Siostry
O'Leary różnią się od siebie jak ogień woda. Colleenn,
ulubienica ojca, stale wychwalana za swoją urodę, żyje w
przekonaniu, że tylko tę jedną wartość posiada – jest piękna
kobietą i potrafi to wykorzystać. Czerpie z życia ile się da.
Uwielbia przyjęcia, nowe stroje i flirty. Innym płata „psikusy”
nie dbając o to, że ich to rani. Idzie przez życie jak burza,
niczego sobie nie odmawiając wiedząc, że nie spotka ją za to
żadna kara. Kto w końcu będzie się gniewał na taką ślicznotkę?
Brianna
to jej całkowite przeciwieństwo. Dziewczyna żyje w cieniu swojej
siostry, całe życie zabiega o uwagę ojca. Boli ją, kiedy ten nie
zwraca uwagi na to, co ona mówi, nie docenia jej inteligencji i
traktuje jak przedmiot, który trzeba sprzedać najbogatszemu
kawalerowi w okolicy. A Brianna ma całkiem inne plany na życie.
Chciałaby pójść do college'u i tak jak jej ciotka zdobyć
wykształcenie, nie być tylko ozdobą domu i męża.
„Irlandzkie
Łąki” to książka o dążeniu do własnych marzeń i
jednoczesnym spełnianiu oczekiwań innych. Siostry O'Leary są w
naprawdę kiepskiej sytuacji. Stadnina ich ojca jest na skraju
bankructwa, i ich ojciec może myśleć tylko o tym, by jak najlepiej
– i jak najszybciej! - zarobić na małżeństwach swoich córek,
bez względu na to, jaką one będą za to musiałby zapłacić cenę.
Ścierają się tu dwa pokolenia – ojciec imigrant, dla którego
zdobyty majątek i pozycja społeczna są najważniejsze, i młode
dziewczyny, które chcą poznać świat i kochać tych, których
wybrały ich serca, nie ojciec. Ciężkie do pogodzenia oczekiwania
jednej i drugiej strony.
Gdyby taka sytuacja zdarzyła się naprawdę,
nie obeszłoby się od rozłamu rodziny. Oczywiście, w XXI wieku, w
naszej kulturze, nikt nikomu małżeństw nie aranżuje. Ale przecież
dla każdego z nas rodzice wymarzyli sobie przyszłość według
własnych upodobań. Czasami zdarza się tak, że my, młode
pokolenie, podążamy zupełnie inną drogą. Co jeśli rodzice nie
potrafią się z tym pogodzić? Częsta sytuacja w momencie wyboru
kierunku studiów. Rodzice chcieliby przekazać
dzieciom swój zawód, zwłaszcza jeśli sami odnieśli zawodowy
sukces i ich stanowisko wiąże się z dużym prestiżem. Rodziny
lekarskie, prawnicze, wielkie biznesy rodzinne. Rodzice budują swoje
małe imperia z myślą o tym, że przekażą to wszystko swoim
dzieciom. A tu nagle okazuje się, że syn chce zostać kucharzem a
córka pływaczką. I wojna gotowa.
„Irlandzkie
Łąki” to typowy romans historyczny, jednak z bardzo ciekawą
fabułą. Nie mogło więc być nieszczęśliwego zakończenia. Nawet
ci bohaterowie, którzy ocierają się o śmierć, koniec końców
wracają do zdrowia i wszystko odmienia się na lepsze. Jestem takim
okropnym człowiekiem, że mało kiedy podobają mi się happy
endy. To już muszę naprawdę
bardzo mocno pokochać bohaterów, żeby życzyć im nudy i spokoju.
Książka
okazała się przyjemną, typowo babską lekturą, idealną na ciepłą
niedzielę i wylegiwanie się na plaży. Czytało się ją lekko i
przyjemnie, bohaterów dało się lubić. Irytować mogły niektóre
sytuacje, które trudno było zrozumieć z punktu widzenia dziewczyny
urodzonej pod koniec a nie na początku XX wieku, ale autorka nie
zrobiła ze swoich bohaterek bezwolnych ofiar, tylko rezolutne,
odważne dziewczyny, które dawały sobie radę w każdej sytuacji, i
to był już jakiś powiew współczesności.
Nie wiem czy dałabym radę przeczytać ją do końca ;)
OdpowiedzUsuń