Dzisiejszy post to takie małe makijażowe podsumowanie. Pokażę wam, które kosmetyki kolorowe lądują na mojej twarzy najczęściej i którym zapewniłam miejsce w mojej kosmetyczce już na stałe. Część z nich na pewno będziecie znały, bo to żadne odkrycia ani nowości, z pewnością jednak warte uwagi.
Podkład, którego używam od około roku, to Maybelline Affinitone w odcieniu 14 Creamy Beige. Dla mnie to prawdziwy ideał i już mnie nawet nie ciągnie, żeby próbować innych. Zawsze miałam problem z dobraniem odcienia. Żeby nie wyglądać, jakbym się samoopalaczem wysmarowała, kupowałam jasne odcienie. I wtedy była ze mnie gejsza, bo jasne podkłady są zdecydowanie nie dla mnie.
Podkład Affinitone jest bardzo płynny i trzeba uważać, żeby nie przesadzić z ilością. Lepiej dokładać po troszku, tym bardziej, że podkład bardzo szybko zasycha. Wykończenie ma pudrowe i czuć to nawet rozprowadzając go palcami po twarzy. Ładnie kryje i długo się utrzymuje. Jedyna wada - podkreśla suche skórki. Niezbyt też nadaje się na gorące dni. Mimo że nie jest bardzo ciężki, pod wpływem upału nieestetycznie spływa z twarzy. Ale że w upały się nie maluję, wybaczam mu to.
Kolejnym uwielbianym przeze mnie kosmetykiem do twarzy jest Skin79 Krem BB Orange. Wersja kolorystyczna odpowiednia dla mnie tylko zimą, dlatego też będę próbowała z inną. Z dostępnymi w polskich sklepach kremami BB nie mam zbyt dużego doświadczenia, więc nie będę was tutaj zanudzać tym, jak to bardzo one się różnią (bo szczerze, to aż tak dużych różnic nie widzę).
Krem jest lekki i ma niesamowite krycie, co u mnie jest podstawą. Jak nie potrzebuję krycia, to nie używam żadnego podkładu ani kremu. Tu mamy efekt idealnie gładkiej skóry, bez ciężkiego efektu tony tapety. Skóra lekko się po nim świeci, jest więc bardziej naturalnie. Krem wytrzymuje u mnie cały dzień, dłużej niż jakikolwiek podkład. Bardzo łatwo się go też nakłada. Ja robię to za pomocą palców, bo szkoda mi każdej kropelki, którą wypije gąbeczka.
Catrice Camouflage Cream to kosmetyk, który potrafi uratować mnie nawet w moje najgorsze dni. Nakładam go zawsze na podkład (rzadko na krem BB, za bardzo odcina się kolorem), a później przysypuję pudrem. Dobrze stapia się z kolorem podkładu, maskuje zaczerwienienia i przebarwienia. Na większe wypryski nie radzę go nakładać, bo efekt może być odwrotny od zamierzonego. W zbyt dużej ilości tylko przyciąga wzrok w dane miejsce, zamiast je maskować. No i nie pozwala skórze się zaleczyć i zregenerować. Sięgam po niego kiedy chcę, by moja skóra była w idealnie jednolitym kolorze.
Paese puder ryżowy jest ze mną od dwóch lat, a to dopiero drugie opakowanie. Jest szalenie wydajny. Bardzo drobno zmielony, w opakowaniu w kolorze białym. Na twarzy idealnie stapia się kolorystycznie z naszą karnacją i nawet jeśli nałożymy go za dużo, nie pozostanie on biały. Nakładam go pędzlem, bo gąbeczka nabiera go zbyt dużo i zdecydowanie za dużo się go wtedy osypuje na boki. Puder tworzy piękną matową powłoczkę na naszej skórze. Efekt utrzymuje się u mnie ok. 4 godzin, później muszę dokonać poprawek. U mnie to bardzo dobry wynik, bo mam skórę mieszaną w kierunku tłustej, i pod makijażem bardzo szybko zaczyna się świecić.
Wibo 3 Steps to perfect face contour palette trafiła do mnie podczas promocji w Rossmannie. Sporo osób się nią zachwycało więc też postanowiłam spróbować, tym bardziej że kosztowała coś około 10 zł. Na zdjęciu widać, którą część paletki polubiłam najbardziej. Delikatny, na dłoni prawie zupełnie niewidoczny, najbezpieczniejszy bronzer jakiego używałam. W konturowaniu jestem zielona, nie lubię więc mocno napigmentowanych kosmetyków. Ten bronzer jest dla mnie idealny. Róż i rozświetlacz trochę za bardzo się świecą i rzadko po nie sięgam. Bronzer mogę za to śmiało polecić osobom początkującym lub takim, które po prostu nie lubią mocnego efektu. Kosmetyk ten jest bardzo trwały.
