29 grudnia 2014

056. Yves Rocher, odżywka odbudowująca

Do Was też już dotarła prawdziwa zima? U mnie śniegu za dużo nie ma, ale za to temperatury z nocy na noc są coraz niższe. A myślałam, że tu już na wiosnę się szykuje.

Mój zachwyt nad kosmetykami Yves Rocher nadal trwa. Dziś na tapetę biorę odżywkę do włosów, o której wiele dobrego się naczytałam, postanowiłam więc sama jej wypróbować.



Co mówi producent?
Odżywka odbudowująca z olejkiem jojoba. Do włosów bardzo suchych lub kręconych. Twoje włosy są bardzo suche i/lub kręcone? Zapewnij im właściwą pielęgnację dzięki właściwościom odżywczym i odbudowującym olejków jojoba i z migdała. Efekt: Twoje włosy będą zdrowe, bardziej odporne, gładkie, miękkie i błyszczące. 

Co widać gołym okiem?

Miękka biało zielona tuba, z brązowymi elementami. Na odwrocie znajduje się nalepka w języku polskim. Odżywka bardzo ładnie spływa po ściankach, mamy więc pewność, że wykorzystamy ją do końca. 
Odżywka ma kolor biały, pachnie słodko, ja wyczuwam w niej właśnie ten olejek migdałowy. Zapach utrzymuje się na włosach, nie jest jednak nachalny. Jeśli jednak komuś nie podpasuje, będzie go stale czuł i czuł. 

Pojemność
150 ml

Cena
11,90

Dostępność
stacjonarne sklepy Yves Rocher, online



Skład
AQUA, CETYL ALCOHOL, STEARYL ALCOHOL, BEHENTRIMONIUM CHLORIDE, SIMONDSIA CHINENSIS (JOJOBA) SEED OIL, PRUNUS AMYGDALUS DULCIS (SWEET ALMOND) OIL, ISOPROPYL ALCOHOL, SODIUM BENZOATE, PARFUM/FRAGRANCE, GUARHYDROXY, PROPYLTRIMONIUM CHLORIDE, CITRIC ACID, PANTHENOL


Moja opinia

Kupując tę odżywkę, naprawdę wiele się po niej spodziewałam, i nie zawiodłam się. Włosy po niej są niesamowicie mięciutkie (już podczas spłukiwania jej można to odczuć), błyszczące i prawie w ogóle nie splątane po myciu. Nie elektryzują się, a moim kłaczkom naprawdę często się to zdarza. Nie mam ani fal ani loków, nie wiem więc jak radzi sobie z nimi, ale efekt na moich prostych drutach podoba mi się niesamowicie. A do tego jeszcze ten cudowny zapach, który utrzymuje się delikatnie właściwie aż do następnego mycia. Jedynym minusem tej odżywki jest jej wydajność. Do mojej dobrała się siostra i starczyło mi (nam) jej na niecały miesiąc. 
Kolejny produkt marki, który skradł moje serce. 

21 grudnia 2014

055. Świąteczny Nastrój u Iris, cz. 2


Nie pamiętam, żeby w moim domu kiedykolwiek piekło cię świąteczne pierniczki. U babci tak, ale u nas nigdy. W tym roku postanowiłam spróbować czegoś nowego i po raz pierwszy upiec ten symbol świąt.

Pierwsza partia pierniczków, upieczona kilka dni temu, w dziwnych okolicznościach zniknęła. Dziś zabrałam się za nie drugi raz, wiedząc co poprzednio wyszło źle i co można by poprawić.

Zarówno za pierwszym jak i za drugim razem kierowałam się tym przepisem. Troszkę jednak go zmieniłam za drugim razem.


Składniki
- ok. 700 g mąki pszennej tortowej, później można dosypać więcej, aby uzyskać odpowiednią konsystencję ciasta
- 3/4 szklanki cukru
- ok. 300 g miodu
- 200 g margaryny
- 1 jajko
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- ok. 4 łyżeczek przyprawy do piernika
- 2 łyżki ciemnego kakao

