12 lipca 2015

109. Kallos, crema al latte

W kwestii pielęgnacji włosów jestem bardzo leniwa. Nie dla mnie wcierki, maski czy olejowanie. Dwa, trzy razy będę o tym pamiętała, a później znowu sobie odpuszczę. Dlatego też powinnam się powstrzymywać przed kupowaniem littowych masek Kallosa.

Do tej pory miałam je dwie. Pierwszą, czekoladową, męczyłam bardzo długo. Zimą jednak lubiłam nawet siedzieć z ręcznikiem na głowie i podgrzewać go jeszcze suszarką, maski więc używałam w miarę często. Dziś krótko o drugim (i prawdopodobnie ostatnim, przynajmniej w takiej pojemności), Kallosie w moich zbiorach.



Co mówi producent?

Nabłyszczająca, odżywiająca maska do włosów. Włosy stają się błyszczące, jedwabiste i łatwo się rozczesują. Sposób użycia: zaaplikować na umyte włosy, zmyć po 10 min. Stosować 2-3 x tydz. 


Co widać gołym okiem?



Duże, plastikowe opakowanie z odkręcanym wieczkiem jest nie tylko bardzo wygodne w użyciu, ale może też zostać wykorzystane po zużyciu maski. Wystarczy zedrzeć etykietkę, i mamy duży, biały słój.


Maska jest koloru białego, zabezpieczona pod przykryciem folią, która naprawdę mocno trzyma. Każde jej naruszenie jest widoczne.

Zapach maski to idealny budyń śmietankowy. Wystarczy odkręcić nakrętkę i w całej łazience od razu pachnie. Zapach utrzymuje się przez jakiś czas na wysuszonych już włosach.



Pojemność
1 litr


Cena
Około 11 zł.


Dostępność
Drogerie Hebe, sklepy internetowe, małe sklepy z kosmetykami.


Skład



Moja opinia


Jako maski użyłam jej zaledwie kilka razy, i efekty były takie same jak wtedy, gdy używałam jej jako odżywki. Włosy świetnie sie rozczesywały, były miękkie i błyszczały się. Maska nie wpłynęła na ich wzrost/wypadanie, odżywienie czy zwiększenie objętości. Blasku i miękkości dodała tyle, co dobra odżywka. Tylko że takiej ilości dobrej odżywki nigdy w życiu nie kupilibyśmy za tę cenę. Wydajność oczywiście poraża, nawet jeśli jej sobie nie żałujemy. 


Moje włosy nie są suche ani zniszczone, i wszelkich odżywek używam przede wszystkim po to, by ułatwiły mi rozczesywanie włosów. Crema al latte okazała sie dla nich wystarczająca, miałam jednak wrażenie, że po jakichś trzech tygodniach regularnego stosowania, moje włosy się na nią uodporniły. Teraz, po miesiącu, znowu do niej wróciłam, i znowu widzę dobry efekt.

Być może kiedyś jeszcze wrócę do tej maski-odżywki, póki co jednak do dna jeszcze mi daleko.

17 komentarzy:

  1. uwielbiam! mam już drugie opakowanie i jest najlepsza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie nawet przypadł do gustu bananowy kallos, tej nigdy nie miałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie czeka ta maska w zapasach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę ją kiedyś wypróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie totalna porażka niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem Ci, ze mi niestety nie służyła...

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam jej odlewkę i nie przypadła mi do gustu niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja ją bardzo lubię :) była pierwszą maską kallosa, którą kupiłam :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze nie miałam żadnego Kallosa. Planuję kupić gdy skończę swoje zapasy

    OdpowiedzUsuń
  10. Akurat tej wersji jeszcze nie miałam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam i byłam zadowolona, jednak zapach czasami męczył ;/

    OdpowiedzUsuń
  12. mialam i zuzylam ale za duza butla;)

    OdpowiedzUsuń
  13. O kurcze a myślałam, że będzie lepsza.

    OdpowiedzUsuń
  14. uzywam jej obecnie i to zdecydowanie najlepsza maska jaką miałam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja również mam problemy z regularnym używaniem maski, dlatego jednego opakowania już rok nie mogę skończyć :)

    OdpowiedzUsuń
  16. przepysznie wygladaja kotlety nie wiem czemu ale nie moge dodac komentzrza:( :P

    OdpowiedzUsuń

1. Nie toleruję wymieniania się obserwacjami. Jeśli mój blog Ci się podoba - zaobserwuj. Jeśli spodoba mi się Twój - zrobię to samo.
2. Komentarze zawierające tylko zaproszenia na blogi będą ignorowane. Na całą resztę na pewno odpowiem na Waszych blogach.