Po bazę pod cienie przez długi czas nie sięgałam w ogóle. Na bazę z Avonu skusiła mnie koleżanka i to za jej namową ją wypróbowałam. Teraz używam jej zawsze, kiedy sięgam po cienie. Mam tłuste powieki i cienie zbijały mi się w jedną linię na załamaniu już po trzech godzinach. Teraz mogą wytrzymać dziesięć. Podoba mi się też szklany słoiczek, w którym znajduje się baza. Jak za cenę 10 zł. jest ono bardzo ładne i co najważniejsze - wytrzymałe.
Rzadko widuję dno w cieniach do powiek. Paletka Essence Quattro w kolorze 05 To die for służy mi do wykonania takiego mega szybkiego makijażu. Odrobina ciemnobrązowego cienia w zewnętrznych kącikach, tusz do rzęs i krem BB, i makijaż gotowy. Brązowe cienie należą do moich ulubionych. Ciemne cienie Essence mają bardzo dobrą pigmentację, z jasnymi już gorzej. Nałożone na bazę trzymają się naprawdę długo.
Paletkę NYX Love in Rio bardzo lubię za ciemne kolory. Nawet ten jaśniutki na oku wygląda całkiem mocno. Przy mojej opadającej powiece nie każdy makijaż oka jest widoczny. Jeśli użyję jasnych i delikatnych cieni, zakryje je powieka i okulary w grubych, granatowych oprawkach. Tych cieni nie da się przeoczyć. Jakość mają bardzo fajną - nie osypują się, nawet bez bazy wytrzymują dość długo. Pigmentacja dwóch ciemnych matów jest słabsza niż tego jasnego, trzeba więc trochę dłużej pomachać pędzelkiem.
Kredkę Catrice Longlasting 020 The World's Greytest często zdarza mi się używać jako cieni. Kredka jest bardzo miękka, nie zasycha od razu, idealnie więc nadaje się do roztarcia na powiece. Bardzo też lubię ten kolor. Kiedy czarny wydaje mi się zbyt oczywisty, a niebieski trochę zbyt rzucający się w oczy, szarość pasuje idealnie. Kredka jest wysuwana, bardzo przyjemnie więc się jej używa.
Kredka weteranka marki Wibo. Napisy tak się zdarły, że tylko dzięki staremu postowi z nowościami udało mi się odgadnąć markę. Kredka jest matowa, szybko zasycha i nie odbija się na górnej powiece. Eyeliner sprawia mi problemy, więc kreskę rysuję tą kredką. Bardzo wygodna dzięki temu, że się wysuwa.
Mianem ulubieńca żadnego tuszu nazwać nie mogę. Nie zawsze maluję rzęsy, jeden tusz potrafi u mnie spędzić rok. Jeśli już się nim maluję to i tak nakładam go mało, więc u mnie każdy się sprawdza. Maybelline the Rocket Volum Express ma jednak bardzo fajną szczoteczką. Równo nakłada tusz i nie brudzi, bo tusz oblepia tylko włoski, bez pozostawania na czubku szczoteczki.
W szmince Paese z olejkiem arganowym (nr 40) najbardziej podoba mi się to, że jej kolor można stopniować. Nałożona bardzo lekko podkreśla naturalny kolor ust i jet delikatna. Jeśli przyciśniemy ją mocniej, uzyskamy nasycony, mocny kolor. Dwie warstwy nadają się do mocnego, wyjściowego makijażu. Szminka ma bardzo przyjemną formułę, nie jest tępa i gładko sunie po ustach. Nie podkreśla suchych skórek i nie wysusza ust. Nie jest bardzo trwała i przy jedzeniu czy piciu od razu się ściera, robi to jednak równomiernie, nie trzeba więc od razu poprawiać. Jesienią i zimą sięgam po nią najczęściej.
Pomadka Yves Rocher Macadamia nie dość, że świetnie nawilża usta, to jeszcze nadaje im subtelny blask i słodko pachnie. Jej cienką warstwę nakładam też pod szminki kolorowe, które ładnie się na niej trzymają i nie rozmazują.
To tyle moich makijażowych ulubieńców. Odkrywać nowości zdecydowanie wolę w pielęgnacji. W makijażu stawiam na sprawdzone, w miarę tanie i łatwo dostępne kosmetyki.
Znacie któreś z nich? Może u was zupełnie się nie sprawdzają? Dajcie znać.
Znacie któreś z nich? Może u was zupełnie się nie sprawdzają? Dajcie znać.
Planuję wypróbować puder ryżowy. Z Affinitone niestety się nie polubiłam.
OdpowiedzUsuńTen tusz kompletnie się u mnie nie sprawdził.
OdpowiedzUsuńPolubiłam się z paletką do konturowania Wibo :)
OdpowiedzUsuńKamuflaż Catrice znam i bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńKamuflaż Catrice bywa przydatny ;)
OdpowiedzUsuńMiałam ten podkład Maybeline i był dla mnie kiepski :D
OdpowiedzUsuńKolory paletek są ładne ;) LUbię brązy :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię paletkę do konturowania Wibo, a z kremów BB od Skin79 najlepiej sprawdziła się u mnie poóki co wersja różowa i złota :)
OdpowiedzUsuńZnam część tych produktów, ale poza kamuflażem z Catrice raczej za nimi nie przepadałam :P
OdpowiedzUsuń