe. Nie znam autorki więc nie wiem jaka jest. Po przeczytaniu tej książki jednak bardzo dobrze wiem, jaka chciałaby być.

Fabułę można uznać za ciekawą. Intryga władców była zagmatwana i całkiem dobrze rozplanowana na całą akcję książki. Niestety, opisanie jej nie wyszło zupełnie. Nie można pisać książki o innym świecie i nie dać prawie żadnych opisów tego świata. Bo samo stwierdzenie, że w lesie są drzewa a zamek jest biały, zupełnie nie pozwoli wczuć się w klimat. W fantastyce chodzi o stwarzanie nowych światów, pani Michalak stworzyła go, ale w swojej głowie. Czytelnikom dała tylko czarno-biały szkic. A szkoda, bo wizja sąsiadujących ze sobą tak różnych krain ma ogromny potencjał.

Książkę czyta się szybko, ale zupełnie bez przyjemności. Język wręcz śmieszy. Wulgaryzmy połączone z patetycznymi zwrotami. Bezbarwni bohaterowie. Nielogiczne zachowania. Brakuje wielu wyjaśnień, przez co niektóre sytuacje są wręcz niezrozumiałe. Cała wojna przedstawiona jest w chaotyczny sposób, jakby to nie ona sama w sobie była ważna, ale malutkie miejsce jakie zajmuje w niej Anaela. 


Sarah J. Maas - Dwór cierni i róż


Fayre jest najmłodszą córką kupca, który stracił cały swój wielki majątek i teraz żyje w nędzy. Dziewczyna jest jedynym żywicielem swojej rodziny. Ani ojciec ani siostry nie potrafią pracować, dlatego ona nauczyła się polować. Pewnego dnia, na polowaniu, natyka się na wilka i zabija go. Okazuje się, że nie był to zwyczajny wilk, a magiczna istota z kraju magii zza muru, a Fayre musi teraz zapłacić własnym życiem za jego śmierć.

Baśniowa historia, która z początku wydaje się opowiedzianą na nowo "Piękną i Bestią". Im dalej jednak się w nią zagłębiamy, tym mniej cukierkowo się robi i baśń zamienia się w horror. Bohaterowie nie są arcydziełem, część z nich jest nudna i niedopracowana. Główną bohaterkę jest jednak za co lubić, a to najważniejsze, bo jednak jej jest tak najwięcej. Fabuła na początku przewidywalna i trochę głupawa, tak wszystko idealnie zmierza w kierunku szczęśliwego romansu. Mniej więcej w połowie wszystko zaczyna się komplikować i robi się coraz ciekawiej. Zakończenie zaskakujące i naprawdę udane. 





 




24 czerwca 2016

207. Farmona, Drenujący peeling antycellulitowy

Nie wiem jak wy, ale ja ciągle daję się nabrać niektórym reklamom i zapewnieniom producentów kosmetyków. Drenujący peeling antycellulitowy po samej tylko nazwie i opisie wydał mi się skuteczniejszy niż inne. I nawet jeśli nie spodziewałam się, że cellulit faktycznie usunie, to jednak wymagałam od niego dużo. Zawiodłam się? A może jednak nie? Zapraszam na recenzję.


Drenujący peeling antycellulitowy do mycia ciała

Doskonały preparat przeznaczony do mycia i pielęgnacji każdego rodzaju skóry. Szczególnie polecany do masażu ciała w miejscach narażonych na nadmierne gromadzenie się tkanki tłuszczowej oraz powstawanie cellulitu. 

Drobinki peelingujące zanurzone w kremowym żelu oraz unikalny zestaw składników aktywnych: Mikrodrobinki peelingujące, Gotu Cola, SeaSlim Complex, D-panthenol. 
- błyskawicznie oprawiają kondycję i wygląd skóry
- delikatnie złuszczają obumarłe komórki naskórka i przyspieszają jego odnowę
- poprawiają mikrokrążenie i dotlenienie skóry
- pomagają zredukować nawet uporczywy cellulit i nadmiar tkanki tłuszczowej

Regularne stosowanie peelingu zapewnia skuteczne ujędrnienie oraz widoczne wygładzenie powierzchni skóry. Dodatkowo głęboko nawilża, energizuje i odświeża, przywracając skórze jedwabistą gładkość i delikatność. Wzmacnia działanie wyszczuplające i antycellulitowe pozostałych preparatów zawartych w serii. 