Zaczynamy do rozpuszczeniu w rondelku na wolnym ogniu margaryny, cukru i miodu. Zostawiamy do wystygnięcia (im zimniejsze tym lepiej, później będzie trzeba do tego włożyć ręce; mnie za pierwszym razem nie chciało się długo czekać i odrobinę się poparzyłam). Na miseczce roztrzepujemy jajko i dodajemy je do rondelka. W osobnej misce mieszamy ze sobą mąkę, sodę, przyprawę i kakao. Dodajemy zawartość rondelka i zagniatamy ręką. Teraz ewentualnie możemy dosypać więcej mąki, żeby ciasto było bardziej treściwsze. Tak aby nadawało się do rozwałkowania. 
Ciasto należy wstawić na co najmniej pół godziny do lodówki, żeby trochę stężało i lepiej się je wałkowało. Można przykryć je folią, żeby nie zaschło na wierzchu.
Gotowe ciasto wałkujemy na grubość ok. 5 mm (w oryginalnym przepisie są 2 mm, ale wtedy pierniczki wychodzą płaskie, od Was więc zależy jakie duże urosną). Jeśli chcemy je później zawiesić na choinkę, robimy w nich dziurki. Układamy na blachę i pieczemy w rozgrzanym do 160 stopni C piekarniku przez 7 minut. Uwaga: po trzech blatach odczekajcie chwilę, żeby piekarnik ostygł odrobinę, inaczej temperatura w środku może być za wysoka dla pierniczków.


Składniki na lukier:
- 4 czubate łyżki cukru pudru
- 1 białko

Ucieramy razem, aż masa zrobi się gładka. Ja przelałam ją następnie do dużej strzykawki i za jej pomocą malowałam wzorki. Znów się nie popisałam i część najgorszych pierniczków zanurzyłam w lukrze. Można posypać je dodatkowo wiórkami czekoladowymi. 




A teraz trzeba się dzielnie powstrzymywać, żeby ich przed świętami nie zjeść.



Post bierze udział w akcji Celebruj Chwile na blogu Arcy Joko.

18 grudnia 2014

054. Świąteczny Nastrój u Iris, cz. I



Okres świąt Bożego Narodzenia jest chyba najbardziej nastrojowym okresem w roku. Wystarczy popatrzeć na medialne i zakupowe szaleństwo. Kogo ono nie dotyka? Tygodniami myślimy nad prezentami dla bliskich, kupujemy kolorowe papiery, bombki i łańcuchy na choinkę, przystrajamy mieszkania. Zwykle dopełnieniem świątecznej atmosfery jest śnieg - w tym roku niestety tego elementu nam zabrakło. Ale czy przez to święta będą mniej świąteczne? Ależ skąd!

Boże Narodzenie to czas poświęcony na spotkania rodzinne, wspólne śpiewanie kolęd oraz odwiedziny stajenki. Bo nie można zapominać, że to nie święto świateł i prezentów, ale przede wszystkim ogromna uroczystość religijna.

W pierwszej części postów świątecznych (mam nadzieję, że tak jak sobie to zaplanowałam, pojawi się ich więcej), pokażę Wam kilka świątecznych ozdób, które już zawitały do mojego pokoju. Część z nich jest kupiona, część wykonana własnoręcznie. Nie jestem mistrzem DIY i zwykle wszelkie moje próby stworzenia czegoś kończą się porażką, więc nie oceniajcie zbyt krytycznie :)


Gwiazda betlejemska bezsprzecznie kojarzy mi się z Bożym Narodzeniem. Czy to kwiat żywy czy sztuczny, w  ten świąteczny czas musi zastąpić inne bukiety. Z braku odpowiedniej osłonki, poratowałam się świąteczną wstążką. 
Choinka w ramce została wyśmiana przez moją siostrę i przyrównana do dzieła przedszkolaka. I właśnie przez tę niechęć mojej siostry-współlokatorki, choinka w pokoju zostanie. 
Podczas oglądania filmu wycięłam dwie papierowe gwiazdki i stwierdziłam, że w sumie całkiem fajnie będą wyglądały na szerokich liściach kwiatka z okna. 
Kultowa już latarenka z Ikei zyskała odrobinę bardziej świąteczny wygląd dzięki zielonej kokardzie (podpatrzone na jednym z obserwowanych przeze mnie blogów).
Aniołek z kiermaszu świątecznego zajął miejsce podkowy na szczęście.


Bardzo prosta w wykonaniu latarenka. Namalować można dowolny wzór, ja jednak postanowiłam postawić na jak największą prostotę, żeby za dużo nie zepsuć.


