12 października 2015

129. Pompeje, życie w cieniu wulkanu

Zima zaskakuje kierowców niezmiennie co roku, ale w tym roku po prostu zaszokowała. Śnieg w drugim tygodniu października? Dziś jechałam pierwszy raz na zajęcia. W śniegu. A tak mi się marzyły jesienne Katowice.

Zanim jednak pogoda się zmieniła, zdążyłam złapać trochę słońca i wybrałam się na ostatnią, dla mnie jeszcze wakacyjną wycieczkę. Korzystając z promocyjnych cen biletów Polskiego Busa (całe 7zł + 1zł opłaty rezerwacyjnej na trasie Katowice Warszawa) wybrałam się do stolicy, aby wreszcie zobaczyć wystawę, która chodziła mi po głowie już od czerwca. Całe lato jakoś zleciało i nie było okazji, a tu taka promocja się trafiła, że aż szkoda było nie skorzystać.

Wystawa pod tytułem Pompeje, życie w cieniu wulkanu mieści się (jeszcze tylko do 18 października w Polsce) na Stadionie Narodowym. Jest to wystawa wirtualna, oparta na najnowszych technologiach wizualnych i sensorycznych.  Mnie jednak wystarczyło jedno słowo, Pompeje, abym nie mogła przestać o tej wystawie myśleć. Nastawiłam się na bardzo wiele, a co zastałam na miejscu?


Tuż po wejściu do pierwszej sali obejrzeć można było tę oto makietę miasta. Nie jestem pewna czy to Pompeje czy Herkulanum, grunt, że Wezuwiusz też jest. W sali było bardzo ciemno, efekt więc był zupełnie inny niż na zdjęciu. Bajeczny. Stałam i gapiłam się na miasto próbując zajrzeć do domów.


Większość wystawy składała się z wielkich ekranów, na których wyświetlane były albo krótkie filmiki obrazujące życie w Pompejach, albo zdjęcia ruin, które, kiedy się do nich zbliżaliśmy, zmieniały się na obrazy domów przed wybuchem Wezuwiusza.



W jednej sali obraz znajdował się na podłodze. Była to mozaika, która wyglądała jak pod wodą. Kiedy się po niej przeszło, słychać było pluskanie wody. W innej znowu znajdowała się platforma przed wielkim ekranem, na którym wyświetlał się film o Wezuwiuszu. O tym, kiedy powstał, jak gromadziła się w nim lawa, jak drżał i dawał znaki mieszkańcom miast, oraz o tym jak w końcu wybuchł. W odpowiednim momencie platforma cała drżała - jak dla mnie nawet odrobinę za bardzo, naprawdę mocno trzeba było się trzymać.

Najlepszym elementem była, według mnie, wirtualna przejażdżka przez Pompeje w momencie katastrofy. Po nałożeniu odpowiednich okularów przenosiliśmy się do zasnutego dymem i płonącego miasta, ziemia pękała nam pod nogami i waliły się na nas budynki. Szkoda tylko, że nie trwało to dłużej.





Figury były tylko odlewami prawdziwych zwłok znalezionych w Pompejach i Herkulanum, ale i tak robiły wrażenie w ciemnej sali. 


Na koniec można było zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie w rzymskiej todze na tle forum. 



Chociaż spodziewałam się zupełnie czegoś innego, wystawa bardzo mi się podobała. Nastawiłam się na typowo muzealną wystawę, z poustawianymi w gablotach skorupami naczyń i miedzianymi figurkami. Tym razem jednak chodziło o coś zupełnie innego. Wystawa była historyczna, ale podziwiać też można było bardzo nowoczesne technologie. 

Oprócz opisanych przeze mnie sal były jeszcze inne, każda jednak dostarczała mnóstwo informacji o niezwykłym mieście. Mnie, wielkiej fance starożytnego Rzymu, z wielką przyjemnością czytało się zarówno o rzeczach dobrze już znanych, jak i tych nieznanych. Moja siostra stwierdziła, że wreszcie ktoś wytłumaczył jej o co chodzi z Pompejami, bo ja nie potrafiłam.

Jako że w Warszawie zostawałyśmy do wieczora, miałyśmy jeszcze kilka godzin na pobieżne zwiedzenie miasta. Co zrobiło na mnie największe wrażenie?

Metro :)

Oj, przydałaby się taka prędkość, kiedy spieszę się do pracy. 

Zupełnie jednak nie zrobił na mnie wrażenia stadion.  Gdyby nie wystawa, nawet nie zawędrowałabym w jego okolice. 


Pałac Kultury udało nam się zobaczyć tylko spod stadionu i przejazdem z autobusu.


Punktem obowiązkowym musiał być oczywiście Park Łazienkowski. Ale że znalezienie go, nawet z GPS, nie było takie łatwe, najpierw odwiedziłyśmy Park Ujazdowski.


Park Łazienkowski mnie zachwycił. Gdybym mieszkała w Warszawie spędzałabym tam mnóstwo czasu.









Z Parku Łazienkowskiego prosto na Starówkę. 




Trochę się pokręciłyśmy, poszłyśmy coś zjeść, i już trzeba było wracać. Wizyta w stolicy zaliczona (moja pierwsza w życiu), ale powrotu w celach turystycznych nie planuję - chyba że do Centrum Nauki Kopernik. Warszawa nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak Kraków czy Wrocław, chociaż zdaję sobie sprawę, że nawet najmniejszej części miasta nie widziałam, i z pewnością jest tam wiele miejsc, które by mnie zauroczyły. 


A może polecacie jakieś miejsce szczególnie, coś, co warto zobaczyć przy okazji kolejnej wizyty?


6 komentarzy:

  1. Uwielbiam posty zdjęciowe, świetne widoki. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja musze wreszcie stadion zwiedzic;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedługo będę miała okazję odwiedzić Warszawę :) dawno tam nie byłam

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna fotorelacja kochana ależ wycieczka, sama z chęcią bym w takiej
    uczestniczyła :) szkoda tylko że do Warszawy mam bardzo daleko, prawie
    cała polska do przejechania... w każdym bądź razie świetna wystawa, sama
    chciałabym wziąć w czymś takim udział, zwłaszcza w tej wizualizacji :)
    Pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszczę Ci możliwości uczestniczenia w wystawie. Wielka była to tragedia, a widok tych ciał - mimo iż to tylko odlewy - niesamowicie wzruszające....

    OdpowiedzUsuń

1. Nie toleruję wymieniania się obserwacjami. Jeśli mój blog Ci się podoba - zaobserwuj. Jeśli spodoba mi się Twój - zrobię to samo.
2. Komentarze zawierające tylko zaproszenia na blogi będą ignorowane. Na całą resztę na pewno odpowiem na Waszych blogach.