SKŁAD

AQUA, SODIUM LAURETH SULFATE, ACRYLATES COPOLYMER, GLYCERIN, SODIUM COCOAMPHOACETATE, POLYURETHANE, PEG-7 GLYCERYL COCOATE, PROPYLENE GLYCOL, CENTELLA ASIATICA (GOTU COLA) EXTRACT,  ALGAE EXTRACT, PLANKTON EXTRACT, CRITHMUM MARITIMUM EXTRACT, PANTHENOL, STYRENE/ACRYLATES COPOLYMER, DIAZOLIKINYL UREA, IODOPROPYNYL BUTYLCARBAMATE, SODIUM HYDROXIDE, DISODIUM EDTA, PARFUM, LIMONENE.


Peeling zapakowany jest w plastikowo tubę, co akurat w tym przypadku jest bardzo niewygodne. Ze względu na dość gęstą konsystencję o wiele lepiej sprawdziłoby się tu opakowanie z odkręcanym wieczkiem. Tę tubę można sobie gnieść i gnieść, a i tak nieznośnie wolno peeling wylewa się na dłoń. 


Peeling jest w jasnoróżowym kolorze. Ma bardzo zbitą konsystencję, ale po rozprowadzeniu po skórze mocno się pieni. Zapach ma lekko słodki, nie nachalny. Po myciu nic nie czuć go na skórze.

Kosmetyk do kupienia w sklepie producenta oraz w drogeriach internetowych. Jego cena za 200 ml wynosi ok. 10 zł.


Peeling okazał się najmocniejszym jaki do tej pory miałam. Potrafi dosłownie zedrzeć skórę. Trzeba naprawdę bardzo delikatnie się z nim obchodzić, bo bardzo łatwo jest zrobić nim sobie krzywdę. Ja używam go tylko na nogi, gdzie potrzebuję mocnego zdzierania, by zapobiec wrastaniu się włoskom. Na rękach spróbowałam go raz i nigdy więcej, zdecydowanie za duży kaliber. Dobry byłby z niego scrub do stóp.

Cellulitu nie zlikwidował, ale odkąd zaczęłam go używać, zdecydowanie zmniejszyła się ilość wrastających włosków na łydkach. Pojemność 200 ml, używana tylko na nogi, starcza na kilka miesięcy. Przy następnych zakupach zrobię sobie zapas, bo tam mocnego zdzieraka jeszcze nie spotkałam. Na dodatek kosztuje naprawdę niewiele.


22 czerwca 2016

206. Eveline, błyszczyk 3D Silk Effect

Słońce dało mi już w kość, tak więc zwinęłam się z leżaka i zabieram za szybkiego posta. Dziś czeka mnie jeszcze małe świętowanie obronionego dyplomu siostry, od dziś licencjonowanej pielęgniarki. Hip hip hurra, mam w domu prywatną opiekę medyczną :) Szkoda tylko, że na każdą moją skargę siostra niezmiennie odpowiada "no cóż, musi boleć". I tyle z porady.

Kilka dni temu wybrałam się do Rossmanna po mój pierwszy błyszczyk od czasów gimnazjum. A więc od około 10 lat. Szmat czasu. Kiedyś błyszczyki miałam wszędzie, w plecaku, torebce, łazience. No ale w gimnazjum był szał na błyszczyki i po prostu trzeba było ich używać. Później zaczęłam chodzić z rozpuszczonymi włosami i używanie błyszczyków stało się niewygodne. Teraz zapragnęłam trochę więcej połysku na ustach, i tak oto do moich skromnych mazideł do ust trafił błyszczący rodzynek.


Satynowy błyszczyk do ust

Innowacyjny błyszczyk łączy moc nawilżających olejków i pigmentów rozświetlających. Za jednym pociągnięciem błyszczyka usta stają się jedwabiście gładkie i ekstremalnie nawilżone dzięki zawartym w nim aktywnym składnikom odżywczym, które stymulują syntezę kalogenu.  