Tę latarenkę już trochę trudniej się robiło, ale w końcu dałam radę tak obwiązać szyszki, gałązki tuji i i słoik, żeby wszystko się trzymało. Świeczka w słoiku jest również mojej roboty. Jakiś czas temu miałam kolejny genialny pomysł, że sama będę robiła sobie świeczki. Ale to już temat na osobny post. Powiem tylko, że ta konkretna pali się jak szalona - tak ogromnego płomienia to ja jeszcze w świecach nie widziałam :) Aż się boję o ten sznurek.


Z tą poduszką wiąże się osobna historia, która idealnie obrazuje, jak bardzo w życiu mi nic nie wychodzi. Poszewki kupiłam z myślą ozdobienia ich jakimiś świątecznymi motywami metodą transferową. Polega ona na przyłożeniu do materiału kartki wydruku z drukarki laserowej i namoczenie jej rozpuszczalnikiem. Wzór powinien się odbić i zostać na materiale.
Zaopatrzyłam się we wszystkie niezbędne narzędzia, jakieś pół godziny spędziłam w ogródku wdychając rozpuszczalnik, i co? I jak zwykle klapa. Skończyło się na tym, że poszewki musiałam prać, bo całe były zlane rozpuszczalnikiem. 
Koniec końców, postanowiłam coś na nich wyszyć. Do świąt zostało mało czasu, a ja potrzebowałam świątecznej poszewki na już. Dlatego renifer ma prześwity, ale powiedzmy, że o to mi chodziło :) Zdziwiona jestem, że wyszycie tego zajęło mi tylko jedno popołudnie.


To zdecydowanie jest ozdoba, która podoba mi się najbardziej. Być może dlatego, że nie zrobiłam przy niej nic oprócz ułożenia wszystkiego na tacy, nic więc nie mogłam zepsuć. Potpourri dostałam na urodziny w sierpniu, i od tego czasu leżało sobie i czekało. Dodam tylko, że pachnie czekoladą :)



A jak Wy ozdobiłyście swoje mieszkania/pokoje? Stawiacie na gotowe, kupne dekoracje, czy wolicie wykonać je własnoręcznie?



Post bierze udział w akcji Celebruj Chwile na blogu Arcy Joko.

14 grudnia 2014

053. Yves Rocher, Szampon do włosów KOCHAM MOJĄ PLANETĘ

Ostatni tydzień do świąt a ja nie zrobiłam jeszcze nawet 1/3 rzeczy, które zaplanowałam do zrobienia. Oj, coś czuję, że się nie wyrobię. Jak dobrze, że na uczelni już czuć święta i wykładowcy przymykają oko na nasze "tak-bardzo-nam-się-nic-nie-chce".

Dziś krótka recenzja szamponu, który powoli dobija już dna, miałam więc sporo czasu do poznania go dobrze.


Co mówi producent?

Co widać gołym okiem?

Opakowanie jest naprawdę ładniutki. Z jasnozielonego przezroczystego plastiku z jakimiś biało zielonymi roślinkami na przodzie. Otwieranie takie jak widać na zdjęciu, działa bez zarzutu. 

Sam szampon jest przezroczysty, lekko zielonkawy. Raczej rzadki niż gęsty, pachnie delikatnie, roślinie.

Pojemność
300 ml

Cena
14,90 zł.

Dostępność
Yves Rocher

Skład

Moja opinia

Szampony Yves Rocher zdecydowanie służą skórze mojej głowy. Nie występuje po nich swędzenie czy łupież. Ten konkretny szampon ma same plusy. Jest niesamowicie wydajny, wystarczy odrobina by wytworzyć ogrom piany. Ma piękny, nienachalny zapach, świeży i roślinny. Dobrze zmywa oleje. Włosy po nim nie są zmiękczone czy odżywione, ale to zadanie dla maski i odżywki. On dobrze myje i pozwala cieszyć się prawdziwą świeżością przez długi czas. Oczywiście to, jak długi on będzie, jest już sprawą indywidualną. Dla mnie 1,5 dnia ze świeżymi włosami to absolutnie świetny wynik. 
Szampon świetnie nadaje się do codziennego mycia włosów. Bardzo dobrze oczyszcza a jednocześnie nie podrażnia skóry głowy. Cieszę się, że go wypróbowałam.


8 grudnia 2014

052. Polowanie

Dziś trochę luźniejszy post z krótką recenzją (chociaż recenzja to może nie do końca właściwe określenie mojej krótkiej oceny) filmu.