3D Silk Effect pielęgnuje i regeneruje usta, likwidując uczucie spierzchniętego naskórka.


Seria Eveline 3D Silk Effect składa się z 19 odcieni. Mamy jeden pomarańcz, jedną mocną czerwień oraz oraz całą gamę jasnych róży i fioletów.  W moim Rossmannie niestety znalazłam tylko kilka odcieni i nie bardzo było z czego wybierać. A że nie chciałam niczego mocnego, zdecydowałam się na delikatny odcień, bardziej nude niż róż. 


Opakowanie błyszczyku wygląda bardzo ładnie, ale wszak jest u mnie dopiero kilka dni. Srebrne napisy na pewno się wytrą, ale nie powiem, żeby mnie to martwiło. Teraz jest elegancko i prawie ekskluzywnie.

 Gąbeczka, którą nakłada się błyszczyk, jest bardzo mała i strasznie spłaszczona. Nabiera się na nią bardzo mało produktu i muszę nieźle się namachać, żeby umalować usta. Z jednej strony to dobrze, bo nie ma nic gorszego niż nadmiar błyszczyka na ustach. Jak to ściągnąć, żeby nie rozmazać na połowę twarzy? Tu ten problem z pewnością nie wystąpi. 

 Największą zaletą tego błyszczyku jest uczucie nawilżenia, jakie daje. Mogę go nosić cały dzień (z poprawkami, oczywiście) i w ogóle zapomnieć o pomadce ochronnej. Po zmyciu go usta są miękkie i wyraźnie nawilżone. Z mocnym przesuszeniem ust sobie na pewno nie poradzi, ale na pewno nie przyczyni się do pogorszenia ich stanu.

Trwałość oceniam jako bardzo dobrą. Podczas jedzeni czy picia ściera się szybko, ale mała poprawka naprawia szkody. Jeśli jednak nie jemy ani nie pojemy, błyszczyk pozostaje na ustach przez około. 4-5 godzin. Lepka warstwa jest przez cały czas wyczuwalna, i niestety włosy są przez nią przyciągane jak przez magnes. 




Posiadany przeze mnie kolor to odcień o numerze 83. W opakowaniu to dość ciemny, brudnawy róż. Na ustach, niestety, koloru nie ma prawie wcale. Nie chciałam niczego mocnego, no ale jakiś kolor chciałabym widzieć. Błysk jest bardzo ładny, żadnych drobinek brokatu. Błyszczyk jest słabo napigmentowany (przynajmniej numer 83), przez co kolor jest bardzo ale to bardzo delikatny.  

Tak prezentuje się na ustach.



Błyszczyk ma idealny kolor jeśli ktoś nie lubi, kiedy jego usta rzucają się w oczy. Jest delikatny, błyszczy i nawilża usta. Dla mnie ten powrót do błyszczyków był bardzo udany. Co jakiś czas będę zerkała do szafy Eveline czy aby nie pojawiły się nowe ciekawe kolorki.

Błyszczyki Eveline dostaniecie e wszystkich drogeriach w cenie poniżej 10 zł.










20 czerwca 2016

205. Ananasek

Naszła mnie ochota na pieczenie. Najlepiej czegoś prostego, żebym nie dała rady zepsuć. No i taką prostotę wybrałam, że po raz pierwszy w życiu piekłam biszkopt. Wyszedł całkiem dobrze, chociaż mógł być troszkę wyższy i odrobinę za długo go trzymałam, w efekcie spód się lekko przypiekł. W smaku jednak nic nie czuć, więc jak na pierwszy raz jest dobrze.


SKŁADNIKI

Biszkopt:
- 5 jajek
- 1 szklanka cukru
- 1 szklanka mąki tortowej
- 0,5 szklanki mąki kartoflanej
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia

Krem:
-  1 szklanka mleka
- 0,5 szklanki cukru
- 1 puszka ananasów
- 2 budynie śmietankowe
- 100 g wiórek kokosowych (może być nawet mniej)
- 3/4 kostki margaryny


Pozostałe:
- 1 puszka ananasów
- 2 galaretki (smak dowolny)
- cytryna
- woda  


PRZYGOTOWANIE

Biszkopt

Mąki mieszamy z proszkiem do pieczenia. Jajka ubijamy mikserem z cukrem przez 8-10 min. Dodajemy mąkę (najlepiej, żeby druga osoba cały czas miksowania jajek z cukrem mieszała nam mąkę) do jajek. Biszkopt pieczemy ok. 35 min. w temp 180 stopni C. 


Krem

Gotujemy szklankę mleka i do ugotowanego już dodajemy cukier. W soku ananasowym (cały sok z 1 puszki) mieszamy budynie i dodajemy do gotującego się mleka. Gotujemy budyń na małym ogniu cały czas mieszając. Ucieramy margarynę i dodajemy do budyniu, następnie wsypujemy wiórki kokosowe i pokrojonego w kostkę ananasa. Całość mieszamy i odstawiamy do wystygnięcia.

Przekładanie

Biszkopt dzielimy na dwie części i nasączamy je wodą z cytryną, a następnie przekładamy kremem. Na wierzchu układamy plasterki ananasa i zalewamy galaretką. 



W mojej dzisiejszej wersji zamiast ananasa na wierzchu są dwa kolory galaretek. Na zdjęciu się trochę zlało, ale na blaszce widać, jak fajnie przenika się żółty i pomarańczowy.


19 czerwca 2016

204. Nivea, Krem do oczyszczania twarzy

Produkty do oczyszczania twarzy to ten rodzaj kosmetyków, które znajdziemy nawet u osób, dla których kosmetyki ograniczają się do mydła, szamponu i pasty do zębów. To takie absolutne minimum, które poznajemy w okresie dojrzewania, kiedy nagle sama woda okazuje się niewystarczająca, i które pozostaje z nami już na dobre.

Jakiś czas temu na portalu ofeminin ruszyła akcja testerska nowych produktów Nivea. Spośród trzech nowości do oczyszczania twarzy wybrałam krem, ponieważ z taką formułą się jeszcze nie spotkałam. Znam żele, pianki, olejki, ale kremu jeszcze nie. 


NIVEA Creme Care Krem oczyszczający do twarzy wzbogacony kompleksem NIVEA Creme Care:
- dokładnie, a zarazem łagodnie oczyszcza skórę z zanieczyszczeń
- utrzymuje naturalny poziom nawilżenia skóry
- pielęgnująca formuła z Euceritem, pantenolem i niepowtarzalnym zapachem Kremu NIVEA jest dostosowana do wszystkich typów cery

 ZOBACZ I POCZUJ PIĘKNĄ SKÓRĘ
Pielęgnująca formuła sprawia, że skóra jest oczyszczona, gładka i naturalnie piękna.

Tolerancja dla skóry potwierdzona dermatologicznie. Produkt przebadany okulistycznie.

SKŁAD

AQUA, ISOPROPYL PALMITATE, GLYCERIN, PARAFFINUM LIQUIDUM, CETYL ALCOHOL, GLYCERYL STEARATE CITRATE, METHYLPROPANEDIOL, BIS-DIGLYCERYL POLYACYLADIPATE-2, GLYCERYL STEARATE, PANTHENOL, CETYL PALMITATE, LANOLIN ALCOHOL (EUCERIT), OCTYLDODECANOL, DECYL GLUCOSIDE, SODIUM CARBOMER, PHENOXYETHANOL, METHYLPARABEN, LIMONENE, LINALOOL, GERANIOL, CITRONELLOL, BHT, PARFUM.

 Krem posiada konsystencję balsamu. Nie spływa z twarzy ale rozprowadza się szybciej niż krem. Pod wpływem wody nie pieni się. Pachnie klasycznym kremem Nivea, zapach ten utrzymuje się na skórze po zmyciu kremu. Do umycia całej twarzy potrzeba niewielkiej dawki kosmetyku, wydajność jest więc bardzo duża.

Niebieska tubka mieści w sobie 150 ml kremu. Wykonana jest z miękkiego tworzywa, bardzo łatwo wydobyć ze środka kosmetyk. Nie będzie też problemu z przecięciem opakowania, by wydobyć resztkę produktu. Zamykanie na klik trzyma mocno i póki co samo z siebie się nie otwiera. Przy tego typu zamykaniu można się jednak spodziewać, że po pewnym czasie mechanizm trochę się rozreguluje. 