Lucas, główny bohater pracuje w przedszkolu, do którego chodzi córka jego najlepszego przyjaciela. Dziewczynka, obrażona na niego za to, że zwrócił jej uwagę, oskarża go przed dyrektorką przedszkola o molestowanie. Nie zdaje sobie oczywiście sprawy z tego, co właściwie robi, skutki jednak tego zmyślonego wyznania są katastrofalne.
Wiadomość o poczynaniach "pedofila" lotem błyskawicy rozchodzą się po całym miasteczku, a życie Lusaca zamienia się w piekło. Traci pracę, zostaje aresztowany. Odwracają się od niego wszyscy przyjaciele, nie wolno mu nawet robić zakupów w miejscowych sklepie, a jego była żona zabrania ich synowi widywać się z ojcem.
Film nie ma szczęśliwego zakończenia. Bo czy można z pamięci ludzkiej wymazać wszelkie podejrzenia? Nawet jeśli podejrzany zostanie uniewinniony a kłamstwo ujawnione, zawsze znajdzie się ktoś, kto już wydał wyrok.
Film niezwykle poruszający, potrafi zagrać na uczuciach. Szczerze polecam wszystkim. To inne spojrzenie na wielki problem pedofilii. 



6 grudnia 2014

051. Denko listopadowe

Przyznać się, która z Was była niegrzeczna i dostała rózgę? Kiedy byłam dzieckiem, uwielbiałam 6 grudnia. No dobra, dalej uwielbiam. Ale chyba wszyscy kochają dostawać prezenty i obdarowywać nimi innych.

Listopad skończył się prawie miesiąc temu, więc denko znowu z poślizgiem.


1. Biały Jeleń, Hipoalergiczna pianka do mycia twarzy - Przyjemny produkt, który fajnie odświeżał w letnie upały. Wygodna aplikacja i duża wydajność. Recenzja. Kupię ponownie.

2. Yves Rocher, Żel pod prysznic ziarna kawy z Brazylii - Absolutny ulubieniec. Żel gęsty, wystarcza odrobina by wytworzyć mnóstwo piany. Zapach tak cudowny, że nie chciało się wychodzić spod prysznica. Kupię ponownie.

3. Balea, Odżywka do włosów farbowanych - Wygrana w rozdaniu na wlosynaemigracji. Kiedy zaczęłam jej używać, farba na moich włosach była już tak wypłukana, że nic już by jej nie pomogło, tego więc efektu sprawdzić nie mogłam. Całkiem przyjemny produkt, pięknie rozplątywał włosy, które po myciu były miękkie i zdecydowanie mniej spuszone. To mój pierwszy kosmetyk Balei, przy najbliższej więc okazji kupię inną wersję na wypróbowanie. 

4. Miss Sporty, Podkład so matte - Bardzo dobry podkład w dobrej cenie. Odcień 01 jest dla mnie za jasny, 02 za to idealny. Już kupiłam ponownie.



5. Perfecta, Masło do ciała o zapachu jagodowej muffinki - Zapach przecudowny, działanie średnie. Dla niewymagającej skóry odpowiednie, na zimę jednak przyda się trochę mocniejsze nawilżenie. Recenzja. Kupię ponownie, ale może w innej wersji zapachowej.

6. Yodeyma, próbka perfum Iris - Nie mogąc się zdecydować, jaki zapach próbki wybrać, po samej tylko nazwie zamówiłam tę, która nazywa się tak jak ja w blogosferze. Zapach okazał się cudowny, a najbardziej zakochała się w nim moja siostra, która na imieniny dostała ich cały flakon. Kupię, albo raczej odkupię, kiedy moja siostra zorientuje się, że podbieram jej te perfumy.

7. Bielenda, Bezacetonowy witaminowy zmywacz do paznokci - Zmywacz jak zmywacz, zmywał całkiem dobrze. Wolę jednak te w plastikowych buteleczkach niż w szklanych, dlatego też wracam do Sensique, które kupuję już od bardzo dawna. Nie kupię ponownie.

8. Etiaxil, Antyperspirant - Mój niezbędnik na lato. Zimą używam go rzadziej, wtedy nie potrzebuję aż tak dużej ochrony przed potem. Działa naprawdę rewelacyjnie, trzeba jednak uważać, żeby nie zastosować go po depilacji, bo nieprzespana noc gwarantowana. Już kupiłam ponownie.\


Nie poszło mi chyba najgorzej, prawda? W tym miesiącu zdecydowanie więcej mi przybyło niż ubyło, a to dzięki dwóch wygranym w rozdaniach.