 Głównym zadaniem kremu jest oczyszczenie twarzy, i w tej roli sprawdza się on u mnie bardzo dobrze. Odkąd udało mi się opalić twarz, zupełnie nie używam podkładu ani kremu BB, sporadycznie nakładam róż czy rozświetlacz. Z nimi krem sobie radzi, resztki tuszu też ładnie domywa, nic a nic nie szczypiąc w oczy. Wprawdzie do oczu sam krem się jeszcze nie dostał, ale podczas uważnego mycia nie podrażnia. Raz spróbowałam zmyć nim podkład i potrzebne było podwójne mycie, bo na białym ręczniku został ślad. 

Drugim zadaniem kremu jest zapobieganie wysuszeniu skóry. To również mu się udaje. Patrząc na skład od razu przychodzi mi na myśl: no pewnie, że nie ma suchej skóry, skoro po myciu jest ona oblepiona parafiną. Może i tak jest, ale widząc efekty nie przeszkadza mi to. Skóra już podczas mycia jest miękka i gładka. Po spłukaniu kremu nie czuję ściągnięcia i mogę chwilę odczekać z tonikiem i kremem (np. po to, żeby nacieszyć się zapachem). 

U mnie krem zdał egzamin. Moja obecna pielęgnacja jest  tak minimalistyczna jak tylko się da. Ostatnio miałam dwa długie wyjazdy, na które zabrałam tylko najpotrzebniejsze kosmetyki. Mojej skórze się to spodobało, tak więc już zostało. Tak więc kiedy nie dręczę mojej twarzy przez cały dzień makijażem, nie wklepuję w nią miliona kremów i pozwalam jej po prostu oddychać, ona czuje się lepiej i nie potrzebuje tak mocnego oczyszczenia jak zimą. Krem do oczyszczania twarzy od Nivea będzie świetnym kosmetykiem na lato, jesienią pewnie wrócę jednak do czegoś mocniejszego.


14 czerwca 2016

203. Avon, Rozświetlające masło do ciała

Masła i balsamy do ciała są jednymi z moich ulubionych kosmetyków. Uwielbiam tę och mnogość zapachów, które, w większości przypadków, zostają na skórze na dłużej,

Masło, o którym chcę dziś opowiedzieć, jest drugim masłem z serii Avon Planet Spa, które wypróbowałam. Pierwsze, truflowe, okazało się naprawdę fenomenem. Nie tylko ze względu na zapach ale również działanie. Poczytać o nim możecie tutaj.


SKŁAD

AQUA, MINERAL OIL, CANOLA OIL, BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA) BUTTER, GLYCERIN, CETEARYL ALCOHOL, CETYL ALCOHOL, DIMETHICONE, MICA, PARFUM, PHENOXYETHANOL, CARBOMER, METHYLPARABEN, POLYSORBATE 60, DISODIUM EDTA, SORBITAN OLEATE, PEG-150 STEARATE, STEARETH-20, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, SODIUM HYDROXIDE, PEARL POWDER, TIN OXIDE, CHONDRUS CRISPUS EXTRACT, SEA SALT, CI77491, CI77492, CI77499, CI77891, BENZYL SALICYLATE, GERANIOL, LIMONENE, LINALOOL.


Masło znajduje się w odkręcanym plastikowym opakowaniu. Pod zakrętką zabezpieczone jest dodatkowo papierkiem. Masło jest kolory białego, lekko wpada w żółte tony  Konsystencja raczej gęsta, Masło wyróżnia się zapachem, bardzo intensywnym kwiatowym, który długo utrzymuje się na skórze. Mnie on totalnie zauroczył, bardziej jeszcze niż wcześniej wspomniana trufla czekoladowa.


 Bardzo polubiłam aplikację tego masła. Dobrze rozprowadza się po skórze i bardzo szybko wchłania. Smarowanie zaczynam od dołu, i kiedy kończę ręce, mogę ubierać spodnie. Bardzo to wygodne, szczególnie kiedy masła używam rano i mam mało czasu.



Perłowe masło to kolejne masło z serii Planet Spa, które mocno i na długo nawilża moją skórę. Po jego użyciu jest miękka i gładka, a do tego przecudnie pachnie.  A w słońcu dodatkowo się błyszczy za sprawą świecących drobinek. Są one tak małe i dają tak nienachalny efekt, że tylko w mocnym słońcu je widać.

Ja tym masłem jestem zachwycona. Nadaje się zarówno na zimę, ponieważ daje dużą dawkę nawilżenia, jak i na lato - szybko się wchłania a świecące drobinki podkreślają opaleniznę. Polecam wam wypróbować jakieś masło z tej serii, bo są one naprawdę godne uwagi. Ja mam jeszcze dwa rodzaje upatrzone i na pewno się na nie skuszę.





9 czerwca 2016

202. Kneipp. BIO-Olejek do ciała

W wielką moc olejków wierzę, ale jakoś ciągle nie mogę się do nich przekonać. Nie mam suchej skóry więc może dlatego nie doceniam ich właściwości. Włosy też w sumie dobrze się bez nich mają.

Jeszcze w zeszłym roku roku trafił do mnie BIO-olejek do ciała Kneipp. O marce ostatnio dość sporo słyszałam, głównie za sprawą olejków do kąpieli. Dorzucę więc też swoje trzy grosze.


- Roślinne czynniki pielęgnacyjne.
- Bez substancji konserwujących *.
- Bez barwników.
- Bez olejów mineralnych, silikonowych i parafinowych.
- Opracowane i kontrolowane przez doświadczonych naukowców i dermatologów.
 - Tolerancja skóry potwierdzona przez dermatologiczną klinikę uniwersytecką.
- Filozofia firmy oparta na ochronie środowiska i zasobów naturalnych.
- Kneipp jest członkiem Stowarzyszenia Ludzie dla Praw Zwierząt.
*Zgodnie z rozporządzeniem (WE) dot. produktów kosmetycznych. 





Kneipp BIO-Olejek do ciała: 100 % naturalnych olejków
- poprawia elastyczność skóry
- ujędrnia i wygładza skórę
-pomaga zachować długotrwałe uczucie gładkiej, miękkiej skóry
- szybko się wchłania
- odpowiedni do wszystkich rodzajów skóry

SKŁAD

CARTHAMUS TINCTORIUS (SAFFLOWER) SEED OIL**, OLEA EUROPAEA (OLIVE) FRUIT OIL**, LIMONENE*, CITRUS GRANDIS (GRAPEFRUIT) PEEL OIL, CITRAL*, LINALOOL*, HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, TOCOPHEROL.
* z naturalnego olejku eterycznego
** z kontrolowanej uprawy ekologicznej


To co niewątpliwie wyróżnia olejek, to jego przecudowny grejpfrutowy zapach.  Podczas aplikacji jest on niezwykle silny, później trochę traci na mocy i tylko otula. Samo wąchanie tego olejku to już terapia i ogromna przyjemność.

Olejek ma delikatnie żółtawe zabarwienie. Jest bardzo wydajny, wystarczy zaledwie kilka kropel by nasmarować całe ciało. Jak z wchłanianiem? Mogłoby być lepiej. Niby wchłania się dobrze, nie lepi się. A jednak kiedy przejechać dłonią po skórze tłusty ślad pozostaje. Na plus, że jednak żadne paprochy do ciała się nie kleją.


 Co do samego działania olejku mam mieszane uczucia. Nawilża, ale nie jest to żadne wow. Może robię to źle, może za krótko, ale różnicy pomiędzy olejkiem a przyzwoitym balsamem do ciała nie widzę. 

Olejek ma poprawiać wygląd blizn i rozstępów. Blizn nie mam, więc próbowałam na rozstępach. I tu już na pewno było za krótko, ale nie chciało mi się w punktowe smarowanie bawić. Teraz traktuję olejkiem całe ciało i jakoś różnicy dalej nie widzę.

Tak więc olejków dalej nie pokochałam. BIO-Olejek Kneipp zachwyca zapachem, działaniem mniej. Ale może na innej skórze efekt będzie inny. Moja nie jest sucha, mało kiedy więc widzę, żeby działanie jakiegoś nawilżacza było bardzo mocne. Skóra po prostu stale wygląda podobnie. 

Olejek ma też ten plus, że znajduje się (moja wersja, na stronie producenta jest większa) w 20 ml buteleczce, jest więc idealnym rozwiązaniem na wyjazd.

Olejek dostępny jest w Hebe. Na wizaż jego cena za 100ml wynosi 30 zł.

8 czerwca 2016

201. Yves Rocher, żel pod prysznic soczysta malina

Owocowe zapachy w kosmetykach należą do moich ulubionych. Kwiatowe czy słodkie (np. wanilia, czekolada) też są śliczne, ale to jednak owoców jestem pewna bez wcześniejszego sprawdzania, że  mi się spodobają. Najpiękniejsze owocowe zapachy znalazłam w żelach pod prysznic Yves Rocher.

 

Żel pod prysznic i do kąpieli Malina to kosmetyk do mycia ciała, który zapewni Ci chwile przyjemności i odprężenia, otulając ciało lekką, owocowo pachnącą pianą i pozostawiając na skórze subtelny, słodko-kwaskowaty wesoły aromat soczystych malin. Formuła żelu nie wysusza skóry. Kosmetyk ma neutralne dla skóry pH.
 
SKŁAD
AQUA, HAMAMELIS VIRGINIANA (WITCH HAZEL) WATER, COCAMIDOPROPYL BETAINE, SODIUM LAURETH SULFATE, GLYCERIN, DECYL GLUCOSIDE, RUBUS IDAEUS (RASPBERRY) FRUIT EXTRACT, SODIUM CHLORIDE, SODIUM LAURYL GLUCOSE CARBOXYLATE, PARFUM, SODIUM BENZOATE, LAURYL GLUCOSIDE, COCO-GLUCOSIDE, GLYCERYL OLEATE, CITRIC ACID, TETRASODIUM EDTA, SALICYLIC ACID, POLYSORBATE 20, PROPYLENE GLYCOL, DENATONIUM BENZOATE, CI 17200, CI 19140
 
Duża, 400 ml butelka żelu powinna teoretycznie powinna wystarczyć na długo, niestety przez duży otwór wylewa się bardzo dużo żelu i często wydobywa się go za dużo. W sklepie Yves Rocher można dokupić do niego pompkę, ale do sklepu jakoś nie było mi po drodze i żel się skończył, zanim się po nią wybrałam.



Żel najbardziej wyróżnia przepiękny malinowy zapach. Jest niezwykle naturalny i intensywny. Podczas kąpieli wypełnia się nim cała łazienka. Jest jednocześnie słodki i kwaśny. Niestety, na skórze jest zupełnie niewyczuwalny.  

Konsystencja żelu jest bardzo rzadka. To w połączeniu z niezbyt wygodną butelką sprawia, że łatwo wylać go na dłoń za dużo. 


Żele Yves Rocher zachwycają mnie swoimi zapachami. Ten idealnie wpisuje się w obecną porę roku jak i nadchodzące lato. Żel dostaniecie w sklepach Yves Rocher. Jego regularna cena to 16,90. Teraz w sklepie internetowym jest na niego 50% promocja. 



 

7 czerwca 2016

200. Obejrzane w maju

Wild Child. Zbuntowana księżniczka.



Poppy jest stereotypową amerykańską nastolatką. Zniecierpliwiony jej zachowaniem ojciec wysyła ją do prywatnej szkoły dla dziewcząt w Anglii, gdzie kiedyś uczyła się matka Poppy. Dziewczyna nie chce zostać w szkole, dlatego razem ze współlokatorkami zaczyna się starać, by dyrektorka ją wyrzuciła.

 Uwielbiam takie filmy. Poppy oczywiście przechodzi przemianę, znajduje przyjaźń i miłość, rozprawia się z przeszłością i zbliża się z ojcem. Do tego film jest przezabawny i bardzo dobrze się go ogląda.





Torment



Sara, Cory i Liam, syn Cory'ego, wyjeżdżają razem do domu na wsi. Już pierwszej nocy zaczynają się kłopoty, kiedy chłopczyk zostaje porwany. 

Horror z pluszowymi królikami w rolach głównych. Nie lubię takich filmów, a ten obejrzałam przez pomyłkę, bo dopiero po pół godzinie zorientowałam się, że to jednak nie ten, który chciałam zobaczyć. Momentami straszny, ale głównie to mnie denerwował.






Magic Mike
źródło

Mike jest bardzo przedsiębiorczy i ma wielkie plany na przyszłość. Chce otworzyć własny biznes, ale do tego potrzebuje dużo pieniędzy. Pracuje więc w klubie jako striptizer i odkłada każdy grosz na marzenia. Została mu ostatnia prosta, kiedy na jego drodze staje Adam - młody, nieodpowiedzialny chłopak, bez pomysłu na życie. Mike zaczyna troszczyć się o niego jak starszy brat i pomaga mu, kiedy Adam wpada w wielkie kłopoty.

Całkiem przyjemna historia, spojrzenie na zawód striptizera z trochę innej strony. Dla jednych jest to całe życie, dla innych chwilowa dobra zabawa, a dla jeszcze innych środek do celu. Dobry film na babski wieczór, ale nie kusi mnie by obejrzeć drugą część. To jednak nie jest historia, która potrzebuje ciągu dalszego.






Jestem numerem cztery

źródło

John nie jest człowiekiem. Pochodzi z innej planety z której uciekł przed najeźdźcami. Teraz on i jemu podobni ukrywają się na Ziemi. Polujący na nich Mogadorczycy zabijają ich według kolejności. John jest czwarty, a właśnie zginął trzeci.

Romans dla młodzieży z obcymi w tle. Dla mnie brzmi źle, ale film z tego wyszedł bardzo dobry. Rozczulający jest grający tam pies - aż się serce ściska w jego pierwszej scenie.




Papusza

źródło
Papusza jest Cyganką, która nauczyła się czytać i pisać. Kiedy poznaje pisarza Jerzego Ficowskiego zaczyna wyróżniać ją jeszcze jedna rzecz - zostaje poetką. Na początku wszyscy są z niej dumni, ale kiedy Ficowski wydaje książkę o Cyganach, wszyscy są wściekli na Papuszę, że ta zdradziła ich  tajemnice.

Film oglądałam na zajęcia, to zupełnie nie moja tematyka. Nie ogląda się go dla rozrywki. Trochę mi się dłużył, ale koniec końców nie był taki zły.




Iron Man

źródło
Miliarder Tony Stark jest genialnym konstruktorem broni. Podczas prezentacji swojej najnowszej wyrzutni rakiet zostaje porwany przez terrorystów i zmuszony przez nich do wybudowania dla nich identycznej broni. Przechytrza ich i buduje dla siebie zbroję - Iron Mana - dzięki której udaje mu się uciec. 

Dużo latania, dużo rozwalania. Nawet nie spodziewałam się, że film aż tak mi się spodoba.




Iron Man 2

źródło

W drugiej części Iron Man musi zmierzyć się z wrogiem-naśladowcą.

I znowu latanie i rozwalanie.  Druga część równie dobra jak pierwsza. Genialne efekty specjalne i ciekawy scenariusz.





Iron Man 3

źródło
W trzeciej części Iron Man znów walczy z terrorystami, tym razem są to jednak porachunki bardziej osobiste. W walce przeszkadzają mu jednak nawracające ataki paniki, pozostałość po walce z kosmitami w Nowym Jorku (Avangers).

Fabuła całkiem wciągająca, ale jednak film niespecjalnie mi się spodobał. Mam wrażenie, że więcej tu było dramatu niż kina akcji. Przez 1/3 chciało mi się płakać, a chyba nie o to miało chodzić.



Acengers: Czas Ultrona
źródło

Idąc za ciosem obejrzałam kolejny film Marvela. Avengers 1 podobał mi się bardziej, ale drugi to był koszmar. Opinie zebrał świetne, dla mnie jednak był naprawdę kiepski.




Na razie mam dość filmów z superbohaterami. Teraz mam ochotę na same głupkowate komedie z wakacjami w tle.